"Robić to, co się chce"
Fiński zespół Stratovarius w ciągu minionych kilku lat wyrósł na jednego z największych powermetalowych wykonawców na świecie. Na koncie ma tak wspaniałe albumy, jak "Infinite", "Destiny" czy "Visions". Znakami firmowymi zespołu są dwaj panowie o imieniu Timo - wokalista Kotipelto i gitarzysta Tolkki. Po ponaddwuletniej przerwie, jakiej muzycy grupy potrzebowali, aby ponownie naładować akumulatory, na początku 2003 roku powrócili ze swoją kolejną płytą "Elements Pt. 1". Przerwa wyszła im na dobre, bo oprócz typowych powermetalowych numerów, na wydawnictwie znalazły się także długie, epickie kompozycje, które bynajmniej nie nużą słuchacza. Również produkcja jest nieco inna niż na poprzednim albumie. Z tą opinią zgadza się Timo Tolkki, z którym rozmawiał Lesław Dutkowski.
Wasza nowa płyta nosi tytuł "Elements Pt. 1". Czy to oznacza, że możemy oczekiwać części drugiej?
Tak. Druga część zostanie wydana równo rok po części pierwszej, czyli w styczniu 2004 roku.
Czy jest jakiś wspólny element łączący oba albumy? W części pierwszej Timo Kotipelto śpiewa o czterech żywiołach występujących w naturze: wodzie, powietrzu, ogniu i wietrze, jak również o czterech reakcjach ludzkich: wściekłości, strachu, smutku i radości. Czego w takim razie można się spodziewać na drugiej części Elementów?
Cały pomysł polega na tym, że nie ma pomysłu. (śmiech) Wszystko wzięło się stąd, że napisałem 25 piosenek na część pierwszą. Później całość materiału podzieliliśmy na dwie płyty. To, co zrobiliśmy, bardziej przypomina dwie części albumów Helloween "Keeper Of The Seven Keys". Zbiór piosenek rozłożony na dwa albumy.
Timo Kotipelto, wasz wokalista, powiedział w jednym z wywiadów, że "Elements Pt. 1" kończy jeden rozdział w historii Stratovarius. Zgodzisz się z nim?
Moim zdaniem ta płyta raczej zaczyna nowy rozdział. (śmiech) Tak więc nie zgadzam się z nim. (śmiech) Zasadniczo to album "Intermission" był tym, który podsumowywał pierwszy okres naszej działalności. Nie wiem, czy już słyszałeś nową płytę i zgodzisz się z moją opinią, ale w moim osobistym odczuciu to, co się tutaj znalazło, jest dla nas czymś nowym, czymś na innym poziomie.
Zgodzę się z punktu widzenia brzmienia tej płyty. Moim zdaniem "Elements Pt. 1" brzmi nieco ciężej niż "Infinite". Znalazła się też tutaj najdłuższa piosenka w historii Stratovarius, tytułowa kompozycja "Elements".
Masz rację. Tytułowy kawałek to prawie 13 minut. Zresztą większość piosenek jest dość długa.
Wyjąwszy utwór "Stratofortress", który trwa nieco ponad trzy minuty.
Prawda.
Między "Infinite" a "Elements Pt. 1" była ponaddwuletnia przerwa. Czy rzeczywiście potrzebowaliście aż tak długiej przerwy? Czuliście się wyczerpani po trasie koncertowej? A może były inne powody?
Tak naprawdę to była kombinacja różnych czynników. Po trasie promującej, "Infinite", na którą złożyło się chyba 150 koncertów na całym świecie, byliśmy bardzo wyczerpani. Czuliśmy się po tym wszystkim wypaleni. Nagrywaliśmy też sporo płyt w sumie w dość krótkich odstępach czasowych. Powiedziałem chłopakom, że potrzebuję przerwy. Niektórzy z nich zgodzili się ze mną, niektórzy nie. (śmiech) Później jednak porozmawialiśmy poważnie i ustaliliśmy, iż zrobimy sobie przerwę. W tym czasie ja nagrałem swoją solową płytę.
Moim zdaniem ta przerwa wyszła nam na dobre. Wydaje mi się, że to słychać na nowej płycie. Kiedy zaczynaliśmy pracę nad produkcją nowej płyty, czuliśmy, iż jesteśmy odświeżeni wewnętrznie. Byliśmy bardziej kreatywni, bardziej zrelaksowani. Czuliśmy się szczęśliwi.
Czy tym razem także nakręciliście teledysk?
Będzie teledysk do utworu "Eagleheart", który powinien być gotowy w ciągu najbliższych tygodni. Dokładnie nie wiem, co się na nim znajdzie, bo reżyser stosuje technikę green screen, czyli gramy w zielonym pokoju, a on doda do tego później jakieś fragmenty. Sądzę, że to będzie coś futurystycznego. Ale jeszcze nie widziałem, co zostało zrobione z tym klipem, więc trudno mi mówić.
Stratovarius zawsze pamięta o japońskich fanach i z myślą o nich przygotowuje coś specjalnego na japońskie wydanie albumu. Jak będzie w przypadku "Elements Pt. 1"?
Pamiętaj, że o tym wszystkim nie decyduje zespół, a wytwórnia płytowa i sam już nie wiem, ile wersji każdego albumu oni przygotowali. Tak też jest w przypadku naszej nowej płyty. Japończycy zwykle dostają od wytwórni jakiś utwór dodatkowy, czasem pojawia się on na edycji europejskiej. Amerykanie też czasami dostają płytę powiększoną o jakąś kompozycję.
Wydaje mi się, iż tym razem będzie wiele rożnych wersji albumu. O jednej wiem na pewno, bo będziemy ją sprzedawać za pośrednictwem naszej strony internetowej. Będzie to podwójna wersja "Elements Pt. 1". Na jednym dysku będzie normalna płyta, a na drugiej znajdą się wersje demo kompozycji z albumu.
Do wersji demo są normalne teksty, czy wygłupiacie się w studiu?
Jest trochę wygłupów. Na przykład tekst do "Fantasia" w wersji demo traktuje o pizzy. (śmiech)
Kto wpadł na ten pomysł, Timo Kotipelto?
Wydaje mi się, że to był mój pomysł. Potrzebowaliśmy jakiegoś tekstu, więc usiadłem i napisałem to w jakieś dwie minuty.
Jesteś największym fanem pizzy w Stratovarius?
Wszyscy jesteśmy jej fanami. Zresztą "Fantasia" to także nazwa jednego gatunku pizzy. Konkretnie nazywa się on Pizza Fantasy i możesz sam zdecydować, co chciałbyś w niej mieć.
Powiedz mi, kto śpiewa na początku "Papillon"?
To 12-letni chłopiec z chóru Cantoras Minores z Helsinek.
A czy tekst tej piosenki ma coś wspólnego z tym słynnym filmem, w którym grali Dustin Hoffman i Steve Mc Queen?
Nie, nie ma. Słowo "papillon" pochodzi z francuskiego i oznacza motyla. Tekst tego kawałka ma związek z pewnym gatunkiem motyla, który żyje tylko jeden dzień. Napisałem o tym piosenkę, wyobrażając sobie, że to ja jestem tym motylem, który budzi się o poranku i żyje tylko jeden dzień. Opisałem świat oczami takiego stworzenia żyjącego tylko przez jeden dzień.
Interesująca koncepcja. Ale nie sądzę, żebyś chciał być takim motylem.
Prawda, nie chciałbym. Może dla tego gatunku motyla ten czas, w którym żyje, jest jak 80 lat ludzkiego życia. Tego się nigdy nie dowiemy.
W utworach "Elements" i "Soul Of A Vagabond" są bardzo ładne chóry. Nagrywaliście je z prawdziwym chórem, czy może użyliście klawiszy albo komputerów?
To prawdziwy chór. Także orkiestra jest prawdziwa. Wszystko jest prawdziwe.
Jak w takim razie będziecie je grać na żywo, zakładając, że chcecie je grać?
Jedyne, co możemy w tej sytuacji zrobić, to albo wynająć orkiestrę, albo puszczać to wszystko z taśmy. Innych sposobów nie ma.
Timo, na kopii promocyjnej nowej płyty zaznaczono, iż jest ona chroniona przed kopiowaniem. Dlaczego zdecydowaliście się na taki pomysł? Tak dużo ludzi ściągało wasze piosenki z Sieci?
Takie posunięcie nie zatrzyma ściągania mp3. Niestety, nasze piosenki już dawno znalazły się w Sieci. To raczej ma nieco utrudnić ludziom zdobycie naszej płyty za darmo. Są też ujemne strony takiego kroku, bo na przykład "Elements..." nie można słuchać na niektórych komputerach.
Mój komputer na przykład nie czyta tej płyty. Powiedz mi, czy wersja przeznaczona już do sprzedaży również będzie zabezpieczona w ten sposób?
Nad tym cały czas się zastanawiamy. Na razie nie mogę ci jeszcze odpowiedzieć na to pytanie. Stopień, w jakim utwory są obecnie ściągane z Sieci, jest bardzo duży. To z pewnością będzie miało wpływ na nasze decyzje dotyczące przyszłości zespołu, bo jest to wielki problem.
Z tego wiem, wasze płyty sprzedają się całkiem nieźle za pośrednictwem waszej strony internetowej. Może tu należy szukać rozwiązania?
Jest to jakiś pomysł, ale sam chyba zdajesz sobie sprawę, że jeżeli płyta jest dostępna w Sieci, zawsze znajdą się ludzie, którzy ją sobie ściągną. Moim zdaniem jedna osoba na siedem kupuje płytę. Pokusa jest zbyt wielka, bo przecież muzyk gdzieś tam jest i można ją mieć. Więc ludzie ją sobie ściągają. Z tego powodu czarno widzę przyszłość naszego zespołu i wielu innych wykonawców. Dla nas wielkość sprzedaży jest niezwykle ważna. Wielu się ze mną nie zgadza, ale ja jestem zdania, że taki proceder ma bardzo wielki wpływ na to, jak płyta się sprzedaje.
Wróćmy do płyty. W utworze "Fantasia" jest fragment Fantasia can rise in you, który mówi mała dziewczynka. Czy to fragment jakiegoś filmu?
Tak, to fragment filmu "Niekończąca się opowieść", o którym zresztą opowiada cała piosenka. Tekst jest oparty właśnie na tej historii.
Czy to ty jesteś największym maniakiem filmowym spośród członków Stratovarius?
Wszyscy jesteśmy fanami filmów. Jestem wielkim fanem i mam mnóstwo filmów na DVD. A ten film moim zdaniem jest wspaniały.
Teraz mała zmiana tematu. Kiedy zaczniesz publikować swoje eseje na swojej oficjalnej stronie internetowej?
(śmiech) Obawiałem się tego pytania. Właściwie to pracuję już nad tym. Prawdę mówić kilka esejów mam już gotowych, a niektóre z nich są już dość stare. Nie miałem do tej pory czasu, bo musiałem zajmować się produkcją płyty. Mam nadzieję, że jeszcze coś napiszę, a potem to zamieszczę.
Możesz powiedzieć, o czym traktują twoje eseje?
Nie, nie mogę. (śmiech) Będą traktowały o różnych rzeczach: sytuacji na świecie, piractwie. Ściąganie z Internetu będzie na pewno jednym z problemów, którymi się zajmę. Jeden z esejów na pewno będzie o Bogu, jeden o religii. Naprawdę sporo już tego mam.
Widzę, że interesuje cię wiele rzeczy.
Tak. Bardzo interesuję się filozofią, dotyczącą wszechświata. Czytałem wiele książek tego dotyczących. W ogóle dużo czytam.
Timo, jesteś bardzo szanowanym gitarzystą na scenie heavymetalowej. Miałbyś jakieś rady dla kogoś, kto właśnie kupił sobie gitarę i chce założyć zespół?
Jest wiele ważnych spraw. Po pierwsze, myślę, że dobrym rozwiązaniem byłoby wzięcie kilku lekcji. Przynajmniej tyle, aby poznać podstawy. Może warto byłoby podłapać trochę teorii muzyki, a potem słuchać.
Granie w zespole to ważna sprawa. Liczy się cierpliwość, aby ćwiczyć i nagrywać demówki, a potem rozsyłać je, bo inaczej nikt się o tobie nie dowie. Ja należę do tego grona osób, które uważają, iż nie ma znaczenia, skąd pochodzi zespół. Jeśli jest dobry i tak się przebije. Jednak wielu ludziom nie starcza cierpliwości, aby na to czekać. To może zająć nawet 10 lat i to naprawdę ciężkiej pracy. Później być może będzie widać jakieś rezultaty.
Moje zdanie jest takie, że jeśli to wiąże się z miłością do instrumentu, do muzyki, to ktoś z takim nastawieniem osiągnie sukces.
Timo, kiedyś powiedziałeś, że Queensryche, jeden z twoich dawniej ulubionych zespołów, twoim zdaniem się już skończył. Nie wierzysz już, że mogą się odrodzić i nagrać coś na miarę "Operation Mindcrime" czy "Empire"?
Wydaje mi się, że oni nie chcą już czegoś takiego nagrywać. Moim zdaniem ich muzyka zmieniła się tak bardzo, że trudno byłoby im wrócić do takiego grania. Z tego, co wywnioskowałem czytając wywiady z nimi, oni wcale nie chcą wracać do tego, co było dawniej.
Wierzysz, że powrót Chrisa De Garmo coś mógłby zmienić?
Wątpię. Wydaje mi się, że on ma już jakiś własny zespół, z którym gra zupełnie inną muzykę. Jest kilka zespołów, które grają w podobnym stylu jak Queensryche przed laty, ale nie sądzę, żeby oni sami mieli jeszcze podobnie zagrać.
Bardzo lubię "Empire", bardzo lubię "Operation Mindcrime". Nie podobają mi się nowe płyty. Ale jeśli to jest to, co chcą robić... Zawsze trzeba robić to, co naprawdę się chce.
Jak podsumowałbyś 2002 rok i jakie macie plany na ten rok?
Na pewno będzie trasa, masa koncertów. Chyba nasza największa trasa w naszej historii. Zagramy na wielu festiwalach. Mamy zamiar grać fantastyczne koncerty, wspaniale wyprodukowane, i promować naszą nową płytę. Wydaje mi się, że 2003 rok będzie dla nas bardzo pracowity.
A istnieją szanse, że napiszesz coś na swoją kolejną solową płytę?
Wątpię. Nie sądzę, abym miał aż tyle czasu. Dla mnie nagranie płyty solowej było środkiem na pozbycie się wielu negatywnych uczuć, które we mnie drzemały. Biorąc pod uwagę nagrywanie obu płyt "Elements...", ich promocję, mogę powiedzieć, że w ciągu najbliższych trzech lat nie ma się co spodziewać mojej kolejnej solowej płyty.
Dziękuję za rozmowę.