"Zawsze uważano mnie za chłopczycę"

Angielska wokalistka Lisa Maffia (to jej prawdziwe nazwisko!) urodziła się w Londynie. Popularność przyniosły jej melodyjne refreny, jakie wykonywała na płytach macierzystego zespołu So Solid Crew. We wrześniu 2003 roku w Polsce ukazała się debiutancka solowa płyta wokalistki, zatytułowana "First Lady", promowana przez single z utworami "All Over" i "In Love". W jej nagraniu pomagali członkowie So Solid Crew, ale cała koncepcja albumu zrodziła się w głowie Lisy. Przy okazji promocji płyty "First Lady", Lisa Maffia rozmawiała z Maćkiem Rychlickim, któremu opowiedziała m.in. o pracy nad albumem, obecnej sytuacji sceny garage'owej oraz Chelsea, córeczce wokalistki.

article cover
INTERIA.PL

Jesteś już od kilku lat główną wokalistką grupy So Solid Crew, ale dopiero teraz nagrałaś solowy album. Marzyłaś o tym "od zawsze", czy może jest to tylko kolejny etap w twojej karierze?

Już na początku istnienia So Solid Crew powiedzieliśmy sobie, że kiedyś każde z nas nagra solowy album, na którym będziemy mogli pokazać swoje indywidualne oblicze muzyczne. Jeżeli grasz w zespole wieloosobowym, to ostatecznie po nagraniu płyty trudno dokładnie określić, jaki był w nią twój wkład. Solowe projekty są nam potrzebne do pokazania ludziom, jacy tak naprawdę są poszczególni członkowie So Solid - czego słuchają, w jakich klimatach czują się najlepiej. Tak więc taki był plan.

Na producentów płyty wybrałaś właśnie członków So Solid. Nie obawiałaś się zatem, że będzie ona przypominała dotychczasowe produkcje twojego zespołu?

Nie, bo od kompozycji począwszy, a na ostatnich poprawkach kończąc, wszystko opierało się wyłącznie na moich pomysłach. Mimo że za produkcję odpowiadał ktoś inny, to ja decydowałam, co ma jak brzmieć. Pewnie nie udało mi się uniknąć wpływów z So Solid, ale cały album śmiało mogę firmować swoim własnym nazwiskiem. Nie da się zaprzeczyć, jakie są moje muzyczne korzenie, zresztą nie o to chodzi. Po prostu ingerowałam w każdy etap nagrywania tej płyty, więc stanowczo jest to płyta Lisy Maffi.

Jak w takim razie czułaś się w studio, kiedy po raz pierwszy to ty dowodziłaś wszystkimi?

Przyznam, że na początku było to trochę przerażające. Dotychczas zawsze byli koło mnie chłopcy z zespołu, którzy podsuwali pomysły - o czym mam rapować, o czym śpiewać itd. A tym razem zdana byłam tylko na samą siebie. Pierwsze 6 miesięcy nagrywania płyty mogę śmiało uznać teraz za zabawę, bo przez cały ten czas nie powstał ani jeden utwór z ostatecznej wersji płyty. Ta wersja zaczęła rodzić się dopiero po pół roku pracy. Tak to jest, jak nagrywa się swój pierwszy album - często ma się w głowie jakieś dźwięki, ale nie wiadomo, jak przełożyć je na język aparatury studyjnej. Człowiek miota się i miota, i na początku nie przynosi to żadnych efektów.

Ale dzięki swojemu uporowi nagrałam wreszcie to, co chciałam i to właśnie słyszycie na płycie. Po prostu stworzenie własnej wizytówki muzycznej zajęło mi trochę czasu. Nie chciałam pomylić się ani nagrać czegoś, co nagrał już ktoś przede mną. Dlatego uważam, że efekt jest naprawdę fantastyczny.


Nagrywasz muzykę w dość unikalnym gatunku - niewielu znanych artystów gra garage w połączeniu z soulem i hip hopem. Skąd czerpiesz inspiracje do tworzenia takich właśnie brzmień?

Inspiracją jest dla mnie muzyka, która mnie otaczała kiedyś i której słucham teraz. Odkąd pamiętam, w moim domu zawsze grały jakieś płyty, przez lata nakładało się więc w mojej głowie wiele najróżniejszych wpływów. Muzyka pop, jaką znam ze szkoły, reggae puszczane przez moja mamę, soul i swing słyszany u ciotki - te inspiracje można by jeszcze długo wyliczać.

Czy masz obecnie na oku jakieś interesujące, młode brytyjskie zespoły, wykonujące muzykę garage/2step?

Muszę zaznaczyć jedno - na płycie wystrzegałam się brzmień stricte garage'owych czy 2 stepowych. Zawsze starałam się dodać do nich elementy hip hopu, soulu czy r'n'b. W Wielkiej Brytanii scena garage'owa zeszła ostatnio do tzw. podziemia, w mediach jest o niej bardzo cicho. Być może dlatego, że nawet So Solid przerzuca się powoli na inne dźwięki, nie jesteśmy przywiązani na siłę do jednego gatunku. Na drugiej płycie jest już więcej hip hopu czy r'n'b.

Czasem mam wrażenie, że w Londynie wiele osób interesowało się daną muzyką tylko dlatego, że to my ją wykonywaliśmy. So Solid zawsze byli pionierami sceny niezależnej i skoro teraz nie gramy już garage, to gatunek ten stracił wielu sympatyków. Potrzeba pewnie kolejnego hitu, żeby ludzie znów zwrócili na niego uwagę. Ale na razie trzeba na to jeszcze poczekać.

Jak sama stwierdziłaś, należycie do sceny niezależnej, undergroundowej. Jakie znaczenie mają w takim razie dla ciebie wyniki twoich dokonań na listach przebojów?

Pewnie że przyjemnie jest trafić na listy przebojów, nawet jeżeli moje płyty kupują też ludzie słuchający muzyki pop czy innej. Robię muzykę, która dotąd nie była znana szerszej publiczności, dlatego wyniki na listach przebojów są ważne, ale nie najważniejsze. Swoją muzykę robię przede wszystkim dla siebie. A to, że coś akurat nie spodoba się na tyle, by trafić na pierwsze miejsce i zamiast tego ląduje dopiero na trzecim, nie ma tak naprawdę żadnego znaczenia.


A jak ważna jest dla ciebie opinia brytyjskiej prasy? W końcu to ona kiedyś posądzała was o promowanie przemocy [na kilku koncertach So Solid Crew doszło do strzelanin - przyp. red.], a teraz wydajesz się jej ulubienicą?

Każdy ma swoją pracę, każdy musi znaleźć jakiś sposób na swoje utrzymanie. Jedni mają za zadanie kogoś zniszczyć, inni wypisywać peany na jego cześć. Nie mogę więc obrażać się na prasę, bo w niektórych sytuacjach bywa ona naprawdę pomocna. Raz bywa lepiej, a raz gorzej, więc trzeba się z tym pogodzić. Czasem prasa jest jedynym nośnikiem twoich słów, więc nie można zerwać z nią kontaktów. Jako kilkunastoosobowy zespół, So Solid nie zawsze mógł wypowiadać się na jakiś temat w pełnym składzie, więc często robiłam za rzeczniczkę całej grupy.

W zespole nazywana jesteś teraz Diamentem lub Księżniczką, ale powiedz jak było na początku, kiedy dołączyłaś do zespołu składającego się z 10 czy 15 mężczyzn?

Wiesz, zawsze uważano mnie za "chłopczycę", więc męskie towarzystwo nigdy nie było dla mnie czymś krępującym. Ale cieszę się, że po dwóch latach do zespołu dołączyły wreszcie jakieś inne dziewczyny! (śmiech) Na chłopców z grupy nie mogę powiedzieć złego słowa - robili wszystko, co w ich mocy, żebym czuła się z nimi jak najlepiej. No i od początku uczynili mnie liderką zespołu.

Często w zespołach, w których całe zainteresowanie mediów skupia się na głównej wokalistce, reszta zespołu robi się po pewnym czasie zazdrosna. W So Solid nigdy nie spotkałaś się z zazdrością?

Nie, chłopcy nigdy nie byli o mnie zazdrośni. Sami przy każdej okazji starali się wysuwać mnie na przód grupy, chcieli mnie uczynić prawdziwą gwiazdą całej formacji, najbardziej rozpoznawalną twarzą grupy. W jej imieniu mogło się wypowiadać wielu facetów, ale że była wśród nich tylko jedna kobieta, do reprezentowania So Solid wybrali więc ją. Nazywali mnie też Białym Diamentem w otoczeniu Czarnych Diamentów.

Czy w takim razie ty nie czułaś się zazdrosna, kiedy do grupy dołączyły Tiger S. i The Twins?

Skądże, nawet nie wiesz, jak mi ulżyło! (śmiech) Ulżyło mi, że wreszcie ktoś może mi doradzić, w co się mam ubrać i jak się uczesać! Dla chłopaków wystarczyło, żebym była w cokolwiek ubrana i już było super. (śmiech) Tylko dziewczyny potrafią doradzić, czy dane ciuchy do siebie pasują itd.


Rozmawiałem w 2002 roku z Harveyem [MC z So Solid Crew - przyp. red.] i dowiedziałem się, że wtedy wasz skład liczył ok. 35 osób, w tym nawet pracujące dla was sekretarki. Czy od tego czasu wasza drużyna jeszcze się rozrosła?

Oczywiście, teraz to około 45 osób. W ramach działalności prowadzimy też wytwórnię So Solid, więc część ludzi jest po prostu pracownikami naszej firmy. To dlatego jest nas tak wiele. Oryginalnie nasz skład liczył 25 osób i dopiero do nich doszli nowi artyści, producenci, dźwiękowcy.

Masz kilkuletnią córeczkę. Czy starasz się trzymać ją z dala od show-biznesu czy też "pracuje" razem z tobą?

Nie, staram się trzymać ją jak najdalej, ale często nie za bardzo jest to możliwe, choćby dlatego, że codziennie może mnie oglądać w telewizji. Nieraz w ogóle nie spędzałybyśmy ze sobą czasu, gdybym nie brała jej ze sobą do pracy. Staram się, żeby miała normalne dzieciństwo, choć ona dokładnie wie już, o co chodzi. Ma 7 lat i mentalność przynajmniej 17-latki!

Czy podobają jej się płyty mamy?

Tak, i to bardzo! (śmiech)

A czy jest już tak zwariowana na punkcie śpiewu jak ty, kiedy byłaś w jej wieku?

Lubi śpiewać, ale ponad to woli chyba tańczyć. Gdy miałam tyle lat, myślałam, że śpiewanie zawsze pozostanie tylko moim hobby, a nie sposobem na życie. Wtedy po prostu strasznie lubiłam muzykę.

Czy chciałabyś, żeby poszła w twoje ślady?

Moja mama nigdy nie zmuszała mnie do robienia niczego. Jeżeli chciałam tańczyć, to tańczyłam, równie dobrze zgodziłaby się, że gdybym postanowiła, że będę jeździć na koniach. Chcę być taka sama w stosunku do Chelsea. Nie zmuszę jej do rozpoczęcia kariery muzycznej, jeśli to nie tego będzie pragnęła najbardziej. Ma już 7 lat i wystarczająco dużo rozsądku, żeby decydować o samej sobie.

Stałaś się symbolem młodej matki, która odniosła sukces. Czy w związku z tym za swoją bohaterkę uważają cię feministki?

Tak, często tutaj opowiada się historię, o tym jak pojawiłam się nie wiadomo skąd i jako samotna rodzicielka osiągnęłam to i tamto. Cieszę się, że mogę być dla kogoś inspiracją w osiąganiu sukcesów, bo naprawdę nie było mi łatwo znaleźć się w tym miejscu, gdzie jestem teraz. Oby tylko nikt nie starał się za bardzo mnie naśladować, bo miałam dość trudne dzieciństwo i z wieloma sprawami musiałam się zmagać sama. Gdyby nie szczęśliwy zbieg okoliczności, pewnie byłabym teraz kimś zupełnie innym. Jak zresztą wszyscy. Ale faktycznie, jestem dowodem na to, że można się wybronić z największych tarapatów.


Czy jeżeli twój album osiągnąłby wielki sukces komercyjny, odeszłabyś z So Solid Crew?

To, że nagrałam solowy materiał, w jakiś sposób oddaliło mnie od tego, co obecnie robią chłopcy. Jeżeli płyta zdobędzie wielką popularność, to pewnie trudniej będzie mi z powrotem pracować z nimi tak jak za dawnych czasów. Ale zawsze będę trzymała się blisko So Solid Crew, bo stąd się wywodzę, tu zawsze były i będą moje korzenie. Jeżeli będą chcieli, to zawsze będę na ich zawołanie, ale jest teraz przecież tylu młodych, dobrze zapowiadających się artystów, że może już dla mnie nie starczyć miejsca! (śmiech)

Dziękuję za rozmowę.

(Na podstawie materiałów promocyjnych wytwórni Sony Music.)

import rozrywka
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas