Reklama

"Rzuceni na pożarcie"

Niektórzy poznali ich przy okazji wściekłej i jak najbardziej metalowej wersji "Frozen" z repertuaru Madonny, inni dowiedzieli się o ich istnieniu, gdy jako niespodzianka pojawili się na tegorocznej Metalmanii. Jeszcze inni o Thy Disease dopiero usłyszą, bo ta krakowska formacja, która zadebiutowała pod koniec 2001 roku albumem "Devilish Act Of Creation", jest z pewnością jednym z najciekawszych młodych przedstawicieli polskiego metalu. O dotychczasowych dokonaniach zespołu i dalekosiężnych planach grupy, Jarosławowi Szubrychtowi opowiedział Michał Senajko, wokalista Thy Disease.

Na początek powiedz kilka słów o początkach Thy Disease?

Zespół założył gitarzysta Darek Styczeń. Swoją karierę zaczął on w zespole Tormentor, który po jego odejściu przekształcił się w Sceptic. Potem Darek grał w grupie Crionics, a gdy ją opuścił, zaczął myśleć o nowym projekcie. Pod koniec 1999 roku postanowił nagrać demo pod szyldem Thy Disease i zaprosił mnie do wykonania partii wokalnych. Choć na demo słychać jeszcze automat perkusyjny, wkrótce potem nasz skład się ustabilizował i Thy Disease zaczął funkcjonować jako normalny zespół. Rok później, w domowym studiu Jarka Barana, klawiszowca Delight, nagraliśmy "Promo 2000", ale i ten materiał pozostał bez odzewu. Parę miesięcy później postanowiliśmy więc nagrać debiutancką płytę za własne pieniądze, ale w trakcie sesji okazało się, że firma Metal Mind zainteresowana jest wydaniem albumu i pokryciem kosztów sesji. To była jedyna konkretna propozycja, więc przyjęliśmy ją bez wahania.

Reklama

Zanim płyta ujrzała światło dzienne, metalowa publiczność poznała was dzięki metalowej wersji "Frozen", utworu z repertuaru Madonny. Skąd ten pomysł?

Nie słuchamy tylko metalu. Potrafiliśmy więc docenić klimat tego kawałka i doszliśmy do wniosku, że pasuje on do klimatu muzyki metalowej. Szczerze mówiąc, nagrywając własną wersję "Frozen", chcieliśmy na siebie również zwrócić uwagę - nie tylko fanów, ale również mediów i potencjalnego wydawcy. Dzisiaj większość ludzi kojarzy nas głównie dzięki "Frozen", a co najważniejsze, nie są to tylko ludzie, którzy słuchają black i death metalu. Poza tym nasze wersja "Frozen" dotarła na drugie miejsce "Zgniłej dziesiątki", czyli takiej metalowej listy przebojów w Radiostacji, gdzie byliśmy jedynym zespołem w notowaniu, który jeszcze nie wydał płyty.

Nie boisz się, że ten sam "Frozen", który na początku kariery był dla was błogosławieństwem, niedługo zacznie wam ciążyć, że nigdy się od niego nie uwolnicie?

Jeżeli mam być szczery, mi "Frozen" dawno już się znudził. Mam jednak nadzieję, że nigdy nie dojdzie do takiej sytuacji, że będziemy żałować, że go nagraliśmy. Teraz wykonujemy "Frozen" tylko na większych koncertach, takich jak Metalmania lub kiedy widzimy, że publiczność jakoś szczególnie się go domaga. Na zwykłych koncertach gramy jednak covery z repertuaru Cannibal Corpse i Vader, które są dużo bliższe naszej muzyce. Bo Thy Disease to zespół wykonujący black/death metal i następna płyta będzie jeszcze szybsza i jeszcze bardziej brutalna od "Devilish Act Of Creation"! Mimo to cały czas po głowie chodzi nam pomysł nagrania płyty składającej się wyłącznie z przeróbek numerów wykonawców z kręgu muzyki pop.

Czy mógłbyś powiedzieć nieco więcej o "Devilish Act Of Decadence", waszej debiutanckiej płycie?

Znalazły się tam dwa utwory z pierwszego demo, "Finding God" i "Art Of Decadence", kompozycje z promo, czyli "Cursed" i "Crushing The Soul" oraz utwory napisane tuż przed sesją nagraniową. Przez to płyta jest bardzo zróżnicowana lub - jak niektórzy twierdzą - trochę niespójna. My jednak uważamy "Devilish Act Of Creation" za podsumowanie pewnego etapu w rozwoju grupy i nie chcieliśmy zmarnować nawet tych najwcześniejszych numerów. Jeszcze w tym roku zamierzamy nagrać drugą płytę i ta na pewno będzie bardziej spójna... Pierwsze recenzje debiutanckiej płyty są jednak bardzo pozytywne, na koncertach również jesteśmy dobrze przyjmowani, więc chyba wszystko jest OK.

Wystąpiliście w tym roku jako niespodzianka na festiwalu Metalmania. Jak do tego doszło?

Trochę nas to zaskoczyło, bo jest w Polsce wiele bardziej utytułowanych kapel, które powinny na tym festiwalu wystąpić. Na szczęście organizatorem imprezy jest firma Metal Mind, która wydała nasz debiutancki album, więc pewnie postanowiła w ten sposób zadbać o jego promocję... I chociaż o tym, że gramy, dowiedzieliśmy się dwa tygodnie przed koncertem, bardzo się ucieszyliśmy. To dla nas ogromna nobilitacja. Chociaż jako pierwsza kapela zostaliśmy rzuceni na pożarcie, nie było najgorzej. W miarę trwania koncertu publiczność coraz lepiej reagowała na naszą muzykę.

Zanim zadebiutowałeś z Thy Disease, polscy fani metalu poznali cię jako wokalistę Sceptic. Jak doszło to tej współpracy i dlaczego trwała ona zaledwie kilka miesięcy?

Kiedy Sceptic zaczął mieć problemy z Marcinem Urbasiem, którego kariera sportowa uniemożliwiała dalsze śpiewanie, Jacek Hiro, lider tego zespołu, postanowił dać mi szansę. Znał demo Thy Disease, znał moje wcześniejsze nagrania z grupą Infernal Maze i zaprosił na próbę Sceptic. Zagrałem z nimi kilka koncertów, nagrałem płytę "Pathetic Being", ale po jakichś ośmiu miesiącach współpracy doszedłem do wniosku, że moje miejsce jest jednak w Thy Disease. Sceptic to za**bisty zespół, ale odbieraliśmy na trochę innych falach i nie dano mi szansy w pełni realizować się w tym zespole. Nie napisałem ani jednego tekstu, musiałem śpiewać tak, jak tego chciał Jacek, wokale były zaaranżowane tak, jak on chciał...

Czy dlatego twój głos na płycie Sceptic brzmi gorzej, niż na debiutanckim albumie Thy Disease?

Rozumiem koncepcję wokalną, którą chciał na płycie Sceptic zrealizować Jacek, ale nie do końca to czułem. Moja rola była stricte odtwórcza, więc może dlatego odniosłeś takie wrażenie... Ale mówiąc szczerze, mnie również wokale w Thy Disease bardziej się podobają.

Czy możemy mówić o czymś takim jak krakowska scena metalowa? Czy to tylko zbiór zespołów

My czujemy się najsilniej związaniu z takimi grupami jak Serpentia czy Crionics. Niedawno zresztą zostałem zaproszony do zaśpiewania gościnie na płycie tych drugich. Oprócz tego w Krakowie grają takie zespoły, jak Sceptic, Atrophia Red Sun, Cemetary Of Scream, Tromsnar czy Defector - w tym ostatnim udziela się nasz klawiszowiec. Myślę, że gra się tutaj nieco odmienną muzykę, niż w innych polskich miastach, chyba trochę bardziej eksperymentalną, ale czy można już mówić o krakowskiej scenie? Nie jesteśmy chyba tak zintegrowani, jak można byłoby sobie tego życzyć, ale mam nadzieję, że to się zmieni.

Wspomniałeś, że jeszcze w tym roku zamierzacie wydać nową płytę. Możesz powiedzieć coś więcej na ten temat?

Połowę materiału mamy już gotową. Nie należy oczekiwać jakichś radykalnych zmian stylistycznych, wciąż będzie to black/death metal. Wydaje mi się jednak, że będzie to muzyka dość nowoczesna. Do studia chcemy wejść we wrześniu i na pewno do końca roku drugi album Thy Disease trafi do sklepów. Wszystko wskazuje na to, że będzie to materiał koncepcyjny. Wahamy się tylko, czy przedstawić w tekstach wizję przyszłości ludzkości, czy napisać materiał o charakterze czysto erotycznym...

Dziękuję za wywiad.

import rozrywka
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy