"W Polsce przeżyliśmy szok kulturowy"

Trio Morcheeba powstało w 1995 roku w Londynie, ale światową popularność przyniosła im dopiero wydana pięć lat później płyta "Fragments of Freedom", na której znalazł się pierwszy światowy hit zespołu -"Rome Wasn't Build In a Day". Przypieczętowaniem sukcesu zespołu jest tegoroczny album "Charango", okupujący czołówki europejskich list przebojów. Grupa zdobyła popularność także w Polsce, a płyta i koncert zespołu w Sopocie, w sierpniu 2002 roku, zostały entuzjastycznie przyjęte zarówno przez publiczność, jak i krytyków. W wywiadzie udzielonym radiu RMF FM, bracia Paul i Ross Godfre oraz wokalistka Skye Edwards opowiedzieli między innymi o płycie "Charango", brytyjskim rynku muzycznym, wrażeniach z pobytu w Polsce i kupowaniu butów.

article cover
INTERIA.PL

Podobno przed nagraniem ostatniej płyty przechodziliście jakiś kryzys tożsamości - o co chodziło?

Ross: Nie mieliśmy żadnego kryzysu tożsamości, po prostu generalnie postradaliśmy zmysły...

Paul: Reszta świata go miała...

Ross: Tak... Nagraliśmy bardzo optymistyczną i wesołą płytę "Fragments Of Freedom". Nasze wcześniejsze albumy były dość smutne, melancholijne. Świetnie było mieć przebój grany w radiu, "Rome Wasn?t Build In a Day". Niestety, nie wszystkim się to nie podobało, straciliśmy wielu fanów, ale za to zyskaliśmy nowych. Płyta "Charango" łączy elementy ze wszystkich trzech albumów, które do tej pory nagraliśmy. Zawarte są na niej wszystkie nasze doświadczenia, to, czego się nauczyliśmy przy okazji pracy nad poprzednimi płytami. Myślę, że jest to najlepsza płyta, jaką nagraliśmy do tej pory. Jesteśmy bardzo zadowoleni z osiągniętego brzmienia, nie mamy zamiaru zbytnio go zmieniać. Wcześniej nie do końca wiedzieliśmy czego chcemy, więc ciągle coś zmienialiśmy, ale teraz jesteśmy zadowoleni z tego, kim jesteśmy.

Jak w waszym przypadku wygląda proces twórczy? Spotykacie się całym zespołem, czy po prostu ty i Paul idziecie się razem upić?

Ross: Tak, tak to właśnie wygląda... Tak naprawdę Paul przygotował mnóstwo podkładów, już kilka lat temu, kiedy Skye i ja byliśmy w trasie. Kiedy wróciliśmy, było gotowych około 70 pomysłów na piosenki. Ja napisałem kilka piosenek, które próbowaliśmy dopasować atmosferą do tego, co przygotował Paul. Potem daliśmy to Skye, która wymyśliła melodie, następnie Paul napisał teksty do melodii ułożonych przez Skye do piosenek, które napisałem na podstawie tego, co on wymyślił. Tak więc było to taki zaklęty krąg. Na końcu usiedliśmy razem i...

Paul: Musieliśmy ustalić, jak ma to brzmieć. Połączyliśmy to wszystko w jedną całość. Mieliśmy do dyspozycji jakieś dwadzieścia pięć numerów, z czego ostatecznie znalazło się na płycie dwanaście.


Co było najtrudniejsze w waszej współpracy?

Ross: Porozumienie. (śmiech)

Paul: Tak, to wszystko, co wiązało się z Rossem.

A jak radzicie sobie z tarciami pojawiającymi się wewnątrz zespołu?

Paul: Czy ja wiem? Idę po prostu do domu i klnę: "Co za pierd***ny ku**s! Pierd***ny k***s!!!"

Pomaga?

Paul: Nie. Jest jeszcze gorzej...

Czy trudno było wam współpracować z tą wielką orkiestrą?

Ross: Nie, nie było to trudne. Byliśmy bardzo podekscytowani i jednocześnie zdenerwowani. Ogólnie było to bardzo dobre doświadczenie. Byliśmy tak podekscytowani, że nie mogliśmy usiedzieć w miejscu. To była bardzo duża orkiestra, a człowiek, który się nią opiekował, był bardzo miłym gościem.

A jak wam się współpracowało z Kurtem Wagnerem z Lambchop?

Ross: To również była świetna zabawa. Jesteśmy przyjaciółmi, poznaliśmy się jakieś pięć, sześć lat temu, kiedy Lambchop po raz pierwszy grali w Londynie. Włóczyliśmy się razem, piliśmy, przypalaliśmy, zagraliśmy też parę wspólnych koncertów w Europie, na jakichś festiwalach. Pewnego razu Paul zapytał go, czy chciałby zaśpiewać na naszej następnej płycie. Zgodził się. Wysłałem mu więc parę kawałków, do których on dopisał teksty, a następnie spotkaliśmy się i nagraliśmy to wspólnie ze Skye. Mieliśmy też parę piosenek, w których brakowało tekstów i on je napisał dla nas - tak było na przykład w przypadku "Undress Me Now". To było bardzo miłe z jego strony, bo jest on naprawdę dobrym autorem - i przy okazji bardzo miłym człowiekiem.

Czy z powodu osiągniętej sławy czujecie się czasem jak zwierzęta w Zoo, albo coś w tym rodzaju?

Ross: Tak, na przykład teraz. Mnie osobiście wkurza, kiedy ludzie zadają mi w kółko te same pytania. Ale to pytanie, które właśnie zadałeś, nigdy wcześniej nie padło. Gratuluję! Jesteśmy otoczeni sztabem ludzi, których jedynym zadaniem jest sprawdzanie, czy niczego nam nie brakuje. Czasami lepiej by było, gdyby po prostu się odczepili, zamiast biegać w kółko i wypytywać: "Wszystko w porządku?" Ale generalnie mamy zajeb***e życie - podróżujemy po świecie, gramy przed publicznością, która nas kocha, ludzie kupują nasze płyty, zarabiamy mnóstwo pieniędzy, mamy ładne domy i samochody...


Czy jeżdżenie w trasy wciąż sprawia wam taką samą przyjemność?

Ross: Nie ma innej możliwości. Nie ma sensu robić czegoś, co nie sprawia ci przyjemności. Ja polubiłem jeżdżenie w trasy, szczególnie od momentu, kiedy kupiłem sobie zestaw turystyczny "Tempo". To jest taki materac, jakiego używają astronauci podczas podróży kosmicznych. Ciało układa się na nim idealnie, ponadto jest tam poduszka, która doskonale dopasowuje się do szyi, więc nie ma możliwości, abyś obudził się z bólem karku. Jeżeli ktoś ma problemy ze spaniem podczas podróży, gwarantuję, że gdy kupi sobie materac Tempo, będzie miał je z głowy.

Mogę zapytać o korzenie waszej rodziny?

Ross: Korzenie naszej rodziny? Ktoś nam mówił parę lat temu, że moja matka pochodziła z żydowskiej rodziny, która przybyła do Anglii z Europy. Natomiast ojciec jest z pochodzenia Szkotem.

Dalczego zdecydowaliście, że za tytuł płyty posłuży nazwa boliwijskiego instrumentu muzycznego?

Ross: Bo dobrze brzmi.

Czy ta nazwa oddaje charakter tej płyty?

Ross: Owszem.

Czy moglibyście coś więcej powiedzieć na ten temat?

Ross: Nie, to było dokładnie to, co chcieliśmy powiedzieć.

Paul: To po prostu dobrze brzmiące słowo. 'Morcheeba' brzmi trochę egzotycznie i 'charango' też brzmi egzotycznie. Jesteśmy naiwnymi idiotami z Londynu w Anglii, więc pomyśleliśmy sobie: "Nazwijmy płytę 'Charango' i wszyscy oszaleją na jej punkcie!" A 'charango' to po prostu taka śmieszna mała gitara z Boliwii.

Ross: Ale w tym słowie zawiera się esencja naszej muzyki.

Paul: Zdecydowanie tak.

Ross: We wszystkich krajach zadają to samo pytanie...

Niektórzy nazywają was kultowym zespołem komercyjnym. Zgadzacie się z tym?

Ross: Tak... Mamy grupę oddanych fanów, a przy tym sprzedaliśmy mnóstwo płyt, więc można nas uznać za popularny zespół. Z drugiej strony nie mamy wielu przebojów. To dość dziwna sytuacja - sprzedaliśmy miliony płyt bez wydawania singli.


Paul: Jesteśmy w tej chwili w pierwszej dziesiątce list przebojów w dziesięciu krajach. Sprzedaliśmy pół miliona egzemplarzy płyty "Charango" w półtora miesiąca. To nie jest zły wynik. Chociaż nigdy nie dostaliśmy żadnej nagrody w Anglii.

Dlaczego?

Paul: Bo angielska prasa muzyczna jest do niczego.

Co jest nie tak z tamtejszym szow-biznesem, że nie chcą wam przyznać żadnej nagrody, mimo że sprzedaliście tyle płyt?

Ross: To dlatego, że jesteśmy zbyt utalentowani. Gdyby nas nagrodzili, wszyscy inni wykonawcy podczas ceremonii wręczenia nagród wyglądaliby głupio.

Zespół Texas też nigdy nie dostał żadnej nagrody. Myślicie, że oni też zasłużyli?

Ross: Oni zasłużyli na nagrodę za najwybitniejsze schrzanienie piosenki Marvina Gaya. I jeszcze za najwybitniejsze schrzanienie piosenki George'a Harrisona.

Paul: Ale nie chcemy robić koło tyłka innym zespołom...

Dlaczego, waszym zdaniem, wasza muzyka jest tak popularna na całym świecie?

Ross: Dlatego, że jest po prostu dobra.

W takim razie czemu nie doceniają was w Anglii?

Ross: Trudno powiedzieć. Anglia to zabawny kraj - ludzie najbardziej lubią tam zespoły z Ameryki, o których w Ameryce nikt nie słyszał. We własnym kraju nigdy nie traktują cię do końca poważnie, nawet jeśli za granicą uważają, że to, co robisz, jest dobre.

Paul: Tak czy inaczej, w Anglii sprzedajemy więcej płyt, niż gdziekolwiek indziej - tak, że krytyka nie ma wpływu na publiczność, na nasze koncerty. Media w Anglii bardzo starają się podążać za modą, co tydzień potrzebują czegoś nowego.

Czy moglibyście powiedzieć coś na temat piosenki "Women Loose Weight", z waszej ostatniej płyty? Czy zgadzacie się z przesłaniem zawartym w jej tekście?

Paul: Tak, uważamy, że wszystkie grube kobiety powinno się pozabijać.

Jesteście niegrzeczni.

Paul: Niegrzeczni? Dlaczego? Jeszcze wczoraj nie chciał z nami gadać nikt w całym piep***nym Sopocie! Poszliśmy do baru, zamówiliśmy piwo, a gość powiedział: "Chwileczkę" i zniknął. A ty mówisz, że my jesteśmy niegrzeczni. My się po prostu adaptujemy do tutejszych warunków. Wczoraj przeżyliśmy szok kulturowy, więc dzisiaj jesteśmy niemili w stosunku do Polaków. Przez cały dzień staramy się zachowywać okropnie, a wszyscy są dla nas mili, dla odmiany. To bardzo dziwne.


Ross: Piosenka "Women Loose Weight" mówi w bardzo zabawny sposób o płytkich mężczyznach. Po prostu się z nich nabijamy. Nie jest to do końca poważne.

Paul: To taki bardzo zabawny numer.

A propos tekstów - śpiewacie "Slow Down". Czy to oznacza, że wy sami również zwolniliście w waszym życiu?

Paul: Nie, my znacznie przyspieszyliśmy. Zawsze śpiewamy o rzeczach, które nas nie dotyczą.

Czy zgadzacie się z tym, że najlepsze piosenki mówią o miłości?

Ross: Niekoniecznie. Moim zdaniem można śpiewać o wszystkim, byle tylko płynęło to z głębi serca i byleś rozumiał o czym śpiewasz.

To znaczy, że gdy śpiewacie, zawsze jesteście szczerzy?

Paul: Ja osobiście nie śpiewam - Skye jest wokalistką. A czy jestem szczery w swoich tekstach? Myślę, że tak. Przynajmniej się staram. To bardzo osobista sprawa. Staram się do tego przykładać, pisać teksty najlepsze, na jakie mnie stać.

Ross: Ja staram się być jak najlepszym człowiekiem.

Paul: Tak. Ja chcę być po prostu najlepszym Paulem Godfreyem na Ziemi. Jest ich kilku - jeden z nich jest lepszy ode mnie, ale podobno ostatnio się rozchorował, więc mam zamiar przejąć po nim palmę pierwszeństwa.

Lubicie kręcić teledyski?

Paul: Nie, zajeb****e tego nie lubimy.

Kto wpadł na pomysł teledysku do "Otherwise" - wy sami, czy ktoś inny?

Ross: Ktoś inny. Shawn Elliot, jeśli chodzi o ścisłość.

Paul: Było miło, naprawdę dobrze się bawiliśmy przy kręceniu, spotkaliśmy fajnych ludzi, a sam teledysk bardzo nam się podoba.

Ross: Ci sami ludzie robili teledyski dla Lambchop i Radiohead.

Co sądzicie o Polsce? Jakie jest wasze pierwsze wrażenie z pobytu tutaj?

Paul: Dobre jedzenie i bardzo przyjaźni ludzie. (szyderczy śmiech)

Co dziś jedliście?

Ross: Ja jadłem dwa posiłki w Pizza Hut, bo to jedyne miejsce, do którego mam zaufanie.


Paul: Ja jadłem w McDonaldsie. Nienawidzę McDonaldsów, więc możecie sobie wyobrazić, jak bardzo smakuje mi polskie jedzenie.

Jak opisałabyś swój głos?

Skye: Nie sądzę, aby do mnie należało jego opisywanie.

A jak to wygląda z twojego punktu widzenia? Wielu ludzi uważa, że masz piękny głos...

Skye: Brzmi nieźle, o ile nie piję mleka i nie jem serów. (śmiech) Chodzę regularnie na lekcje śpiewu, byłam na nich również przed nagraniem ostatniej płyty. Ćwiczyłam wiele różnych stylów: śpiew operowy, a z drugiej strony gardłowy wokal death-metalowy. To była niezła zabawa.

Co sądzicie na temat Oasis?

Ross: Uwielbiam ich, to świetny zespół. Bardzo dobry zespół rockowy i przy tym mili chłopcy. Słyszeliście, że niedawno mieli wypadek samochodowy? To tragedia, mam nadzieję, że nic się im nie stało.

Skye: Kiedyś w Portugalii graliśmy koncert razem z Oasis. Ktoś rzucił kamieniem w stronę sceny i uszkodził im perkusję, tak że nie mogli dalej grać. Następnego dnia napisali, że Liam Gallagher wkurzony opuścił scenę, ale zapomnieli dodać, że oni nie mogli dłużej grać. A on jest uroczym facetem...

Skye, jesteś podobno wielką fanką butów - ile par masz w domu?

Skye: Straciłam rachubę.

Paul: Przynajmniej trzy lub cztery. (śmiech)

Skye: Zawsze mam ze sobą dwie walizki, z czego jedna wypełniona jest butami.

Czy wciąż mieszkasz w tej starej remizie strażackiej?

Skye:To zabawna historia. Ostatnio poszłam do biblioteki i przeczytałam, że właściwie to nie jest remiza strażacka. Tak więc ten pośrednik nieruchomości mnie oszukał, muszę go podać do sądu. (śmiech) W sumie nie wiem, co to jest - to bardzo długi i wąski budynek, Być może była tam kręgielnia?

Dlaczego przeprowadziłaś się do Brighton?

Skye: Poznałam kogoś, kto tam mieszkał i dlatego zdecydowałam się przenieść do Brighton. Ale już go nie lubię i nie spotykam się z nim.


Paul: Ja poznałem dziś kogoś z Polski, ale nie mam zamiaru się tu przeprowadzać. (śmiech)

Skye: Tak, zwykle miłość sprawia, że przenosisz się do miejsc, których wcześniej nie znałeś.

Co zwykle kupujesz podczas zagranicznych wojaży?

Paul: Buty sportowe. Mam około 60 par. Tego typu rzeczy kupuję. Poza tym koszule, podkoszulki, zegarki Rolexa, wiele różnych rzeczy. Mam tak niskie mniemanie o sobie, że muszę wciąż chodzić na zakupy, aby poczuć się lepiej.

Dziękujemy za rozmowę.