Bonson: Raperzy nie chcą sobie robić wrogów

"Diabeł stróż" to tytuł kolejnej płyty Bonsona. Rozmawiamy więc z raperem o niej i pytamy go, dlaczego chciał rzucić muzykę.

Bonson w teledysku "Niech żyje bal"
Bonson w teledysku "Niech żyje bal"Marcin Zakrzewskimateriały prasowe

Marcin Misztalski, Interia.pl: Rozmawiamy w dniu premiery (11 sierpnia - przyp. red.) twojego nowego krążka. Po tylu latach wydawania płyt przywiązujesz jeszcze uwagę do takich dni? Celebrujesz je w jakiś sposób?

Bonson: - Nigdy nie organizowaliśmy spotkań z fanami w dniu premiery nowego materiału. W ogóle rzadko organizowaliśmy takie spotkania - może kilka się zdarzyło przy okazji koncertów. Można mnie bez problemu spotkać w klubach w Szczecinie czy w innych miejscach. Nie ukrywam się (śmiech). Nie mam jakiejś specjalnej fazy na celebrowanie tego dnia. Choć pamiętam, że przy okazji mojego poprzedniego solowego albumu "Król złoty" mieliśmy fajny pomysł na koncert w Szczecinie. To też były moje urodziny, więc chcieliśmy to uczcić w odpowiedni sposób. No ale niestety wybuchła pandemia i wszystkie kluby zostały zamknięte. Przesiedzieliśmy premierę przy stole (śmiech). Dzisiaj może i byśmy zrobili jakąś imprezę, ale jutro wyjeżdżamy na koncert do Płocka, więc nie mogę sobie pozwolić na jakieś większe świętowanie, bo trwałoby ono z dwa dni.

Po przesłuchaniu twojej nowej płyty zacząłem się zastanawiać, czy twoim większym wrogiem jest alkohol czy może twój charakter?

- Charakter. Ja nie mam problemów typu, że piję wódkę przez siedem dni. Nie robię tego. W tygodniu ogarniam życie - wożę dzieci do przedszkola i robię inne, normalne rzeczy, które robi każdy rodzic. Są po prostu takie momenty, kiedy gorsza strona mojego charakteru łapie za ster i wtedy dzieją się różne, bardzo nieprzewidywalne rzeczy. Mam, nazwijmy to, tendencje do odpływania. Pewnie przez ojca, który też walczył z podobnymi demonami. Moje albumy nie są o tym, że nie radzę sobie z piciem... Każdy, kto ma problem, mówi, że nie ma problemu z alkoholem (śmiech). Uważam, że naprawdę miałbym problem, gdybym nie odstawiał kieliszka, a tymczasem w tygodniu nawet nie piję piwa. Czasami w weekend zdarza się gdzieś wyjść, choć te melanże też nam się już pokończyły. Dziś wolę usiąść z żoną w studiu, wypić drinki i robić muzykę niż wyjść na miasto, szlajać się po klubach i robić dymy.

Znudziły ci się już melanże?

- Znudziło mi się siedzenie i nic nierobienie. Siedzenie i gadanie przez całą noc o niczym zaczęło mnie nudzić. Nieraz jest tak, że siedzę na jakichś urodzinach i już po godzinie zaczynam się nudzić, bo chciałbym iść do studia i tam sobie tworzyć. Może w pewnym momencie do tego dorosłem.

Czasami z rozmów o niczym też można wyciągnąć coś inspirującego.

- Melanżowe rozmowy z ludźmi, którzy nie znają mnie osobiście, tylko wiedzą, że jestem raperem, są po prostu katorgą. Mam problem, by przez nie przejść. To czasami, k*rwa, dramat, kiedy musisz słuchać tylko o sobie i o swojej muzyce. To kompletnie nic nie wnosi do mojego życia. A gdy siedzimy ze znajomymi i gramy na konsoli to... też nic nie wnosi do mojej muzyki. Nie zainspiruję się tym. Prędzej zainspiruję się, kiedy zrobię jakiś przypał na imprezie. Takie wydarzenia pomagają w pisaniu tekstów. (śmiech)

Często mierzysz się z ludźmi, którzy oceniają cię z perspektywy swojego wyobrażenia o tobie?

- Zależy, jakie mają to wyobrażenie.

No właśnie.

- Są momenty męczące, kiedy mam ochotę wyjść z jakiegoś klubu, bo ile można, k*rwa, słuchać jakichś głupot. Ale z drugiej strony - nie można winić ludzi za ciekawość. Gdy pojawiam się na urodzinach czy innych imprezach rodzinnych, to ludzie nieraz myślą, że obcują z człowiekiem z jakiegoś innego świata. Nie mogę ich winić, że mnie wypytują np. o branże. Niektórzy mają okazję porozmawiać z kimś w miarę popularnym. Mój kolega powiedział mi ostatnio, że zauważył, że czasami ludzie nie potrafią się przy nas zachować i głupieją. I jeśli dochodzi do tego alkohol, to zaczynają się dziać strasznie dziwne rzeczy. Zazwyczaj pali im tryby i kończą imprezę nie tak, jakby chcieli. Tak bardzo chcą nam zaimponować, że się palą. Okazuje się, że nie jest to tylko domena ludzi młodych. Zdarzało się, że odpalali się przy nas również starsi. Nie ma reguły.

Może twój blask ich oślepia. (śmiech)

- Jaki tam blask. My tak naprawdę jesteśmy bardzo skromnymi osobami. No wiesz, wyglądam jak wyglądam, więc nie zniknę w tłumie, ale nie wywyższam się i nie traktuję ludzi z góry. Nie mówię, że wszyscy mają nam zejść z drogi, bo gwiazdy weszły do klubu - nic z tych rzeczy.

Nie zawsze byłeś taki skromny.

- Nie no, kiedyś to sodówa biła mi bardzo w łeb. Byłem chamem nad chamy. Teraz wygląda to inaczej. Choć zdaję sobie sprawę, że ludzie na podstawie moich numerów mogą sobie pomyśleć, że jestem jakimś popier*oleńcem, który lata po mieście wiecznie naje*any i bez gaci, ale zapewniam, że tak nie jest. Mam na koncie niejedną bójkę czy coś. Ale to stare czasy. Nie ma co wspominać. Parę rzeczy się odje*ało. Zazwyczaj nie gryzłem się w język, zdarzało mi się z kimś poszarpać i pokłócić. Teraz jadę do Płocka, a tam zazwyczaj miałem jakieś przygody. Jedziemy zagrać tylko jeden numer, więc mam nadzieję, że tym razem nie będę miał okazji czegoś odje*ać. (wybuch śmiechu)

To, że nie gryziesz się w język, bywa kłopotliwe w rapowym świecie?

- Jeśli bym się wszędzie uśmiechał, nie cisnął jednemu czy drugiemu i gryzł się w język to ciekawe, gdzie bym dziś był. Podejrzewam, że takie zachowanie zamknęło mi dużo drzwi. Dziś mogę sobie tylko gdybać. Gdybym był cały czas miły i lizał wszystkim du*ę, jak to się robi w tym świecie, to mógłbym osiągnąć więcej. Może miałbym lepsze interesy, kontakty... A tak wiesz, pocisnę jednemu, to np. jego menedżer będzie mnie odsuwał od pewnych tematów, do których on ma dojście. Wiem, że nie wszystkim pasuję. Jeśli mówisz, co myślisz, to nieraz jest tak, że pojawiasz się w jakimś pomieszczeniu z ludźmi i nie wiesz, czy nie skończy się to awanturą, bo nie wszyscy chcą z tobą obcować... Ale tak naprawdę to zawsze szedłem swoją drogą i nie starałem się komuś przypodobać. Nie wstydzę się tego.

Często podchodzili do ciebie i mówili, że mają do ciebie problem, bo powiedziałeś to czy tamto?

- Nikt nigdy nie powiedział mi, że ma do mnie jakiś problem. W tej branży nikt ci prosto w twarz nie powie takich rzeczy. Szczególnie gdy wie, że może dostać w ryj. Oczywiście, jeśli trzeba pocisnąć komuś słabszemu to tak, wtedy są wszyscy chojracy. Do mnie nikt nie podszedł. Poza tym raperzy nie chcą sobie robić wrogów.

Uważasz, że treści przesiąknięte traumą i smutkiem są atrakcyjne dla słuchaczy?

- To nie są treści hitowe. Nie są na tyle atrakcyjne, by sobie siedzieć przy ognisku i je nucić, ale są słuchacze, dla których takie treści są okej. Nie wszyscy muszą ciągle słuchać tych pierdół, które są teraz na topie.

Tobie pisanie o pozytywach nie sprawia przyjemności?

- Nie sprawia mi to żadnej przyjemności. Mam inną stylistykę pisania - odnajduję się w ciemniejszych klimatach, lepiej mi to siedzi. Takie treści pisze mi się o wiele łatwiej.

Proza życia przeszkadza w tworzeniu?

- Przez dwa lata nie stworzyłem żadnego albumu. Nic nie robiłem w kwestii pisania kawałków, bo w moim życiu działo się niewiele. Przez tę pandemię można było wpaść w dziwne stany psychiczne. Odpaliłem się z pisaniem dopiero w październiku ubiegłego roku. Czekałem na odpowiedni moment. Nie mam czegoś takiego, że coś mi przeszkadza lub pomaga w tworzeniu.

Dlaczego na nowej płycie mówisz, że świat jest poje*any?

- A nie jest? Wystarczy poczytać komentarze pod dowolnym postem na Facebooku. Na co dzień spotykasz się pewnie z jakimiś dziwnymi fazami, które co chwilę ktoś wykręca. Jakieś nielogiczne zachowania, absurdalne sytuacje i tak dalej. Ludzie coraz bardziej tracą rozum. No ale, nic na to nie poradzę. Najważniejsze, żebyśmy nie dali się zwariować.

Jak wyglądałaby twoja twórczość, gdyby nie kobiety?

- 11 lat temu wydaliśmy album "Historia po pewnej historii". Kawałki na niego napisałem przez pewną kobietę, a w zasadzie to przez dziewczynę, bo byliśmy przecież wtedy jeszcze dzieciakami. Ta płyta tak zażarła, że rozmawiamy w 2022 roku, a ja mam na koncie 10 płyt. Druga kobieta, moja żona, ratuje mi życie na co dzień. Dzięki niej też piszę i nagrywam. Ona tak naprawdę zbudowała dla mnie studio, bym nigdzie nie musiał wychodzić, tylko siedział sobie w domu i robił na spokojnie, bo ja już nie chciałem rapować. Nie chciałem tworzyć na siłę. Pisanie nie sprawiało mi żadnej przyjemności. Żona widziała, że niemoc w pisaniu sprawia mi przykrość i starała się zrobić wszystko, by mi pomóc.

Ale jednak tego nie rzuciłeś.

- Cieszę się, że nagrałem nowy album, bo jestem z niego zadowolony i znów czuję radość z rapowania. Nie jest tak, że są na nim trzy single, a reszta to zapchajdziury, a tak bywało - no okej, może poza "Bonson postanawia umrzeć", bo tam też większość numerów mi się podobała. Nie pisałem numerów na siłę, a muszę przyznać, że kiedyś zdarzało mi się tak pisać. Słuchacze to czuli. Wiesz, trzy kawałki z nowego albumu trafiły na "Kartę na czasie" i utrzymują się tam do dzisiaj. Dawno się to nie zdarzyło, bo nasze zasięgi na kanale były takie, że numery miały po 30 tysięcy wyświetleń. Teraz jest lepiej. Choć wiadomo, że nie jest to 40 milionów, no ale wszyscy dobrze wiedzą, jak oni robią te liczby. Czułem, że każda osoba, która pracuje nad moim nowym albumem, cieszyła się z tego, że to robi. To budujące.

Wspomniałeś wcześniej o twojej żonie. Ona bywa krytyczna wobec twoich tekstów?

- Czasami wspomina, że napisałem słabszy kawałek, ale boi się tego powiedzieć (śmiech), bo ja jej od razu mówię: "co ty tam wiesz. Ja potrafię pisać, a ty na razie możesz się ode mnie uczyć" (śmiech). Ale mówiąc zupełnie poważnie - czasami jej uwagi dają mi do myślenia i nieraz ma dużo racji w swoich komentarzach.

INTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas