"W wielu sprawach jestem leniem"
O Sophie Ellis Bextor świat usłyszał po raz pierwszy dzięki piosence "Groovejet", którą angielska piosenkarka nagrała wspólnie z Christiano Spillerem. Idąc za ciosem Sophie postanowiła zaryzykować i rozpoczęła karierę solową. Ryzyko się opłaciło, a piosenki "Murder On The Dancefloor" i "Get Over You" oraz jej debiutancki album "Read My Lips" (2001) uczyniły z niej najpoważniejszą rywalkę Kylie Minogue w walce o tytuł najpopularniejszej wokalistki pop na Wyspach Brytyjskich. Sukces ma jednak swoją cenę. Wiedząc o tym, Sophie opowiada o swojej drodze na szczyt, plusach i minusach sławy oraz życiu w trasie.
Na początek opowiedz nam o swojej dotychczasowej karierze.
Mam teraz prawie 23 lata, a śpiewam odkąd skończyłam 16 lat. Najpierw był to zespół theaudience. Graliśmy tylko w weekendy, bo wtedy chodziłam jeszcze do szkoły i nie wolno mi było koncertować w dni robocze. Mój pierwszy kontrakt płytowy podpisałam w wieku 18 lat. Przez następne dwa lata podróżowaliśmy, graliśmy koncerty, nagraliśmy album i kilka singli, po czym zespół się rozpadł. No i wtedy zaczęłam pisać, poznałam Christiano Spillera, zrobiliśmy "Groovejet", a w zeszłym roku rozpoczęłam karierę solową.
Jak doszło do współpracy ze Spillerem?
Moja firma płytowa o mnie nie zapomniała; wciąż przysyłali mi jakieś materiały, a że dopiero zaczynałam komponować, dostawałam mnóstwo kawałków instrumentalnych i próbowałam pisać do nich wokale. "Groovejet" był jednym z pierwszych utworów, jakie dostałam. Nie wiedziałam, że wcześniej wydano go jako numer instrumentalny, więc przesłuchałam i stwierdziłam, że jeżeli ma z tego powstać piosenka, to trzeba tu kilka rzeczy pozmieniać. Pomysł na melodię przyszedł mi do głowy dość szybko, a Christiano spodobał się mój głos i to, co napisałam, więc wszystko poszło całkiem nieźle.
Jak myślisz, w czym tkwiła tajemnica sukcesu "Groovejet"?
Wtedy nie spodziewałam się po "Groovejet" niczego wielkiego. Pomyślałam tylko, że byłoby fajnie zrobić coś nowego, innego i znowu zobaczyć swoją piosenkę w jakimś zestawieniu, na jakiejś liście. Ale gdyby się przyjrzeć moim niezależnym, gitarowym korzeniom i muzyce tanecznej, z której wywodzi się twórczość Spillera, to fakt, że oboje znaleźliśmy w tej piosence coś dla siebie, zaczyna mieć znaczenie. Ona jest jakby ponad tymi podziałami, nie jest tylko dla bywalców klubów czy dyskotek, ale ma w sobie coś, co podoba się wielu ludziom. Myślę, że po prostu jest w niej coś fajnego.
Czy zgodzisz się ze stwierdzeniem, że "Groovejet" okazał się punktem zwrotnym w twojej karierze?
Cóż, ten numer zawędrował na pierwsze miejsca list przebojów w moim kraju, to znaczy w Zjednoczonym Królestwie, w jego ojczystych Włoszech, a nawet w dalekiej Australii. To niezwykłe, ale utrzymywał się tam na szczycie chyba ze trzy tygodnie. Wciąż jestem tym podekscytowana. Dla Christiano "Groovejet" był pierwszym krążkiem, jaki w ogóle wydał, a dla mnie pierwszym, który znalazł się w pierwszej dwudziestce, więc czułam się trochę nieswojo. Jednak teraz lubię wspominać tamte chwile, bo to w sumie była świetna zabawa.
Dlaczego więc zdecydowałaś się na karierę solową?
Chronologicznie rzecz biorąc najpierw współpracowałam ze Spillerem, a potem nagrywałam solo, ale tak naprawdę już podczas pracy nad tamtym projektem czułam się samodzielną artystką. To było dla mnie dobre przetarcie, bo choć miało to być wspólne przedsięwzięcie, Christiano zajmował się promocją tylko przez tydzień, a całą resztę pracy wykonałam sama. Czułam więc jego wsparcie, ale posmakowałam też pracy samodzielnej. Myślę, że pomogło mi to w rozpoczęciu kariery solowej.
Czy twoje rodzinne powiązania z show-biznesem miały wpływ na wybór sposobu życia?
Oboje moi rodzice pracują w mediach. Od wczesnego dzieciństwa mam też ojczyma i macochę - oni też pracują z kamerami, przy produkcji, reżyserii i tego typu rzeczach. Moja mama była prezenterką, ale przestała nią być jeszcze zanim pojawiłam się w "Double Figures". Miałam 8 lat, kiedy przestała prowadzić ten program, dzięki któremu stała się znana w Wielkiej Brytanii. Tak więc to nie miało bezpośredniego wpływu na moją karierę. Natomiast fakt, że wszyscy moi rodzice wykonywali takie niekonwencjonalne zawody, byli wolnymi strzelcami, jednak pracowali bardzo dużo i w przedziwnych porach - to sprawiło, że poczułam, że wszystko jest w moim zasięgu. Nigdy nie pociągała mnie zbytnio telewizja - wiedziałam, że tam pracuje się bardzo ciężko, dużo czasu spędza się na czekaniu lub organizowaniu różnych rzeczy, w czym nie jestem zbyt dobra. Jednak oni uświadomili mi, że wszystko znajduje się na tym samym poziomie. Wielu ludzi wybiera tzw. normalną pracę czy normalną karierę, wyobrażając sobie, że śpiewanie lub granie w filmach jest nieosiągalnym ideałem. Ja po prostu pomyślałam: "Spróbuję tego". Poza tym byłam przygotowana na to, że ta droga nie zawsze będzie usłana różami.
Jak opisałabyś muzykę ze swojej debiutanckiej płyty "Read My Lips"?
Myślę, że ten album dokumentuje mój stosunek do muzyki pop. Jest to jednak raczej staromodna wizja popu pochodząca z czasów, gdy była to muzyka dla osób w każdym wieku i o swobodnym stylu bycia, gdy nikt nie obawiał się przyznać, że ją lubi. Nie jestem dobra w opisywaniu mojej muzyki, ale jedyne co mi przychodzi do głowy, to "pop dla dorosłych" albo "wyszukany pop". Nie chciałabym bowiem, by ktoś wstydził się umieścić ją obok jakiejkolwiek innej płyty w swojej kolekcji.
Co wywarło wpływ na styl muzyczny twojej płyty?
Kiedy śpiewałam w zespole, poznałam swój głos i styl, jaki do niego pasuje. Inspirowała mnie niezależna muzyka elektroniczna, w rodzaju The Cardigans. Lubiłam też posłuchać punka i innych nowości, jednakże praca nad "Groovejet" otworzyła mi oczy na muzykę taneczną i zobaczyłam siebie w innym świetle. Wcześniej chyba kisiłam się we własnym sosie, uważając że to, co robię, musi być niezależne. Potem jednak uznałam, że nie ma powodu, dla którego miałabym trzymać się tego jednego stylu i zdałam sobie sprawę, że w obu przypadkach śpiewam pop. W jednym był to pop gitarowy, w drugim taneczny, ale oba style mieszczą się w definicji muzyki popowej, a że od małego - słuchając Squeeze, the Jackson Five, Madonny czy Beach Boys - zawsze byłam wielką fanką popu, pomyślałam, że chcę zgłębić również i ten jego obszar. Tak więc ta płyta wyraża stosunek, jaki miałam do popu przez całe moje życie.
Czego słuchałaś dorastając?
Wspomnienia dotyczące muzyki są u mnie starsze od tych, które wiążą się z mówieniem, chodzeniem, czy czymkolwiek innym. Sięgają czasów, gdy miałam mniej więcej rok. Mój tata od zawsze chciał mnie zainteresować muzyką, więc puszczał mi The Beatles i Pink Floyd, gdy byłam jeszcze w kołysce. Potem nagrał mi całą kasetę z teledyskami popowymi - wiele z nich do dziś należy do moich ulubionych, na przykład „Video Killed The Radio Star” grupy the Buggles, czy „Mickey” Tony’ego Basila. Poza tym zespoły typu Soft Cell, Human League i wiele innych - pamiętam je z czasów, kiedy byłam małym dzieckiem. Gdy trochę podrosłam, zaczęłam słuchać Jackson 5, the Beach Boys, bardzo lubiłam a-ha, wczesne piosenki Michaela Jacksona, Elvisa Costello, Madonnę. Kolejną wielką fascynacją był britpop, dla mnie to była naprawdę duża eksplozja muzyki. Razem z przyjaciółmi co tydzień kupowaliśmy czasopisma typu „New Musical Express” czy „Melody Maker”, całe ściany mieliśmy wytapetowane plakatami. To był wspaniały okres dla mojego pokolenia, ta muzyka była wyłącznie nasza, nie miała nic wspólnego z tym, czego słuchali nasi rodzice. Nawet sposób ubierania był inny. To był kluczowy okres w moim życiu.
Jak sobie radzisz ze sławą?
Uważam, że sławę należy przyjmować z rezerwą, gdyż ona tak naprawdę nic nie znaczy. To trochę jak usłyszeć, że ktoś kogo nie znasz bardzo cię lubi albo wręcz przeciwnie: mówisz "OK.", ale wychodząc rano z domu zbytnio nie zastanawiasz się nad tym, bo to nie ma dla ciebie większego znaczenia. Albo kiedy idziesz sobie ulicą i ktoś zwraca na ciebie uwagę, to może równie dobrze oznaczać, że majtki wystają ci spod spódnicy, jak i to, że ten ktoś widział cię kiedyś w telewizji. Trzeba oczywiście być świadomym swojej sławy i nie chodzić samemu do zatłoczonego centrum handlowego, ale nie należy też za bardzo tego zainteresowania podsycać, gdyż może nagle powinąć ci się noga i znajdziesz się w niezręcznej sytuacji.
Co w twojej pracy podoba ci się najbardziej?
Bardzo cieszą mnie nawet te najdrobniejsze sprawy związane z moim zawodem, takie jak dobór kolorów czy wymyślanie jakichś rzeczy. A to dlatego, że zawsze chciałam mieć bardzo sprecyzowany pogląd nie tylko na to, jak mają brzmieć moje piosenki, ale również na to, jak Sophie Ellis-Bextor wygląda, kim jest. Wspaniale jest też obserwować, jak odbierają mnie fani, jakie listy piszą, jakie noszą znaczki, naszywki czy cokolwiek ze mną związane. Ciekawi mnie również to, jak jestem widziana przez ludzi z mojej własnej firmy płytowej, czy na przykład są strasznie tym wszystkim podekscytowani i wymyślają takie rzeczy, jak firmowana przeze mnie szminka, czy nie. Lubię też oglądać swoje wideoklipy, kiedy są już ukończone albo wymyślać, jak mają wyglądać. Ale najbardziej zawsze lubiłam występować na żywo przed publicznością.
Jak ważny jest dla ciebie twój zespół?
Jestem osobą, która świetnie czuje się w zespole. Uwielbiałam śpiewać w kapeli, kiedy byłam młodsza i bardzo podoba mi się to, że teraz również mam swoją grupę. Mam wielkie szczęście, bo współpracują ze mną najlepsi i jeszcze długo będziemy grać razem. Chciałabym, by czuli się częścią tego, co razem robimy i myślę, że właśnie tak jest. Właśnie kupiliśmy kamerę i każdego dnia filmuje nią kto inny. Wszyscy jesteśmy ważnymi elementami tego przedsięwzięcia, na scenie jesteśmy bardzo blisko siebie i cały czas zachodzi między nami interakcja. Wiem, że czasem artysta solowy współpracuje z muzykami sesyjnymi, ale uważam, że to zły pomysł, bo dla mnie bardzo ważna jest ta chemia między nami. To jest przecież muzyka grana na żywo, muzyka, w której musi być trochę spontaniczności.
Jak wygląda życie w autokarze, podczas trasy koncertowej?
Mój autokar nie jest zbyt ekskluzywny. Gdyby ludzie zobaczyli mnie w nim wcześnie rano, byliby bardzo rozczarowani. Sa tam małe kuszetki, przypominające trumny, nie ma zbyt wielkiego pola manewru. Ale mimo to dobrze się bawimy, panuje tam świetna atmosfera, słuchamy często muzyki, oglądamy wiele filmów. Po koncertach chodzimy w piżamach i kapciach, wyglądamy niczym Spinal Tap. Jest kupa śmiechu. Wszyscy jesteśmy w podobnym wieku, śmiejemy się z tych samych rzeczy, dobrze się znamy i miło nam się spędza czas.
Czy lubisz podróżować po świecie?
W minionym roku bardzo dużo przebywałam poza domem. Bardzo lubię podróżować, mogę odwiedzać kraje, do których prawdopodobnie nigdy bym nie dotarła, gdyby nie muzyka. Jestem w tej komfortowej sytuacji, że wszędzie, gdzie się pojawię, ludzie są dla mnie bardzo mili, mieszkam w dobrych hotelach itd. Podróżuję z grupą ludzi, z którymi jestem blisko związana, razem zwiedzamy. Publiczność, która przychodzi na moje koncerty, chce słuchać o czym śpiewam. Nie mam więc absolutnie powodów do narzekań.
Czy wiesz kim są twoim fani?
Wydałam dopiero jedną solową płytę. Bardzo ekscytuje mnie, gdy widzę na widowni mieszaninę różnych ludzi, nie ma żadnych barier wiekowych. Są wśród nich dzieci ze szkół podstawowych, jest wielu ludzi po trzydziestce, mnóstwo par. To naprawdę różnorodny tłum. Sprawia mi ogromną przyjemność występowanie przed nimi. To wspaniałe. Możesz godzinami teoretyzować na temat tego, kto jest adresatem twojej muzyki, kto powinien jej słuchać, ale dopiero gdy zobaczysz tych wszystkich ludzi, którzy przyszli, aby cię posłuchać, czujesz się świetnie, widząc, że to chwyciło.
Czy masz ambicje osiągnąć coś więcej?
Zawsze trudno jest mi odpowiedzieć na pytanie, czy jestem ambitna, gdyż nigdy tak nie myślałam, ale wiem, że wszystko układa się dobrze, a ja wciąż nie czuję, że osiągnęłam to, co chciałam, więc chyba jestem trochę ambitna. Ale to raczej pasja pcha mnie do dalszego działania, a nie ambicja. Bardzo angażuję się w to, co robię i myślę, że zorientuję się, kiedy osiągnę sukces, wtedy będziemy mogli znowu o tym porozmawiać.
Czy jesteś krytyczna w stosunku do siebie samej?
Przez te wszystkie lata sama siebie zaskoczyłam tym, jaką jestem perfekcjonistką. Nigdy bym się nie spodziewała po sobie takiego perfekcjonizmu, jeżeli chodzi o organizowanie różnych rzeczy. W wielu sprawach jestem leniem, ale potrafię naprawdę ciężko pracować nad stroną graficzną moich płyt, teledyskami, czy organizacją koncertów - tutaj naprawdę się nie oszczędzam. To się opłaca, mój entuzjazm udziela się wszystkim dookoła i jeśli coś nam się udaje, potrafimy razem się tym cieszyć.
Czy masz jakieś ambicje aktorskie?
Moją największą miłością jest muzyka, poświęcam się jej całkowicie. Często ludzie mnie pytają, co jeszcze chciałabym robić, czy jestem zainteresowana aktorstwem itd. Nie bardzo widzę tu jakiś związek. Zajmuję się muzyką i nie tęsknię za innymi zajęciami. Muzyka daje mi wszystko to, co najlepsze, zupełnie mi wystarcza. Gdy jestem na scenie, nie ogranicza mnie scenariusz, kiedy chcę mogę się śmiać lub pomachać do publiczności. Nie czuję się niczym związana - aktorstwo nie daje tego komfortu. Poza tym nie chciałabym usłyszeć o sobie, że jestem wokalistką i nie radzę sobie jako aktorka. Nie chciałabym nawet przeczytać o sobie artykułu rozpoczynającego się od słów „aktorka i piosenkarka”. Wolę doskonalić swój warsztat muzyczny, poza tym nie chcę, aby ludzie mieli mętlik w głowie - postaram się ich utwierdzić w przekonaniu, że moim zawodem jest śpiewanie. Kiedy mi się to uda, zastanowię się, czy nie chciałabym spróbować swoich sił na innym polu.
Dziękuję za rozmowę.