Arek Kłusowski: Teraz mam ochotę tańczyć [WYWIAD]
Stracił wszystko i został mu tylko "Pop i disco". To pierwszy singel zapowiadający czwarty album Arka. Artysta rozpoczyna nową erę w swojej karierze i życiu. W rozmowie z Interią przyszedł czas na podsumowania i uchylenie rąbka tajemnicy.
Damian Westfal, Interia: Nawiązując do twojej najnowszej piosenki: dlaczego to najlepszy rok i czy dobrze jest stracić wszystko?
Arek Kłusowski: - Jeżeli mądrze wyciągasz wnioski ze strat, to jest to niezwykle budujące i odświeżające. To jest też pewnego rodzaju kwestia, kiedy zastanawiasz się, jak chcesz, żeby dalej wyglądało twoje życie i jak sobie znaleźć na nie dobry patent. A dlaczego uważam, że to najlepszy rok? Bo czasami dochodzimy do takiego momentu w życiu, że nie ma już nic więcej, jest czarna otchłań i od nas zależy, czy wykaraskamy się z tego i zaczniemy na nowo poznawać siebie. Ja zaklinam rzeczywistość i w mojej głowie brzmią teraz tylko pozytywne treści.
Jesteś wdzięczny za te doświadczenia czy wolałbyś jednak dla swojego dobra, żeby one nigdy się nie wydarzyły?
- Oczywiście, że jestem wdzięczny. Szybko uczę się na swoich błędach, ale też na błędach innych. Mam taką przypadłość, że dużo obserwuję, znam się na ludziach, albo może z wiekiem poznaję się na nich. Mam mocną intuicję. Jeżeli te dotychczasowe doświadczenia mnie nie zabiły, to na pewno solidnie mnie zbudowały.
Odnalazłeś swoje szczęście?
- Szczęście w moim przypadku polega na tym, że bardzo dużo czasu poświęcam muzyce, pracuję w zawodzie, jestem w nim od 10 lat, żyję z niego, to jest moja wielka pasja i tak - mam to cholerne szczęście. Wszystkie kwestie ego czy myślenie o tym, czego jeszcze nie mam albo czego nie udało mi się jeszcze osiągnąć mają dla mnie marginalne znaczenie. Nie chcę, żeby to zabrzmiało jak tanie banialuki, ale faktycznie trzeba doceniać małe rzeczy, bo inaczej nie będziemy czerpać radości z tych wielkich.
A ty swoje trudne przeżycia przelałeś na papier i nuty, bo piosenki piszesz sam.
- Zawsze jest tak, że artysta głodny - artysta płodny. Jeżeli mam się dobrze, to nie chce się pisać, bo wtedy jest euforia, stan wspaniałości i nie mam wtedy czasu, żeby usiąść i przelać swoje emocje na papier. Najciekawsze piosenki, jakie napisałem, zawsze powstawały w bólach. Jest mi teraz bardzo dobrze w życiu i staram się mimo wszystko i tak wracać do tych gorszych momentów w życiu, żeby przekuć to w nowe utwory.
Czyli jesteś teraz w satysfakcjonującym ciebie momencie życia?
- Jestem w spokojnym momencie życia, mam wielki apetyt na przyszłość, ale nie towarzyszy temu jakaś napinka ani presja. Wszystko póki co zaczyna się fajnie układać, najważniejsza jest zdrowa głowa i spokój, bo dzięki temu można skupić się na swojej pracy, a jeśli masz mnóstwo problemów i sytuacji, które podcinają ci skrzydła, to ciężko myśleć o sobie w kwestiach artystycznych.
A ten obecny moment to proces zdrowienia po depresji, poznawania siebie czy jednak już zakończony etap?
- Mnie najtrudniej jest wytrzymać z samym sobą i raczej tak już będzie. Uwielbiam ciszę, jest ona dla mnie najwspanialszą muzyką i w domu prawie w ogóle nie słucham muzyki, ani nie zagłuszam ciszy telewizorem. Pracuję na dźwiękach i jestem czasami przebodźcowany, więc w ciszy odpoczywam najbardziej. Jestem akurat w procesie ciągłego dojrzewania, ale chyba to nigdy nie będzie moment, w którym dorosnę, bo uczę się ciągle życia, nie mam na nie recepty, żadnej konkluzji, ale mam patenty i wykorzystuję je - raz lepiej, raz gorzej.
Wracając do "Pop i disco" - nigdy chyba nie chciałeś być łączony z tym gatunkiem?
- Lubię przewroty, lubię zaskakiwać słuchaczy i lubię, kiedy się o tym mówi, a nie znoszę szufladkowania. Muzyka jest narzędziem, w którym mogę wyrażać siebie i to jest jedyna możliwość poznania mnie, bo jeśli przyjrzeć się mojej aktywności medialnej - ona odbywa się tylko i wyłącznie wtedy, kiedy promuję płytę, piosenkę, czy projekt muzyczny. Zmieniam się bez przerwy, ciągle się rozwijam jako człowiek, jako muzyk, jako artysta. To jest więc naturalne, że moje piosenki i inspiracje będą różne. Jesteśmy świeżo po premierze singla i te opinie są skrajne, a dla mnie, jako twórcy, to jest najlepsze, bo jedni tę piosenkę krytykują, drudzy się przekonują i ona wzbudza pewnego rodzaju zainteresowanie. Nie mogę przez całe życie nagrywać piosenek, które brzmią jak jedna i ta sama. Ludzie zarzucaliby mi, że niczym ich nie zaskakuję, więc i tak źle, i tak niedobrze. Na pewno jest to coś nowego ode mnie, czego ja w tej chwili potrzebuję.
I nie zaprzeczysz, że różni się od tego, co nagrywałeś wcześniej.
- Absolutnie tak. Poprzednia płyta "Zaległości w miłości" była bardzo artystycznym projektem i miałem wtedy taką potrzebę opowiedzenia smutnej historii, gdzie zaczynam jako "Najsmutniejszy człowiek świata", a kończę ostatnim utworem jako "0Wspomnień kolekcjoner" i całkowicie już ten temat prześpiewuję, przegaduję i już nigdy do niego nie wracam. Jak już wypuszczasz taką bombę emocjonalną do ludzi, którzy się z tym utożsamiają, to pytanie, czy już te blizny się zagoiły, czy udało się z tego wylizać. Teraz mam możliwość eksperymentowania z czymś zupełnie mi obcym i jestem tym podekscytowany.
Album "Zaległości w miłości" z 2023 roku był bardzo osobisty, autobiograficzny. A teraz co planujesz?
- Nowa płyta będzie na tak zwanym "czasie". Myślę, że ta era popowa dopiero się u mnie rodzi. Chciałbym dać trochę oddechu słuchaczom i nie być tylko smutnym chłopcem przy mikrofonie, który wiecznie cierpi. Mam bardzo złożoną osobowość i pełno sprzeczności, dlatego też zawsze to co wydaję, będzie nieprzewidywalne. Sam siebie zaskakuję i sam nie wiem, co będzie dalej. Jeśli chodzi o muzyczne propozycje, to przy najbliższych utworach i na nadchodzącej płycie na pewno będą to bardzo melodyjne utwory, bardzo popowe. Nie wiem, dlaczego niektórym ludziom kojarzy się to bardzo pejoratywnie, że popowe to znaczy coś gorszego. Pop na świecie ma się bardzo dobrze i ja dziś tu jestem, żeby to pokazać na polskim podwórku.
I póki co ci to wychodzi.
- Myślę, że tak. Co innego, jakby piosenkę napisało mi dziesięciu producentów, którzy mają swoje sukcesy w radiu. No to faktycznie - ktoś by mógł pomyśleć, że jest to akt desperacji z mojej strony i chęć zaistnienia dzięki muzyce, chęć zarobienia, bo po prostu, na przykład, mój poprzedni album nie zyskał takiej popularności, jaką bym chciał, ale jest wręcz przeciwnie. Teraz mam ochotę tańczyć, szaleć, bawić się, śmiać i robić głupoty - i taka teraz będzie moja muzyka: szalona, nieprzewidywalna, dająca ludziom powera do życia, bo ja w sobie znowu tego powera znalazłem i teraz chce się nim dzielić z innymi.
To zapewne podzielisz się tym powerem także na koncertach. Szykują się jakieś?
- Na razie przygotowuję muzycznie cały koncept koncertów, aby móc je jesienią zagrać. Będą one bardzo zaskakujące. Kocham chodzić na czyjeś koncerty i swoje chce zrobić tak, aby nikt nie żałował wydanego grosza na bilet. Najbliższe miesiące zapowiadają się pracowicie. Przy najbliższych spotkaniach na koncertach chcę pokazać trochę materiału, bo płyta wyjdzie dopiero w przyszłym roku. Chcę pokazać się też na paru festiwalach. Teraz będziemy sukcesywnie wydawać nowe single i każdy z tych singli znajdzie swoich nowych odbiorców. Jak pewnie wiesz, jestem teraz w nowej wytwórni. Spotkaliśmy się, wytłumaczyłem na czym mi zależy, z kim chcę pracować, jak chcę, żeby to wszystko brzmiało.
Co płyta, to wytwórnia - to już twoja trzecia współpraca.
- Jestem bardzo prostolinijny: w pracy i w życiu. Mnie można oszukać tylko raz. Zaufanie wchodzi schodami, a zjeżdża windą. Dla mnie ważniejsze od sukcesu, od kasy jest to, żebym mógł się dobrze czuć ze sobą i mógł spojrzeć na siebie w lustro. Nigdy nie zrobiłem kariery na czyichś plecach, nigdy nie zachowałem się nie fair. Takie mam wartości, tak zostałem wychowany, mam dyscyplinę wojskową i zawsze się tego będę trzymać. U mnie kwestia z zaufaniem jest zero-jedynkowa. Za dużo w życiu przeszedłem, aby być zagubionym w jakichś niejasnych kwestiach. Nie pracuję na etacie i mam ten komfort i to cholerne szczęście, że sam jestem swoją firmą i jeżeli coś mi nie gra, to szkoda czasu, bo prędzej czy później i tak to się rozwali. Sukces w życiu osiągnąłem nie poprzez mój talent ani umiejętności, a tylko i wyłącznie poprzez mój charakter, który zawsze był krytykowany.
No i jeszcze ciężka praca...
- Charakter łączy się z pracą, musisz mieć po prostu w sobie samozaparcie. Talent to mają miliony ludzi, ale często brakuje chyba po prostu tej siły.
A więc drzwi do studia jeszcze nie zamknąłeś?
- Jeszcze mi trochę zostało, ale wiatr mi sprzyja. Mam bardzo duży głód działania, mam nową wytwórnię, nowych managerów, świetny team. Muszę powiedzieć, że był taki moment w moim życiu, że stwierdziłem, że ja już nie mam nic więcej do powiedzenia muzycznie, chciałem iść na bardzo przedwczesną emeryturę, kiedy nie mogłem przebić tej ściany i ciągle dostawałem rykoszetem. Stąd też ten nowy optymizm objawia się właśnie w nowym materiale i znowu czuję jakbym dostał nowe życie. Młodość jest od tego, żeby robić głupoty, a teraz, jak jestem starszy, to można to wszystko kosztować jakoś tak bardziej wytrawnie (śmiech).
Jak już mówimy o głupotach - napisałeś kiedyś jakąś piosenkę po pijaku?
- Nigdy w życiu - ani żadnej melodii, ani żadnego tekstu nie stworzyłem pod wpływem żadnej substancji. Najlepiej mi się pracuje zawsze na otwartej głowie, trzeźwym umyśle. Jedyny kontakt z używkami mam wtedy, kiedy jestem przebodźcowany i potrzebuję resetu, ale nigdy w życiu podczas 10 lat pracy na scenie nie wyszedłem na scenę nietrzeźwy. Żadna używka nie da ci tego, co może dać ci miłość publiczności na koncercie.
Cieszysz się na to, co nadchodzi?
- Na pewno jest wielka radocha ze względu na to, że ktoś chce dalej inwestować w mój komentarz na temat świata, bo umówmy się - jest tak duża konkurencja i tak wielu młodych artystów z różnych generacji, którzy oprócz tego, że potrafią ładnie śpiewać, to mają jeszcze wiele innych umiejętności, których ja już nie posiadam, bo jestem z całkiem innej bajki. Zdaję sobie sprawę z prawa rynku i tego, jak ciężko jest dostać kontrakt i się utrzymać, więc to na pewno mnie mocno uskrzydla. Jestem szczęśliwy, że mogę dalej nagrywać muzykę, cieszę się, że mam fajnych współpracowników. Wiem, że tak mówi dużo ludzi, ale naprawdę ciężko jest o fajne osoby i to jest największy nośnik, który też mnie nosi. A reszta - przyjdzie, albo nie przyjdzie - zobaczymy. Póki co wszystko jest na dobrej drodze. Jest podjarka.