"Puściliśmy wodze wyobraźni"
Norweska formacja 3rd And The Mortal cieszy się popularnością głównie wśród fanów klimatycznego metalu, choć ich kolejne płyty z jakimkolwiek metalem mając coraz mniej wspólnego. Najnowsza propozycja grupy, album "Memoirs", to propozycja głównie dla fanów trip-hop, mrocznego electro, ambient oraz dźwięków, które wymykają się wszelkim klasyfikacjom. Jest to przy tym pierwszy materiał 3rd And The Mortal nagrany bez stałej wokalistki - po odejściu Kari Rueslatten oraz jej następczyni Ann Mari Edvardsen zespół postanowił korzystać wyłącznie z pomocy wokalistów sesyjnych... Ale o tym już opowie Trond, gitarzysta grupy, w wywiadzie udzielonym Jarosławowi Szubrychtowi.
Ciekaw jestem, jak wasze nowe utwory zabrzmią na koncercie. W końcu skład macie jak klasyczny rockowy band, a nie wydaje mi się, żeby tych kompozycjach znalazło się zajęcie dla dwóch gitarzystów.
Och, to nawet nie wiesz, jak bardzo się mylisz. Na "Memoirs" nagraliśmy mnóstwo ścieżek gitar, chociaż w większości są one tak przetworzone, że trudno zgadnąć, co to za instrument. Na scenie również zamierzamy używać całej masy efektów, które pozwolą nam osiągnąć podobny efekt. Tylko niektóre rytmy i loopy pójdą z samplera, całą resztę zagramy z łapy.
A kto z wami zaśpiewa? Macie już stałą wokalistkę?
Zarówno na tym koncercie, jak i na kilku następnych za mikrofonem stanie Kirsti Huke, której głos słychać na "Memoirs" aż w trzech utworach. Nie wiadomo jednak, czy zostanie na stałe wokalistką 3rd And The Mortal, bo w ogóle nie zdecydowaliśmy się jeszcze, czy chcemy się z kimś wiązać na stałe. 3rd And The Mortal to zespół o horyzontach muzycznych tak bardzo rozległych, że nigdy nie wiadomo, co nam strzeli do głowy przy okazji kolejnego materiału. Za dwa lata może się okazać, że głos Kirsti, który wspaniale sprawdził się na "Memoirs" kompletnie nie pasuje do utworów skomponowanych na nową płytę. I co wtedy? Jeżeli nie przyjmiemy jej do zespołu, nie będziemy nigdy musieli jej wyrzucać.
Czy ten makiaweliczny plan dotyczy również pana, który tak pięknie śpiewa na "Memoirs"?
Tak. Andreas Elvenes, do którego należy większość partii męskich na nowej płycie, będzie również śpiewał na najbliższych koncertach. Opierać utwory na męskim głosie to dla nas nowe doświadczenie, ale mamy dużo szczęścia, że trafiliśmy od razu na wokalistę tej rangi. Próbkę jego niesamowitych możliwości słychać w utworze "Those Of My Kind", ale to jeszcze nic - kiedy nie udziela się w 3rd And The Mortal, śpiewa basem w operze w Oslo. Status Andreasa będzie jednak podobny jak Kirsti. Można powiedzieć, że to muzycy, którzy są z zespołem, ale nie są w zespole. Brak stałego wokalisty w składzie ma swoje złe strony, ale ma również swoje plusy. Dzięki temu mogliśmy puścić wodze wyobraźni i komponować bez żadnych ograniczeń, a kiedy już poszczególne utwory były gotowe, zaczęliśmy się zastanawiać jaki głos i jaki typ interpretacji będzie do nich pasował.
"Memoirs" nagrywało aż pięciu wokalistów. Wymieniłeś już dwoje, pora więc byś przedstawił pozostałą trójkę.
Jednym z nich jest Lars Lien, producent wszystkich naszych płyt i właściciel studia Brygga, w którym nagraliśmy większość materiału. Zna się dobrze na swojej robocie, również dlatego, że sam gra od lat w bardzo popularnym w Norwegii zespole Motorpsycho. W "The City" słychać głos Calvina Ray’a Stiggersa, popularnego aktora teatralnego, ale to, co nagrał, trudno nazwać śpiewem - to raczej melorecytacja. Wspomogła nas również Ingrid Tolstad, wokalistka zaprzyjaźnionej z nami grupy Phy.
Dlaczego musieliście korzystać z pomocy tych wszystkich ludzi? Dlaczego od 3rd And The Mortal odeszła Ann Mari Edvardsen, wasza poprzednia wokalistka?
Dopóki graliśmy koncerty promujące płytę "In This Room", wszystko było w jak najlepszym porządku. Niestety, kiedy tylko zabraliśmy się za komponowanie nowego materiału, okazało się, że Ann Mari ma całkiem inną wizję muzyki 3rd And The Mortal niż my. Nas ciągnęło w kierunku elektroniki, od czasu do czasu wspartej nowoczesnym rockowym graniem, a Ann Mari chciała śpiewać muzykę klasyczną. No i dopięła swego - kończy właśnie konserwatorium w klasie śpiewu operowego. Wciąż jesteśmy przyjaciółmi i raz na jakiś czas spotykamy się w weekendy, ale z wspólnego muzykowania już raczej nic nie będzie.
Nie macie szczęścia do wokalistek...
No tak, najpierw odeszła Kari Rueslatten, potem Ann Mari, ale w sumie wyszło nam to na dobre. Współpraca z wieloma różnymi wokalistami, tak jak robimy to obecnie, daje dużo więcej możliwości.
Niedawno opuścił was również basista Bernt Rundberget. Co się stało?
Dwie największe pasje Bernta to archeologia i muzyka. Wybrał tę pierwszą i chyba jest szczęśliwy. Jego miejsce w 3rd And The Mortal zajął Eirik, z którym doskonale się rozumiemy.
Styl 3rd And The Mortal z płyty na płytę ulega przeobrażeniom. Słyszę na "Memoirs" sporo elementów trip-hopu, grania przypominającego Portished i Massive Attack. Dobrze kombinuję?
Słuchamy bardzo różnych rodzajów muzyki, ale chyba nikt w zespole nie jest fanem Portished. Zgadzam się jednak, że styl śpiewania Kirsti może przypominać nieco manierę wokalistki tej grupy. Ale na tym chyba podobieństwa się kończą...
Gdzie w takim razie należy szukać źródeł waszych inspiracji?
Wszędzie. Równie wielką przyjemność czerpiemy z słuchania muzyki klasycznej, ambientu, techno, nowoczesnej elektroniki, noise’u, popu i rocka. I wszystkie te dźwięki w jakiś sposób oddziałują na to, co robimy w 3rd And The Mortal.
Noise? Gdzie w waszej delikatnej i pełnej subtelności muzyce mam słuchać wpływów noise’u?
(śmiech) Zdziwiłbyś się, jak wiele interesujących rozwiązań można podpatrzyć u wykonawców, których twórczość po pierwszym przesłuchaniu może wydawać się jedynie bezsensownym hałasem. I chociaż sami nie gramy niczego w tym stylu, nasza muzyka na pewno brzmiałaby inaczej, gdybyśmy nie słuchali noise’u.
Wasza nowa płyta powstawała cztery lata. Co sprawiło wam najwięcej trudności?
Skomponowanie materiału, który byłby dostatecznie dobry, by trafić na kolejny album 3rd And The Mortal. Jesteśmy perfekcjonistami i od momentu wydania "In This Room" nagraliśmy dwie płyty, które wylądowały w koszu tylko dlatego, że nie byliśmy w pełni zadowoleni z ich zawartości. Tylko jeden utwór z tych dwóch sesji, oczywiście w znacznie zmienionej wersji, trafił na "Memoirs". Po pozostałe może kiedyś jeszcze sięgniemy, może wykorzystamy chociaż ich fragmenty, umieszczając je w nowym kontekście - ale równie dobrze mogą nigdy nie ujrzeć światła dziennego. Liczy się dla nas tylko to, co dzieje się tu i teraz, oglądanie się wstecz nie ma sensu.
To nie można było po prostu wydać tych płyt? Nie szkoda ci utworów, w których powstanie musiałeś włożyć mnóstwo pracy i energii?
We wszystkie te kompozycje, nawet te najmniej udane, włożyliśmy mnóstwo serca. To przecież nasze dzieci! Dopóki sesja nagraniowa się nie skończy, nigdy nie wiemy, jaki tak naprawdę będzie rezultat naszej pracy. Ale wreszcie przychodzi moment, kiedy rozsiadamy się wszyscy wygodnie, słuchamy tych piętnastu utworów, które nagraliśmy i dochodzimy do wniosku, że to niezupełnie to, o co nam chodziło. Tym bardziej, że płyta 3rd And The Mortal nie może być zbiorem przypadkowych piosenek, nawet najlepszych. To musi być zamknięta całość, doskonale współgrająca ze sobą, niczym rozdziały jednej opowieści. Być może po drodze odrzuciliśmy kilka utworów lepszych od tych, które znalazły się na płycie, ale po prostu nie pasujących nam do pomysłu, jaki mieliśmy na “Memoirs”.
Kolejnym dziwactwem było rozbicie sesji nagraniowej "Memoirs" na cztery etapy, przedzielone kilkumiesięcznymi przerwami. Nie lepiej byłoby zarejestrować to wszystko za jednym razem?
Nie. Lubimy nagrywać muzykę, gdy jest świeża, natychmiast po jej skomponowaniu. Dzięki temu udaje nam się uchwycić magię chwili, emocje, które towarzyszyły nam, gdy powstawał utwór. Po kilku miesiącach nawet najlepsze kompozycje zdążą spowszednieć muzykom i ich wykonanie nabierze cech rutyny, nie będzie już tego podniecenia.
Tytuł płyty brzmi "Memoirs". Czy to może ma coś wspólnego z "Dziennikiem Bridget Jones"?
(śmiech) Nie, żadnej Bridget Jones! Zdecydowaliśmy się na taki tytuł, bo teksty, które trafiły na album to poetycki zapis pewnych sytuacji, które przeżyliśmy w ciągu ostatnich pięciu lat. "Memoirs" to po prostu muzyczna ilustracja naszych wspomnień.
Muzyka, którą gracie ma w sobie bardzo duży potencjał komercyjny. Powinniście sprzedawać setki tysięcy płyt na całym świecie, ale z jakiegoś powodu tak się nie dzieje. Z jakiego?
Sam nie wiem. Najpewniej wynika to z tego, że Voices Of Wonder to malutka wytwórnia, która poza Skandynawią ma niewiele do powiedzenia i nasza muzyka dociera tylko do wąskiego kręgu wtajemniczonych. Z drugiej strony, nie robimy nic, by wkupić się w łaski jakiejś większej firmy, bo wiemy, że groziłoby to utratą tożsamości zespołu. Mamy wielu przyjaciół nagrywających dla dużych wytwórni i widzimy, że ich życie wcale nie jest usłane różami. To seria kompromisów, granie pod dyktando menedżerów, fachowców od repertuaru i innych tajemniczych typów. Dla nas kwestia wolności artystycznej jest dużo ważniejsza niż sprzedaż płyt. Muzyka to nasza największa pasja i nie potrafilibyśmy sprowadzić jej do rangi wykonywanego bezmyślnie zawodu. Komercyjny sukces i największe nawet pieniądze są niczym w porównaniu z radością, którą przynosi skomponowanie naprawdę pięknego utworu. Niezależna wytwórnia daje ten komfort, że możesz robić to, co chcesz.
Dziękuję za wywiad.