"To dopiero preludium"
Kobieta śpiewająca growlingiem... to brzmi dziwnie i zastanawiająco. Niewiele jest w metalowym świecie niewiast, które zdecydowały się na tego rodzaju śpiew i jeszcze mniej jest tych, którym to naprawdę dobrze wychodzi. Do tej grupy na pewno można zaliczyć Martę Meger-Jakubską stojącą obecnie na czele formacji Enter Chaos, powstałej po jej odejściu z zespołu Immemorial. Niedawno na rynku ukazała się debiutancka płyta grupy zatytułowana "Dreamworker". O pracach nad albumem, hołdzie dla At The Gates oraz przyszłości Enter Chaos, z Martą rozmawiał Konrad Sikora.
Twoje odejście z Immemorial jest owiane delikatną tajemnicą, ale podobno nie było do końca przyjacielskie... Czy to prawda?
Wydaje mi się, że z mojej strony odejście było przyjacielskie. Ja nie trąbiłam na prawo i lewo, iż odeszłam z powodu żenująco infantylnego zachowania zespołu, wręcz przeciwnie. Starałam się im pomóc przygotować nową wokalistkę do trasy Immemorial. W tym samym czasie jednak chłopcy udzielali wywiadów, w których wyrażali się w sposób nieparlamentarny o mnie, co z lekka mnie rozsierdziło i postanowiłam otwarcie mówić, co było przyczyną mojego odejścia. Zdaje się, że nie dojrzeli do pewnych spraw i nie potrafili się przestawić z amatorki na profesjonalizm. Chcieli wszystko, ale jak najniższym nakładem. Zresztą szkoda słów...
Odchodząc z zespołu wiedziałaś już, że założysz nowy, czy też chciałaś dać sobie chwilę czasu i wszystko przemyśleć?
Z początku miałam mały mętlik w głowie, ale wiedziałam, że chcę dalej tworzyć muzykę. To jest po prostu moja pasja. Zaczęłam zatem szukać jakiegoś sposobu na grę, rozglądać się za jakimś składem. Po przeprowadzce do Wrocławia jednak nie znałam tu zbyt wielu muzyków, a poza tym we Wrocławiu poza Elysium i Lost Soul nie ma nic godnego uwagi. W małym Elblągu jest dużo więcej dobrych muzyków i chętnych do gry. Nie widząc większych szans na stworzenie dobrego zespołu we Wrocławiu, wpadł mi do głowy pomysł na stworzenie takiego bandu jak Enter Chaos.
W końcu jednak powstał Enter Chaos... Jak kompletowałaś partnerów do wspólnego grania?
Przez lata gry w Immemorial poznałam wielu muzyków, część znałam już wcześniej, zatem zwróciłam się do przyjaciół z zapytaniem czy chcieliby wziąć udział w czymś takim jak Enter Chaos. Wykonałam sporo telefonów i w sumie ludzie, których poprosiłam zgodzili się. Ustaliliśmy wspólnie zasady i zaczęliśmy tworzyć materiał na płytę.
Ośmioosobowy skład to duża ilość osób, które mogą dostarczać pomysłów, ale także spore ryzyko nieporozumień. Jak nad tym panujesz, czy faceci tak łatwo ci ulegają?
Wszyscy koledzy z zespołu są profesjonalistami. Znają swoje miejsce i rolę, więc nie było żadnych nieporozumień. Tym bardziej, że mieli szansę się wykazać i stworzyć coś innego niż w macierzystych kapelach. Każdy zajął się swoją częścią roboty i nikt nikomu nie wchodził na głowę. Jak widać taki system pracy sprawdził się. Jedyny problem jaki pojawił się już podczas sesji nagraniowej, to było ustalenie wspólnej wysokości stroju, brzmienia gitar oraz na czyjej gitarze zarejestrujemy album. Na szczęście wieczorne spotkania przy grillu doprowadziły szybko do wspólnego porozumienia (śmiech).
Jak wyglądały prace nad albumem i podział zadań? Jak długo pracowaliście nad materiałem?
Na początku zleciłam każdemu z gitarzystów stworzenie 2-3 utworów, do których następnie swoje dorzucili pozostali członkowie, czyli Garowy, basista, wokal i programista. Część z numerów - mniej więcej połowa - przynajmniej ich szkielety, były już gotowe zanim powstał Enter Chaos. Niektóre riffy po prostu nie mieściły się w ramach stylistycznych macierzystych zespołów. Riffy te sobie leżały, aż w końcu mogły zostać wykorzystane na "Dreamworker". Oczywiście, są także fragmenty nowe, robione w ostatnich miesiącach przed wejściem do studia. Jednak myślę, że możemy powiedzieć, iż album powstał na przestrzeni pół roku. Wliczam w to także sesję w studiu Hertz. Już po miksach w studiu, ale przed masteringiem, pojechałam do Wałbrzycha, gdzie u Raidena w domu dograliśmy do materiału sample oraz przy pomocy Krzyśka klawisze.
Na albumie znalazł się utwór "Cold" cover formacji At The Gates. Dlaczego właśnie ta piosenka?
Ponieważ jest to doskonały kawałek do grania na koncertach! Ma w sobie coś, co sprawia, że doskonale macha się przy nim głową, jest ekspresyjny, a ja wokalnie mogę się świetnie wyżyć. Poza tym jest to klasyka, cześć historii metalu. Aczkolwiek muszę powiedzieć, iż wybór coveru nie był wcale łatwy, bowiem zastanawialiśmy się także nad coverem Edge Of Sanity i Gorefest. W końcu jednak padło na At The Gates i chyba niezgorzej nam wyszło.
Podobno ta piosenka ma trafić na wydawany zagranicą album w hołdzie At The Gates...
Jest taka szansa. Zostaliśmy zaproszeni do umieszczenia "Cold" na tribute poświęconym At The Gates, chociaż nie wiemy czy w końcu tak się stanie. Wszystko zależy od negocjacji Metal Mind z Drowned Scream Records, które ma wydać ten krążek. Czekamy z niecierpliwością na wynik tych rozmów, tym bardziej, że hiszpańska wytwórnia otrzymała zgodę od Peaceville i Earache (wydawcy At The Gates) na stworzenie takowego hołdu i obecnie trwa intensywne kompletowanie składu. W sumie ma to być 12 zespołów z m.in. Szwecji, Finlandii, Niemiec, Hiszpanii etc.
Skąd tytuł "Dreamworker"?
Z mojej głowy! (śmiech) A poważnie oznacza on "człowieka, który poprzez swoją pracę realizuje swoje marzenia". Można chyba powiedzieć, że koncepcja tego tytułu wiąże się naszym debiutem. Moim marzeniem było stworzenie albumu mocnego, różnorodnego i to chyba się powiodło. Wystarczyło włożyć w niego sporo pracy i poświęcenia, a wszystko zakończyło się szczęśliwie.
Co było dla was główną inspiracją przy komponowaniu materiału?
Każdy z muzyków z pewnością ma swoje prywatne inspiracje, które pociągnęły go w kierunku takim a nie innym. Ciężko wypowiadać mi się za wszystkich członków kapeli z osobna. Pewnie niektóre inspiracje mają kolor złocisty, ewentualnie zielony, biały lub różowy, ale mnie nic o tym nie wiadomo (śmiech) . Osobiście inspiruje mnie wszystko co popadnie. Od jakiś podsłuchanych dźwięków, po czyjeś słowa czy artykuł w prasie. Niektóre inspiracje są mocno prywatne. Nie ma na to określonych wzorców.
Jakie nadzieje wiążesz z tą płytą?
Mam nadzieję, że płyta będzie szeroko dostępna i każdy zainteresowany będzie mógł ją nabyć. Chodzi mi o Polskę, jak i zagranicę. Liczymy także na dobrą promocję, zainteresowanie ze strony organizatorów koncertów i pozytywne recenzje. A wszystko to jest preludium do naszego następnego krążka. Jeszcze lepszego i mocniejszego.
Twoi partnerzy na co dzień grają w innych kapelach. Jak pogodzicie to w razie trasy koncertowej?
Prawdę mówiąc w Polsce tylko Behemoth i Vader grają sporo, pozostałe zespoły raczej od przypadku do przypadku. Myślę zatem, że nie będzie problemów z graniem pojedynczych koncertów, festiwali i tras. Jeśli tylko ktoś nas zaprosi, to zagramy! Wszyscy członkowie jak najbardziej zadeklarowali się do grania koncertów, choć oczywiście będziemy musieli ograniczyć skład koncertowy do dwóch gitarzystów.
Czy Enter Chaos możemy traktować jako zespół, a nie jako jednorazowy projekt?
Jak najbardziej zespół! Specyficzny, ale z pewnością zespół! Teraz postaram się to trochę bardziej poukładać, bo "Dreamworker" sporo nas nauczył i wiemy jak Enter Chaos ma funkcjonować, by stać się jeszcze lepszym. Przede wszystkim będziemy się starali spotykać częściej na próbach w Elblągu i jak najlepiej przygotować się do koncertów i następnej sesji.
Choć nie jesteś wyjątkiem, to znaczy jedyną kobietą, która tak ostro śpiewa, to mimo wszystko wiele osób nie wiedząc, że Enter Chaos to twój zespół byłoby totalnie zaskoczonych tym faktem. Czy czujesz się jak "ostatni Mohikanin"?
Nie chcę być "ostatnim Mohikaninem", bo ostatni i tak w końcu zginie! (śmiech) Ostatnio zauważyłam, że coraz więcej dziewczyn próbuje śpiewać w brutalniejszych klimatach growlingiem. Jest to pocieszające, choć z drugiej strony jednak nadal spotyka się to z dużymi oporami ze strony damskich szowinistów. Miejmy nadzieję, że w końcu to się jednak zmieni. Jeśli natomiast chodzi o zaskakiwanie, to nie ma nic przyjemniejszego niż wyjść na scenę i ryknąć do oniemiałych ludzi.
Czy macie w planach albo w umowie nakręcenie teledysku do któregoś z utworów?
Jest to możliwe i chcielibyśmy nagrać teledysk, ale jak wiadomo zależy to od czynników, na które mamy pośredni wpływ. Jeśli znajdą się środki, to na pewno nakręcimy coś ciekawego, raczej zabawnego. Mamy kilka pomysłów, ale co to z tego wyjdzie, to się okaże.
Czy planujecie płytę wydać także na Zachodzie? Wasza internetowa strona prowadzona jest w języku angielskim.
Oczywiście, że chcielibyśmy wydać "Dreamworker" na Zachodzie, lecz na razie ciężko powiedzieć co z tego wyniknie. Materiał przecież niedawno został rozesłany po świecie. Póki co płyta zostanie wydana w Rosji na licencji CD-Maximum. Dostępna jest także np. w Szwecji, gdzie dystrybucją zajmuje się Border Music.
Jeśli chodzi o stronę, to postawiliśmy na angielski z dwóch powodów. Po pierwsze, jest to język uniwersalny i chyba każdy internauta go zna. Po drugie, mamy sporo znajomych i ludzi zainteresowanych naszą muzyką poza granicami Polski. Zresztą tak naprawdę to tylko newsy mamy w języku angielskim, bo przecież wywiady, biografia i recenzje są także w naszym ojczystym języku. Poza tym ciągle pracujemy nad stroną i myślimy również o tym, by i newsy widniały w języku polskim.
Jak poważnie traktujecie Internet jeśli chodzi o promowanie własnej twórczości, jak odnosicie się do zamieszania wokół mp3?
Internet w sumie jest głównym źródłem kontaktu z wytwórnią oraz mediami w Polsce i zagranicą. Większość wywiadów przeprowadzam via e-mail, kontaktuję się w sprawach zespołu szybko, co pozwala na załatwienie wielu spraw w krótkim czasie. Dzięki Sieci poznaliśmy także wielu przyjaciół z różnych stron świata. Utrzymujemy kontakty z wieloma zespołami zagranicznymi. Co się tyczy mp3, to dzięki zamieszczeniu w sieci fragmentów naszych utworów zainteresowaliśmy sporą liczbę potencjalnych odbiorców. Przydatna rzecz jeśli są to powiedzmy fragmenty utworów, a nie całe albumy. To już jest kradzież, jeśli ktoś wrzuca do Internetu płytę.
Okładka płyty i w ogóle cały design książeczki mają charakter nazwijmy to w cudzysłowie "okołosatanistyczny". Powiedz w jakim stopniu wynika to z twoich poglądów, a na ile jest to po prostu próba stworzenia wizerunku zespołu.
Nie zgadzam się z tym całkowicie! Okładka i książeczka są w zamierzeniu odzwierciedleniem sennego koszmaru, a nie czegokolwiek powiązanego z satanizmem czy okultyzmem. Zleciłam Graalowi zrobienie okładki w tym stylu, ponieważ w jakimś stopniu odzwierciedla ona także charakter niektórych tekstów. Naprawdę nie widzę tu żadnych powiązań oprócz rogów na okładce i podziękowań Mistera D. (śmiech)
Co się tyczy wizerunku zespołu, to takowego nie ma. Jesteśmy sobą, każdy robi i myśli co mu się podoba. Na siłę nie będziemy stwarzać jakiegoś sztucznego image’u.
Czy można grać metal nie będąc "satanistą", "okultystą" i członkiem jakiejś sekty, bo tak przecież o artystach metalowych piszą gazety?
Można, spójrz na nas. Przecież dla takiego Verymetala najważniejszym bóstwem jest schłodzone piwo (śmiech). Sam zresztą wiesz jakie głupoty potrafią napisać ludzie, którzy tak naprawdę nic nie wiedzą, a zawsze mają najwięcej do powiedzenia. Ja się trzymam swojej drogi, a co każdy sobie robi i myśli to mnie mało interesuje.
Czy macie już jakieś plany koncertowe?
W tej chwili jesteśmy trochę uziemnieni, ponieważ chłopaki z Demise przebywają w USA. Być może nawet nagrają tam nową płytę Demise. Wrócić powinni pod koniec roku i na styczeń/luty planujemy pierwsze koncerty. Jednak konkretnych dat i miejsc nie mogę w tej chwili podać. Pragnę w tym miejscu zaznaczyć, że granie koncertów jest dla nas bardzo ważne i chcemy pokazać się z jak najlepszej strony.
Dziękuję za rozmowę.