"Syndrom Chrisa Holmesa"
Norweska grupa Dimmu Borgir to drugi - obok Cradle Of Filth - zespół z blackmetalowego podwórka, który wzbudza spore kontrowersje, ale zupełnie nie przeszkadza mu to w sprzedawaniu setek tysięcy płyt na świecie. Może przy wynikach Eminema, Linkin Park czy innych wykonawców niemetalowych nie brzmi to oszałamiająco, ale wystarczyło, aby Norwegowie stali się priorytetem wydawniczym wytwórni Nuclear Blast, mającej podpisane kontrakty z kilkoma legendami muzyki metalowej. Poprzedni album zespołu, "Puritanical Euphoric Misantrophia", cechowało znakomite brzmienie i imponujące orkiestracje , a także kontrowersyjna oprawa graficzna. Całość wieńczył doskonały cover "Burn In Hell" z repertuaru Twisted Sister.
Rezultat uzyskany przy "Puritanical Euphoric Misantrophia" sprawił, że o nadanie brzmienia ich nowej płyty muzycy ponownie poprosili Fredrika Nordströma. Przy współudziale muzyków z orkiestry symfonicznej, powstało 12 kompozycji (cover "Satan My Master" z repertuaru Bathory znajdzie się tylko na digipacku), które 8 września 2003 roku ukazały się na płycie "Death Cult Armageddon", w Polsce wydanej przez Mystic Production.
Z Silenozem, gitarzystą i głównym kompozytorem Dimmu Borgir, który w oficjalnych dokumentach figuruje jako Sven Attle Kopperund, o nowej płycie grupy, a także o przypadającym w 2003 roku jubileuszu 10-lecia jej istnienia, rozmawiał Lesław Dutkowski.
Po raz kolejny na miejsce nagrywania waszej płyty wybraliście studio Fredman. Czy tam jesteście w stanie zrealizować wszystkie swoje pomysły, jakie tylko wam przyjdą do głowy? A może myśleliście o wybraniu innego studia?
Oczywiście dobrze jest mieć takie studio jak Fredman, ale najważniejsza w tym wszystkim jest osoba, która jest odpowiedzialna za miksy. To pomaga nam osiągnąć to, co chcemy. Fredman to naprawdę świetne studio, ze znakomitym, profesjonalnym personelem. Fredrik Nordström ma misję podobną do naszej, więc łatwo mu jest wyjaśnić, o co nam chodzi. Mówimy mu, że chcemy tego czy tamtego, a on tylko odpowiada: W porządku. Mogę to zrobić. Był to główny powód, dla którego ponownie wybraliśmy studio Fredman i być może w przyszłości również z niego skorzystamy.
Sądzę, że bardzo pomocne jest to, że Fredrik jest również muzykiem?
Na pewno. No i ważne jest to, że on jest muzykiem grającym metal. Podchodzi więc do wszystkiego podobnie jak my.
Płytą "Puritanical Euphoric Misantrophia" postawiliście sobie poprzeczkę bardzo wysoko, biorąc pod uwagę brzmienie, jakie na niej osiągnęliście i aranżacje. Czy w tym kontekście praca nad "Death Cult Armageddon" była dla was w jakimś stopniu trudniejsza?
Zawsze ciężko pracuje się nad następcą czegoś, co było udane. Mieliśmy jednak trochę czasu na myślenie o nowej płycie, zebranie sił i na ciężką pracę. Za każdym razem, gdy bierzemy się do pracy nad kolejną płytą, staramy się stworzyć coś wspaniałego. Relacje wewnątrz zespołu były wspaniałe. Gdybyśmy wywierali na siebie presję, albo ktoś inny by nią na nas wywierał, materiał z pewnością nie byłby tak dobry. Wytwórnia także wykazała się cierpliwością i spokojnie czekała aż wyślemy jej demo z tej płyty. Byli zadowoleni, nawet bardziej niż zadowoleni.
Czy jak ciężko jest odzyskać siły twórcze po tak wyczerpującej trasie, jaką Dimmu Borgir odbył po płycie "Puritanical Euphoric Misantrophia"? No i do tego dochodzą jeszcze te wszystkie doskonałe recenzje, które zebrała płyta i wysokie miejsca na listach.
O tak. Rzecz jasna musieliśmy mieć trochę czasu dla siebie, aby nabrać dystansu do tego, co zrobiliśmy wcześniej. Trzeba było odświeżyć umysły. My doskonale wiemy, kiedy przychodzi czas na to, aby ponownie zabrać się do pracy. Uświadamiamy sobie, że jedna płyta to już przeszłość i trzeba pomyśleć o następnej, a inspiracje po prostu napływają do nas.
A jak ty konkretnie ładujesz baterie? Wiem, że mieszkasz w Norwegii na prowincji. To właśnie w tym otoczeniu odzyskujesz siły twórcze? I jak to robisz - słuchając innej muzyki, relaksując się w jakiś inny sposób?
Mniej więcej tak to właśnie wygląda. Po prostu robię to, co zwykło się nazywać normalnymi rzeczami. Z zespołem podczas trasy koncertowej żyję 24 godziny na dobę, więc staram się po wszystkim jakiś czas pobyć z dala od nich. To jest potrzebne. Konieczna jest pewna przerwa. I tak każdy z nas doskonale wie, kiedy jest ten czas, w którym trzeba znów się zabrać do tworzenia czegoś nowego.
Mówiliśmy już o wysokich standardach, które wyznaczyliście sobie poprzednią płytą. Nowa także nie odbiega od jej poziomu. Wiem, że jesteście zadowoleni ze współpracy z Nuclear Blast. Chciałem jednak zapytać, jako jednego z głównych twórców repertuaru Dimmu Borgir, który na dodatek stawia sobie bardzo wysokie cele, czy kiedykolwiek zastanawiałeś się nad tym, aby nagrywać dla dużej wytwórni, aby zrealizować wszystkie swoje artystyczne zamierzenia?
Nie, naprawdę nie. Nie widzimy powodu, dla którego w ogóle mielibyśmy to rozważać, ponieważ jesteśmy głównym zespołem dla Nuclear Blast i oni robią naprawdę bardzo wiele dla promocji Dimmu Borgir. Zapewne zespoły, które nie są priorytetem wydawniczym tej wytwórni, powiedziałyby ci coś innego, ale z naszego punktu widzenia taka opcja nie wchodzi w grę. Stosunki z nimi są naprawdę bardzo zdrowe i co najważniejsze, przekłada się to na sukces w wymiarze komercyjnym.
Na "Death Cult Armageddon" znalazły się dwie piosenki z tytułami po norwesku. Mógłbyś mi powiedzieć, co one oznaczają?
Pierwszy z nich, "Vredesbyrd", oznacza tego, który narodził się z gniewu, natomiast drugi - "Allehelgens Dřd I Helveds Rike", ciężko jest dosłownie przetłumaczyć, ale w tekście chodzi o to, że wszyscy święci zginą w ogniu piekielnym. Taki oldschoolowy tekst. Jestem bardzo dumny z tekstów po norwesku. Powstały one w spontaniczny, naturalny sposób. Nie mówiliśmy sobie, że tym razem przydałoby się mieć jakiś norweski tekst. Po prostu zacząłem je pisać, a chłopaki powiedzieli, iż to dobry pomysł.
Czy proces tworzenia nowego materiału w Dimmu Borgir oparty jest na spontaniczności, czy też siedzicie długo nad nowym materiałem i dokładnie analizujecie każdy detal?
Raczej jesteśmy za tym, aby mieć wszystko wcześniej przemyślane pod różnymi kątami. Próbujemy nowy kawałek na różne sposoby i kończy się tak, iż wybieramy wersję, która najbardziej się wszystkim podoba. Czasami musimy postąpić demokratycznie i jeżeli jeden z nas nie lubi czegoś, a pozostali jak najbardziej, to wtedy musimy kogoś takiego przegłosować i wykorzystujemy utwór. W przypadku Dimmu Borgir jest jednak tak, że bez problemu osiągamy porozumienie niemal we wszystkich sprawach. To jest dość dziwne, zwłaszcza, że w tym zespole jest sześciu kolesi. (śmiech)
Można twoim zdaniem powiedzieć, że obecny skład Dimmu Borgir jest najmocniejszy z wszystkich dotychczasowych?
Tak. Można tak powiedzieć. No i taki skład był również na poprzedniej płycie, co nie zdarzyło się w tym zespole od czasów pierwszego i drugiego albumu. Bardzo dobrze jest mieć taką stabilizację i co najważniejsze, nasze relacje są równie dobre na poziomie zawodowym, jak i prywatnym.
Wracając do nowej płyty. Moim zdaniem poszliście na niej nieco dalej w porównaniu z "Puritanical...", bardziej nasycając ją partiami orkiestrowymi. Czy to było świadome posunięcie, czy też można mówić na przykład, że na taki pomysł wpadliście dopiero w studiu?
Nie. Wszystkie takie orkiestrowe sprawy najpierw staramy się zrobić na klawiszach, aby mieć wyobrażenie, jak to może brzmieć z prawdziwą orkiestrą. Tym razem mogliśmy wykorzystać znacznie liczniejszą orkiestrę. Wydaje mi się, że od początku myśleliśmy, iż ta płyta będzie bardziej od poprzedniej przypominać ścieżkę dźwiękową. Normalnie gramy muzykę ekstremalną i ta płyta jest bardziej ekstremalna od poprzedniej, ale dlaczego nie mielibyśmy przez to dodać do niej klasycznych partii orkiestrowych?
Nie wiem, czy się ze mną zgodzisz, ale mam wrażenie, że jest na "Death Cult Armageddon" znacznie mniej czystych partii wokalnych Vortexa i jak sądzę stało się tak dlatego, że chcieliście, by nowa płyta była nieco ostrzejsza od poprzedniczki?
Tak. Zgadzam się z tobą całkowicie. To jest nasz sposób na to, aby udowodnić ludziom, że wciąż jesteśmy przede wszystkim zespołem blackmetalowym, a nie zespołem idącym w kierunku muzyki operowej. (śmiech) Głos Vortexa oczywiście brzmi wspaniale i dlatego też jest członkiem tego zespołu. Tym razem śpiewa także sporo ostrzejszych partii. Zrobiliśmy tak dlatego, aby się przekonać, czy będzie w stanie jest zaśpiewać na żywo. (śmiech)
Silenoz, czy tym razem także odpowiadałeś za większość tekstów, tak jak to było w przypadku poprzedniego albumu?
Tym razem odpowiadam za wszystkie teksty.
Jest na płycie jakiś temat przewodni? Kiedy rozmawialiśmy z tobą po wydaniu "Puritanical Euphoric Misantrophia", mówiłeś, że teksty dotyczą spojrzenia na świat oczami mizantropa.
W zasadzie teksty dotyczą tego samego, bo jest to temat, który jest bliski wszystkim członkom zespołu. Ja generalnie patrzę na ludzkość z dużą dawką negatywnych odczuć. Zawsze jest tak, że religia i wojny są naszym środkiem do samozniszczenia. Coś takiego przewija się w tekście każdej piosenki z tej płyty.
Na płycie "Death Cult Armageddon" słychać kilka mówionych partii. Czy nagraliście je w studiu, czy wzięliście na przykład z jakiegoś filmu?
Nie, to nie jest z filmu. Postanowiliśmy to zrobić najtańszym kosztem, a poza tym nie ma co brać fragmenty z filmów, bo można mieć poważne kłopoty ze względu na naruszenie praw autorskich. Wykorzystaliśmy kilka sampli, ale nieznanych powszechnie. Tym razem było ich trochę więcej niż na poprzednim albumie.
O ile się nie mylę, w jednym z utworów słychać kobiecy głos?
Nie mylisz się. Pojawia się w "Eradication Instinct Defined". To taki fragmencik z krzykiem torturowanej kobiety.
A powiesz mi, do kogo ten głos należy?
Nie, nie powiem ci. (śmiech)
To ktoś znany, że nie chcesz ujawnić nazwiska?
Możesz sobie dowolnie spekulować na ten temat. (śmiech)
Wiem, że nakręcicie teledysk do "Progenies Of The Great Apocalypse". Może w tym przypadku powiesz mi, co będzie można w nim zobaczyć?
Obraz będzie mieć wiele wspólnego z wyglądem okładki albumu. To będzie coś więcej niż tylko grający zespół, bo chcieliśmy tym razem mieć jakiś koncept i nakręcić naprawdę profesjonalne wideo.
Czy musieliście sami siebie cenzurować, tak jak to było w przypadku DVD "World Misantrophy"?
Nie. Tym razem mieliśmy silne wsparcie firmy, która produkowała ten teledysk i jego reżysera. On jest niesamowity i zrobił już w swojej karierze rozmaite teledyski, które sprawiają wrażenie, jakby je nakręcono w Hollywood, bo tak są świetnie wyprodukowane i nakręcone. Zgodził się z nami współpracować, ponieważ ceni naszą muzykę i chciał zrobić coś zupełnie innego i wyjątkowego.
Będzie można zobaczyć klip, w którymś z kilku formatów, w których ukaże się "Death Cult Armageddon"?
Tak. Będzie na wersji zmiksowanej w systemie 5.1 Surround. Jeżeli masz odpowiedni odtwarzacz, to po włączeniu sądzę, że doświadczysz czegoś niezwykłego.
O ile dobrze liczę, w tym roku Dimmu Borgir obchodzi 10-lecie istnienia?
Dokładnie.
Można się spodziewać, że przygotujecie z tej okazji coś specjalnego dla fanów?
Mamy w planach wydanie z tej okazji boxu, ale nie mamy czasu, aby się porządnie do tego zabrać, więc chyba trzeba będzie poczekać do następnego roku i wydać coś takiego na nasze 11. urodziny. (śmiech)
To byłoby coś wyjątkowego. Podobno party z okazji promocji "Death Cult Armageddon" było bardzo wyjątkowe. Możesz zdradzić jakieś szczegóły?
Niestety nie mogę, bo ja w tym samym czasie byłem na press tourze w USA. Ale Galder mi opowiadał, że dziennikarze byli totalnie zaskoczeni.
Zadam ci teraz kilka pytań mających związek z rocznicą 10-lecia Dimmu Borgir. Potrafisz wskazać punkt zwrotny w karierze zespołu? Czy była to płyta "Enthrone Darkness Triumphant"?
Wydaje mi się, że właśnie po niej zaczęliśmy bardzo szybko stawać się sławni. Wcześniej słyszało się o nas, ale po tej płycie wszystko zaczęło odbywać się bardziej profesjonalnie. Myślę, że mogę uczciwie powiedzieć, że od tego momentu wszystkie sprawy zaczęły przybierać odpowiedni dla nas obrót.
Pamiętasz może najbardziej szaloną imprezę po koncercie?
(śmiech) Gdybym ją pamiętał, to oznaczałoby, że nie była wcale taka szalona. (śmiech) Cierpię na syndrom Chrisa Holmesa i raczej opowiada mi się to, co robiłem w czasie takiej imprezy.
A najgorsze wspomnienie w dotychczasowej karierze to...?
Zawsze to będzie katastrofa autobusowa, z której ledwo co uszliśmy z życiem. Było też sporo dziwnych i niemiłych momentów w czasie koncertów, które powodowały, że miałem ochotę walnąć gitarą i zejść ze sceny. Na szczęście było bardzo wiele wspaniałych chwil, które równoważą te niemiłe momenty.
A najprzyjemniejszą chwilę potrafiłbyś wskazać?
Oj, tego było tak wiele... Pamiętam na przykład, jak graliśmy koncerty wraz z projektem Two Roba Halforda, a było to chyba w 1996 lub 1997 roku. To był bodajże festiwal, którego on był główną gwiazdą. Po naszym koncercie siedzieliśmy w garderobie. Rob zapukał do drzwi, wszedł i zapytał, czy moglibyśmy mu podpisać jego egzemplarz naszej płyty "Godless Savage Garden". To trochę szalone, że on chciał, abyśmy dali mu autografy. (śmiech) Skończyło się tak, że oczywiście podpisaliśmy mu płytę, a ja poprosiłem go o autograf na moim egzemplarzu "Painkiller" Judas Priest, który woziłem wtedy ze sobą w autobusie. To był jeden z tych dziwnych, ale bardzo miłych momentów, o którym zawsze będę pamiętał.
Jako muzyk, jakie jeszcze stawiasz przed sobą wyzwania? Co chciałbyś jeszcze osiągnąć?
Tak długo, jak jesteśmy w stanie tworzyć coś, co nam się podoba, najlepiej za każdym razem album, który jest wspaniały, było i pozostanie naszym głównym celem. Stworzenie czegoś takiego za każdym razem jest dla nas największą motywacją.
Przygotujecie coś spektakularnego na trasę koncertową? Jesteście przecież jednym z największych zespołów blackmetalowych, no i w tym roku świętujecie 10-lecie istnienia.
Cały czas nad tym myślimy. Na pewno będzie coś specjalnego, co zdarzy się na scenie, ale najważniejsze pozostanie jednak to, by pokazać ludziom, iż naprawdę potrafimy grać na instrumentach i że potrafimy odtworzyć na koncercie to, co nagraliśmy na płytę. Nie chcielibyśmy się zrujnować poprzez trasę, choć budżet mamy całkiem spory.
Na zakończenie chciałbym cię zapytać, jak to się stało, że wasza kapitalna wersja "Burn In Hell" z repertuaru Twisted Sister, nie znalazła się na hołdzie dla nich, "Twisted Forever"?
Zacznę od tego, że nie wiedzieliśmy, że coś takiego w ogóle powstaje. Kiedy natomiast już mieliśmy gotową piosenkę, było chyba za późno na to, by trafiła na tę płytę. Słyszałem jednak, że Jay Jay French [gitarzysta Twisted Sister - red.] słyszał ją i powiedział, że gdyby wiedział o niej wcześniej, to na pewno znalazłaby się na płycie, bo jego zdaniem był to najlepszy spośród coverów. Nie moglibyśmy uzyskać lepszej nagrody.
Szkoda, że nie gracie w tym roku na Wacken Open Air [rozmowa z Silenozem odbyła się na kilka dni przed imprezą - red.], bo Twisted Sister jest główną gwiazdą. Może udałoby wam się załapać do wykonania z nimi tego kawałka na żywo?
Wybieram się na Wacken prywatnie.
Weź ze sobą Shagratha, może zaśpiewa razem z Dee Sniderem?
(śmiech) Może się uda. Mam nadzieję, że uda nam się chociaż z nimi spotkać i zamienić kilka słów. Przypomnieć się, że to my jesteśmy tym zespołem, który nagrał ich cover. Zawsze byłem wielkim fanem Twisted Sister, ale dopiero po raz pierwszy będę miał okazję zobaczyć ich na żywo. A przecież oni są jednym z tych zespołów, które sprawiły, że zainteresowałem się metalem. Nie mogę się doczekać. Chyba się rozpłaczę ze wzruszenia, jak ich zobaczę. (śmiech)
Dziękuję ci za rozmowę no i życzę ci, żebyś spotkał się z Twisted Sister.