Reklama

"Rock and roll nie zdycha"

Andrzej ‘Potok’ Potoczek to niezwykle barwna postać polskiej sceny rockowej. Był współtwórcą i gitarzystą legendarnej (czy raczej - jak się teraz mówi – kultowej) grupy Dupą, później grał w Pudelsach. W 1996 r. założył własną formację Dze Doorsz, przez którą przewinęło się sporo znanych muzyków. Rok temu grupa zmieniła nazwę na Revolver, a niedawno na rynku ukazał się jej debiutancki album zatytułowany... „Dze Doorsz”. Konrad Sikora rozmawiał z Potoczkiem, by dowiedzieć się coś więcej o tej najstarszej wiekiem muzyków, ale jedynej prawdziwie rock and rollowej kapeli w Polsce.

Na początek wrócę do dawnych czasów i spytam o sprawę, o którą jesteś chyba najczęściej pytany. Pudelsi - jak to się stało że nagle odszedłeś, po tylu latach wspólnego grania?

Powodem były zdecydowane różnice w postrzeganiu kierunku, w którym mamy dalej iść. Wszelkie nieporozumienia brały się właśnie z tego. Różniliśmy się często w kwestii dobranych szczegółów, typu - co i jak ma brzmieć. Ja miałem dużo różnych potrzeb. Chciałem iść w nieco inną stronę niż oni. To, co robili, zaczynało mnie po prostu już nudzić.

Reklama

A jak układają się obecnie stosunki między wami?

Nie istnieją w ogóle. Nie istnieją żadne towarzyskie układy. Jeśli jednak ktoś się do mnie odezwie, poprosi o pomoc, czy coś w tym stylu, to czemu nie. Na dziś nie ma jednak między nami żadnych więzi.

Nie wiem, czy widziałeś, ale na okładce ostatniej płyty Pudelsów znalazły się pozdrowienia także dla ciebie.

Tak, widziałem. Dostałem tę płytę w prezencie od Artura Hajdasza i zauważyłem. Ja pozdrawiam tylko tych ludzi, których uznam za stosowne pozdrowić. A na pewno nie Pudla, ani Maleńczuka.

To porozmawiajmy teraz o twoim nowym projekcie. Powiedz, jak powstał Revolver i kto w nim gra.

Zespół zaczął się rodzić przed wakacjami 1996 roku. Skład często się zmieniał, był bardzo płynny. Przewinęło się wielu wokalistów, wielu gitarzystów, wielu basistów. Mieliśmy tylko jednego perkusistę, który jeszcze do niedawna z nami grał, w końcu musieliśmy mu podziękować. Nie była to łatwa decyzja, bo był z nami od początku. Przez ten zespół przewinęło się w sumie chyba z 15 osób, często ciekawych osobowości muzycznych. Ale z różnych powodów towarzystwo się wykruszyło. Skład ostatecznie wyklarował się w zeszłym roku, kiedy przyszedł do nas nowy perkusista Grzesiek Schneider.

W składzie mamy obecnie siedem osób, niestety. Mówię niestety, bo nie zdążymy zarobić. Ale dla mnie najważniejsza jest sztuka. Nie mówię, że pieniądze się nie liczą. Trzeba przecież tym ludziom za talent i wysiłek zapłacić, aby wszystko jakoś mogło trzymać się kupy.

Grzesiek jest jednym z najwybitniejszych perkusistów w kraju. To bardzo doświadczony muzyk. Grywał w różnego rodzaju rockowych i jazzowych formacjach. Uczestniczył w nagraniu kilkunastu płyt. Na pewno można o nim powiedzieć o nim, że jest zawodowcem. Na basie gra Waldek Raźny, który z Grześkiem już wcześniej współpracował, grał m.in. w Chłopcach z Placu Broni i Monkey Bussines. Janusz Blecharz, klawiszowiec, grał swego czasu z Pawłem i Krzysztofem Ścierańskimi, Leszkiem Cichońskim i wielu innymi bardzo znanymi muzykami. Równocześnie Janusz gra w zespole Blues and Trouble, którego frontmanem jest Marcin Furmański (z Brathanków??). Mamy także dwóch wokalistów o całkiem innych charakterach. Zdzisio Andrzej Wojciechowski jest bardziej bluesowy, z takim zachrypniętym głosem, a Piotr ‘Foreman” Foryś (eks-Halias) śpiewa - nazwijmy to - bardziej średnim tonem, tak coś w klimatach Led Zeppelin. Jeszcze jest Piotr Ziobrowski, drugi gitarzysta, który także czasami gra partie solowe. No i w tym siedmioosobowym gronie nawzajem się jakoś wspieramy i uzupełniamy. Proponujemy różne rzeczy i w porównaniu z Pudelsami jest to całkowicie coś innego.

Dlaczego zmieniliście nazwę z Dze Doorsz na Revolver?

To wynikło z całkiem technicznego powodu. Swego czasu mieliśmy nagrywać dla firmy Warner i oni stwierdzili, że nasza nazwa jest zbyt kabaretowa. Gdybyśmy kiedyś stali się sławni, to nie chcieli mieć u siebie zespołu o takiej nazwie. Dlatego ze względu na umowę, która na szczęście, nie doszła w końcu do skutku, musieliśmy nazwę zmienić. W sumie jest ona chyba bardziej uniwersalna, a ludzie na całym świecie zrozumieją to tak samo. Z Dze Doorsz mogło być różnie, ale na tytuł płyty wybraliśmy „Dze Doorsz”.

Powiedz coś więcej o samej płycie. Ma ona bardzo tradycyjne, bluesowe brzmienie. Rożni się nieco od tego, co można było usłyszeć wcześniej na waszych koncertach. Brakuje tu tych psychodelicznych elementów i improwizacji. No i przede wszystkim różni się to od tego, do czego ty nas wcześniej przyzwyczaiłeś.

Tak, album brzmi dość tradycyjnie. Mnie blues inspirował zawsze. Jeszcze jako 10-letni gówniarz pasjonowałem się tą muzyką. Johnny Lee Hooker, B.B. King i John Mayall od zawsze byli moimi idolami. Blues był dla mnie pierwszą poważną lekcją muzykowania. Zaczynałem od naśladowania bluesmanów, później Jimiego Hendrixa i innych wielkich tego czasu. Jeśli chodzi o różnice w brzmieniu w porównaniu do koncertów, to wynika to przypuszczalnie z warunków pracy w studiu. Nie wszystkie elementy da się tam przenieść i zachować. Ale uważam, że tak czy inaczej pewne elementy tej psychodelii i różnych improwizowanych rzeczy, udało nam się przemycić i gdzieś tam są, ale zdecydowanie nasza płyta ma bluesowe brzmienie.

A jakie są wasze plany koncertowe, myślicie może wystąpić na przykład na Rawie Blues?

Wszystko się może zdarzyć. Na razie ciężko jest mówić o konkretach. To zależy od tego, z jakim odbiorem spotka się nasza muzyka wśród ludzi. Członkowie zespołu mają wiele do powiedzenia jeśli chodzi o muzykę. Chcemy robić tak, aby wszyscy poszukujący ciekawych, nowych brzmień, mogli do nas w jakiś sposób dotrzeć. Mamy aż dwóch menedżerów i oni szukają okazji do prezentacji naszego materiału.

W ulotce promocyjnej płyty napisaliście, że młodzi, ambitni dziennikarze muzyczni, nie zwrócą uwagi na tę płytę. Naprawdę tak myślisz?

Nie, to było napisane tak trochę dla żartu. Uważam, że jest wielu ludzi otwartych na muzykę, do których docierają różnego typu ciekawe rzeczy. Ja, w przeciwieństwie do mojego byłego kolegi Maleńczuka, nie uważam, że rock’n’roll zdycha i jest już po wszystkim. Mogę z tym otwarcie polemizować. Uważam, że w muzyce dzieje się jeszcze wiele naprawdę ciekawych rzeczy i zawsze znajdzie się ktoś, kto tego będzie chciał słuchać.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Revolver | Pudelsi
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy