"Rock and roll to nie rurka z kremem"
Grupa Underground powstała pod koniec lat 90. w Rybniku. Mimo stosunkowo krótkiej historii, ma na koncie ponad 150 koncertów, z których najważniejsze odbyły się podczas Przystanków Woodstock. Efektem udanego występu przed kilkusettysięczną widownią w 2002 roku, był kontrakt płytowy z wytwórnią Warner Music. Jego pierwszym owocem była czwarta płyta śląskiej formacji, "Kto jest kim", wydana na początku listopada 2003 r. Wcześniej zespół własnym nakładem wydał trzy albumy: "Po drugiej stronie lustra" (1999), "Akustycznie" (2001) oraz "noTHING VERSION" (2002). Z okazji wydania tego albumu, Krzysztof Czaja rozmawiał z Aleksandrem Bielą, gitarzystą Underground i autorem większości tekstów.
Zagraliście już ponad 150 koncertów, w tym trzykrotnie wystąpiliście na Przystanku Woodstock. Który z dotychczasowych koncertów wspominasz najmilej?
Najmilej wspominam Przystanek Woodstock z zeszłego roku - graliśmy pomiędzy Malejonkiem a zespołem Sweet Noise. To była godzina 23. - ci, którzy byli na Woodstocku, wiedzą, że wtedy jest właśnie apogeum tego, co się dzieje na festiwalu. Jurek dał nam szansę wystąpienia o takiej porze i muszę przyznać, że było to bardzo wielkie przeżycie - wyjść na scenę, zobaczyć przed sobą 300 tysięcy głów, usłyszeć ryk tej publiczności. Gdy oczekiwaliśmy na nasz występ, mieliśmy bardzo dużą tremę, ale bezpośrednio przed wyjściem na scenę wszyscy, jak siatkarze, przybiliśmy sobie "piątkę". Trema jakoś opadła i zagraliśmy na dużym luzie.
Można powiedzieć, że wystąpiliście w porze zarezerwowanej dla największych gwiazd tego festiwalu, choć mieliście wtedy na koncie tylko płyty wydane własnym sumptem, nie byliście popularni w mediach. Skąd to się wzięło, że Owsiak tak wysoko was obstawił?
Jurek czasami lubi robić niespodzianki. Wiem, że nasza akustyczna płyta bardzo mu się podobała. Z naszą demówką, na której było pięć nagranych akustycznie utworów, wyruszyliśmy kiedyś do Warszawy, m.in. do radiowej Trójki, do Owsiaka i w kilka innych miejsc. Ten materiał został bardzo dobrze przyjęty, Jurkowi bardzo się spodobał. Na to, że dostaliśmy propozycję zagrania o takiej porze, miało też wpływ jedno zabawne zdarzenie. Wszystkie kapele wysyłały demówki i Jurek osobiście oddzwaniał, zapraszając na Woodstock. Pamiętam to jak dzisiaj, 26 czerwca 2002 roku wróciłem od mojego promotora, bo akurat dzień później miałem obronę pracy dyplomowej. Była dziewiąta wieczorem i byłem załamany, bo promotor zaczął mi coś mieszać w mojej pracy, a następnego dnia o dziesiątej rano miałem się bronić.
Wysiadam z samochodu, a tu dzwoni telefon. Odbieram, będąc myślami w zupełnie innym miejscu, a tu jakiś gość mówi mi, że chce, żebyśmy zagrali u niego koncert 3 sierpnia. Ja mu na to, że sorry, ale nasz wokalista jedzie na wczasy i nie będziemy w stanie wtedy zagrać. On, że akurat tej imprezy nie może przesunąć, bo ma być tam sporo ludzi, po czym powiedział: "Cz...cz..cześć" i odłożył słuchawkę. Od razu, jak usłyszałem to zająknięcie, wróciłem na ziemię i uzmysłowiłem sobie, że to dzwonił Jurek Owsiak i mówił o Woodstocku. Potem cały wieczór szukałem numeru jego telefonu, bo do mnie dzwonił z zastrzeżonego numeru. Na szczęście w końcu poprzez różnych znajomych zdobyłem numer telefonu do miejsca, gdzie Owsiak miał przebywać następnego dnia.
Zadzwoniłem na ten numer zaraz po obronie pracy dyplomowej i Jurek był jedną z pierwszych osób, które składały mi gratulacje. Być może właśnie dzięki tej akcji Jurek dał nam taką szansę. On ma tam dużą władzę, właściwie może robić na Woodstocku co chce i akurat nam zrobił taki prezent. Myśmy ten prezent wykorzystali, wydając płytę. Wiadomo, że Przystanek Woodstock to duża promocja i trzeba z tego korzystać. Mam nadzieję, że w przyszłym roku Jurek znów nas zaprosi.
Płyta "Kto jest kim" to wasz debiut w dużej wytwórni. Ale macie na koncie także kilka płyt nagranych wcześniej...
Wygląda to tak, że gramy dużo koncertów, działamy prężnie, nagrywamy w studiu i wydajemy własnym nakładem różne demówki - po to, żeby mieć utrwalony dany etap naszej działalności i by ludzie mogli dostać jakieś nośniki z naszymi nagraniami. Na płycie "Kto jest kim" znajduje się 16 utworów, z których pięć znalazło się wcześniej na różnych demówkach, a reszta jest zupełnie premierowa. Płytę "Kto jest kim" w całości nagrywaliśmy od nowa - nie zrobiliśmy tego tak, że po prostu zremasterowaliśmy stare utwory. To jest nasz debiut ogólnopolski, bo poprzednie nagrania dostępne były tylko w kilku sklepach w naszym regionie. Nie mieliśmy szans przeskoczyć dużych wytwórni i wejść z naszymi płytami do Empiku czy większych sklepów muzycznych. Jest to niemożliwe, jeśli zespół sam organizuje sobie dystrybucję.
A co się stanie z utworami, które nie znalazły się na tej płycie, a były już nagrane wcześniej? Będziecie jeszcze do nich wracać?
Podejrzewam, że nie będziemy wracać do tych numerów. Choć czasami zdarza się na próbach, że ktoś zagra jakiś stary utwór i zauważamy w nim jakiś świeży powiew czegoś fajnego i można coś z tym zrobić. Ale na ogół nie zdarza się nam taka sytuacja, że nie mamy nowych pomysłów i grzebiemy w starych rzeczach, żeby mieć materiał.
Kto jest dla was największą inspiracją?
Najbliżej nam do muzyki grunge'owej. Wiadomo, że początkujące zespoły nie lubią się szufladkować, ale potencjalnemu słuchaczowi trzeba mniej więcej pokazać "czym się to je". Naszą muzykę najłatwiej kojarzy się z grunge'em, ale słuchamy też sporo muzyki brytyjskiej i innej muzyki rockowej, choć nie tylko. Słuchamy też radia - głównie autorskich audycji - gdzie nadawana jest różnorodna muzyka. Nie ograniczamy się wyłącznie do muzyki grunge czy rocka, ale w głosie naszego wokalisty najbardziej słychać wpływy Seattle, więc jesteśmy tak a nie inaczej kojarzeni.
Czy muzyka jest waszym podstawowym zajęciem czy raczej rodzajem hobby, a na co dzień robicie coś zupełnie innego?
U nas w zespole jest dość nietypowa sytuacja - czterech z nas pracuje bądź studiuje. Ja w zeszłym roku skończyłem studia i założyłem firmę, związaną z zespołem. Sam sobie płacę ZUS i rachunki, i staramy się przeć mocno do przodu. Na razie nie ma mowy o żadnych zarobkach, nie dzielimy się pieniędzmi z koncertów czy innych źródeł, wszystko inwestujemy w promocję, aby mogło to procentować w przyszłości. Sytuacja na rynku muzycznym jest ciężka i napalamy się na to, że dziś wydaliśmy płytę, a za pół roku zwalniamy się z pracy. To byłoby głupie. Na razie tylko ja poświęciłem się pracy na rzecz zespołu, a reszta chłopaków uczciwie oddaje każdy grosz z koncertów na moje wydatki. W zespole panuje pod tym względem pełne zaufanie.
A gdybyście już stali się wielką gwiazdą i mogli przebierać w propozycjach, to kogo najchętniej zaprosilibyście do wystąpienia na waszej płycie?
To ciekawe pytanie, nikt mnie jeszcze o to nie pytał... Bardzo chętnie współpracowalibyśmy np. z kolegami z zespołu Myslovitz, bo oni lubią bawić się dźwiękami. My też na nowym materiale, który jeszcze się nie ukazał, troszeczkę kombinujemy z brzmieniami. Poza tym chłopcy z Myslovitz pokazali, że ciężka praca i wiele wydanych płyt powodują, że któraś z tych płyt jest w stanie załapać. Oni, grając muzykę rockową, zapanowali na naszym rynku muzycznym, czego dowodem są przyznawane im nagrody MTV. Na razie nie zastanawialiśmy się nad tym specjalnie, z kim chcielibyśmy współpracować. Mamy dość pomysłów, aby samemu nagrać materiał na płytę. Życie pokazuje, że czasami warto z kimś współpracować i jest paru ludzi, których cenimy, ale w tym momencie trudno mi rzucać jakieś nazwiska. Bardzo lubimy też zespół Hey, a nasz wokalista powiedział kiedyś, że chętnie zaśpiewałby razem z Kasią Nosowską, albo nawet nagrał z nią jakiś utwór.
Z zespołem Myslovitz łączy was też pochodzenie, bo podobnie jak oni wywodzicie się ze Śląska. Czy to, że mieszkacie w Rybniku, czyli dość daleko od Warszawy, pomaga wam czy przeszkadza w robieniu kariery?
To jest i dobre i złe. Czasami mamy problemy z transportem - np. jutro jedziemy do "Roweru Błażeja", więc dziś oddałem mój samochód do mechanika, bo boję się, że moglibyśmy nie dojechać. Spotykają nas tego typu problemy, ale poza tym to chyba dobrze, że jesteśmy daleko od Warszawy. W każdym regionie Polski obowiązuje chyba powiedzenie: "Cudze chwalicie, swego nie znacie". Im dalej się w Polskę wyjeżdża, tym większą ma się rangę muzyczną. Na Śląsku gramy już bardzo długo i jesteśmy tu coraz bardziej znani i lubiani, ale podejrzewam, że gdybyśmy mieszkali np. w Warszawie i tam przyjeżdżali, to mielibyśmy dużo lepszy status.
Z drugiej strony wiem, że Warszawa, czyli rozgłośnie radiowe i wytwórnie, bardzo bacznie obserwują rynek śląski, bo wiedzą, że skoro pozamykali chłopom kopalnię, to muszą oni coś innego robić, np. wziąć się za gitary. Wydaje mi się, że śląski rynek muzyczny bardzo mocno tętni, a w najbliższej przyszłości będzie jeszcze lepiej, właśnie dlatego, że jest ciężka sytuacja gospodarcza, a to powoduje, że w duszach młodych ludzi budzi się coś, na co warto zwrócić uwagę.
Zbliża się Nowy Rok. Czego mógłbym życzyć zespołowi Underground na nadchodzący 2004 rok?
My byśmy sobie życzyli, abyśmy w przyszłym roku mogli bardzo poważnie pomyśleć o nagraniu kolejnej płyty. To się wiąże przede wszystkim ze sprzedażą obecnej płyty - jeżeli będzie ona rozsądna, będziemy mogli myśleć o kolejnej. Jeżeli album się nie sprzeda, to będzie bardzo ciężka sytuacja i może nas spotkać coś, co spotkało zespół Golden Life, który wydał płytę po 6 latach przerwy. Nie wiem, jaka była ich sytuacja finansowa, ale w naszym przypadku to, co się wydarzy w ciągu najbliższych miesięcy, niestety bardzo mocno związane jest z pieniędzmi.
Ale gdybyśmy patrzyli tylko na pieniądze, to byśmy tej płyty nie wydali. Czasami zamykamy oczy na sprawy finansowe i idziemy przed siebie, nie patrząc na to, że mamy długi. Mamy takie motto, że trzeba cisnąć - rock and roll to nie jest rurka z kremem. Trzeba zacisnąć pasa i iść do przodu, może w przyszłości jakoś to zaowocuje. Ja bym sobie życzył wytrwałości i tego, abyśmy w przyszłym roku mogli poważnie myśleć o nagraniu kolejnej płyty.
No to ja też wam tego życzę i dziękuję ci za rozmowę.
Zdjęcia: Sylwia Pyka