Reklama

"Nigdy nie odpuszczamy"


Ci, którzy sądzili, iż trójmiejski Yattering - po swoich legendarnych i szeroko komentowanych problemach z wydawcą - już się nie podniesie i pozostanie po nim jedynie wspomnienie, nie mieli racji. Wielki popełnili błąd i teraz przyjdzie im się mocno bić w piersi. Zespół wprawdzie przez trzy lata nie wydawał płyt, ale Śvierszcz (gitara basowa, śpiew), Ząbek (perkusja), Hudy (gitara) i Thrufel (gitara) szykowali się do mocnego uderzenia, w międzyczasie doskonaląc swoje umiejętności i od czasu do czasu grając koncerty.

Reklama

Efekt ich pracy poznaliśmy 10 marca 2003 roku, kiedy do sprzedaży trafił album "Genocide", wydany przez Mystic Production w Polsce, zaś na Zachodzie przez Candlelight Records. Recenzenci na Zachodzie bili pokłony przed Yattering. Dziwić się temu specjalnie nie można, bo w porównaniu z albumem "Murder's Concept" (2000) mamy do czynienia z zupełnie inną jakością. Nowe, zdecydowanie lepsze brzmienie, jeszcze bardziej gęste aranżacje, bardzo częste zmiany tempa - to krótka charakterystyka obecnej oferty Yattering.

Dzień po pierwszym występie Yattering na tournee po ojczyźnie, który odbył się 13 maja w Gdańsku, Lesław Dutkowski zadzwonił do Ząbka. Perkusista Yattering podczas rozmowy między innymi rozprawił się z przeszłością, opowiedział o nowej płycie, słynnym już trzecim albumie, a także o spotkaniu z Genem Hoglanem.


Wczoraj zagraliście pierwszy koncert z trasy promującej "Genocide" w gdańskim klubie "Parlament". Jak było?

Zaje***cie było. Czemu było zaje***cie? Dlatego, że w "Parlamencie" mają świetny sprzęt. My zatrudniliśmy człowieka od dźwięku, bo tam nie mają nikogo od nagłośnienia. Przyszedł nasz znajomy z Gdyni, który nagłaśnia koncerty. Nie pierwszy raz nas nagłaśniał, więc zrobił to znakomicie. Oprócz tego dwa dni pracowaliśmy nad "wizurami" [efekty wizualne - przyp. red.]. Był nasz znajomy VJ. Oprócz tego, że graliśmy, że były znakomite światła, to jeszcze przygotowaliśmy "wizury" i rzuciliśmy je na telebim. Masakra! Ludzie wyszli zmiażdżeni. Już są wpisy na naszej stronie internetowej, ?e to była miazga.

Ile graliście numerów z nowej płyty?

Siedem.

Reszta to mieszanka jedynki i dwójki, czy z trójki też coś było?

Nie, z trójki nic nie było, bo chcąc zagrać coś z tej płyty, musielibyśmy podłączyć sample i inne takie rzeczy. Nie mamy na to ani pieniędzy, ani czasu. Na wszystko przyjdzie pora. A słyszałeś w ogóle trójkę?

Tylko te fragmenty, które umieściliście na stronie.

To mało, po 15 sekund. Niektóre numery z tej płyty są bardzo rozbudowane, maj? po sześć minut. Solówki są takie, że wielu by się załamało. Zrobiliśmy niezłą rzeż na tej płycie. (śmiech)

Skoro już jesteśmy przy trójce, to powiedz mi, czy jest szansa, że to się kiedyś ukaże? Macie prawa do tego materiału?

Prawa do tego cały czas mieliśmy, bo okazało się, że Francuz to odrzucił [chodzi o poprzedniego wydawcę, Season Of Mist - red.]. Była bardzo długa awantura. My się pod tym podpisaliśmy, pracowaliśmy nad tym. Za to, co on nam zrobił, jak nas dymał, zripostowaliśmy właśnie w ten sposób. On to zakwestionował, płyta wróciła do nas, a potem nastąpiło porozumienie między Candlelight a nimi, trójka zlądowała u nas i to jest nasza płyta. Jest w naszych rękach. Nikt do niej nie ma praw, tylko my. Chcemy ją oczywiście wydać, tylko że to nie czas i miejsce. Nie ma sensu wydawać płyt jedna po drugiej, a z drugiej strony nie wiadomo, jak Anglicy na to popatrzą, czyli nasza nowa wytwórnia. Musimy się w tej sprawie dogadać, by znowu nie było jakichś Zgrzytów

Musimy to omówić spokojnie i delikatnie. My się oczywiście tego materiału nie wstydzimy. To jest bardzo fajna płyta. Rzeczywiście jest dziwna, ale my po prostu potrafimy różnie grać. Tam jest parę numerów faktycznie bardzo śmiesznych, ale ta cała zabawa w tych numerach jest przeciwko tym sku*****nom. Jak ktoś tego nie rozumie, to sorry. Niech dalej czyta gazety, które piszą takie fajne rzeczy, że jak je otwieram, to się po prostu załamuję.

Chciałem zapytać o sporą przerwę, która dzieli "Genocide" i "Murder's Concept". Nowa płyta od poprzedniej różni się bardzo jeżeli chodzi na przykład o brzmienie czy struktur? utworów. Rozumiem, że tą długą przerwę wykorzystaliście na doskonalenie waszego warsztatu?

I tak, i nie. Dlaczego? Dlatego, bo z "Murder's Concept" wyniknęła taka sprawa: My zawsze byliśmy tak samo przygotowani do wejścia studia. Wiadomo, że się rozwijamy, to jest nieuniknione. Nad tym nie panujemy. Na Genocide zrobiłem bębny od dechy do dechy. Dałem to chłopakom, posłuchali i potem razem zaczęliśmy grać te numery. I rzeczywiście bardzo fajnie to wyszło.

Czemu jest taka różnica? Polega ona na tym, że zawsze podchodzimy do nagrania bardzo profesjonalnie i zawsze, z pełnym zaangażowaniem, ale po prostu trafiliśmy na nie odpowiednie osoby przy realizacji "Murder?s Concept".

Z tego właśnie wynika ta różnica, rzeczywiście ogromna. Teraz było profesjonalne studio, nikt nas nie cisnął, byliśmy u siebie, Piotrek Łukaszewski, który nas nagrywał, to znakomity realizator. Zupełnie inna praca. Czuliśmy się jak w domu. De facto byliśmy w domu.

"Murder's Concept" nagrywaliśmy jeszcze w czasach Kmiołka [poprzedniego wydawcy - przyp. red.]. Koleś wchodzi do studia i mówi: Nie, on znowu nap*****la po tych bębnach, bez sensu. A tutaj wchodzę do studia, do Piotrka, a on mówi: Fajnie grasz na bębnach. Zupełnie inna praca. Luz totalny, zero ciśnienia. Oprócz tego, że była walka o płytę. Piotrek nas tam wyciszał. Tysiąc telefonów o to, do kogo trzecia płyta należy. Myśmy zgłupieli. Dlatego powstał taki chaos i wynikiem jest płyta "III". Musieliśmy po prostu przygotować odpowiedź dla tych skur****nów, bo nie szło już wytrzymać.

W czasie tej przerwy sądzę, że powstało znacznie więcej kawałków niż to, co jest na "Genocide"? Może się mylę?

Mylisz się i jednocześnie się nie mylisz. Dlatego, że powstało 12, właściwie 13 numerów, bo "M.A.R.I.O." to jest osobny track, ale numerów jest 12 i jeden ukryty. To jest taka całość. To zapętlenie powstało po to, żeby stworzyć całość, w której powiedzieliśmy: To jest nasza płyta, tak chcemy, żeby wyglądała od dechy do dechy. Myśmy ją tak zaplanowali, wiedzieliśmy dosłownie wszystko, co chcemy na niej mieć. Oczywiście wydarzyła się gdzieś jakaś improwizowana solówka, oczywiście dołożyliśmy jakiś improwizowany wokal. Ale wiedzieliśmy, że chcemy ją rozpocząć i zakończyć w taki sposób.

Nie było oczywiście tak, że nagraliśmy płytę i powiedzieliśmy: See ya, teraz gramy koncerty i nic nie robimy. My cały czas coś robimy. Krótko po tym, jak skończyliśmy dwunasty numer, "Living Bomb", od razu robiliśmy następne numery. Tak więc mylisz się i się nie mylisz. Płyta powstała, była gotowa, powiedzieliśmy: Tak, to jest ta płyta, ale zero leżenia do góry wentylem. Dalej robimy kawałki. Powiem ci szczerze, że zrobiliśmy już chyba osiem numerów. Totalna masakra. Taka, że już nawet nie chce mi się "Genocide" grać, tylko te nowe kawałki, bo tak mi się dobrze je gra, że rewelacja. Morda mi się cieszy, jak je gramy. (śmiech) My nie odpuszczamy, nigdy.

Czy aranżacje w tych nowych kawałkach są jeszcze bardziej gęste niż na "Genocide"?

To masakra. Od strony bębnów jest miazga. Ja na dwóch stopach się tyle nagrałem, że zaczynam mniej grać w ten sposób, bo jedną stopą też da się zagrać takie rzeczy, że jest fajnie. Kompozycje może rzeczywiście są bardziej jazzowe, ale cały czas jest miazga. Naprawdę te nowe piosenki są zaje***te. Jeszcze bardziej od "Genocide" mi się podobają. Jeżeli je nagramy jeszcze lepiej niż "Genocide", to po prostu będzie masakra.

Czy słuchasz perkusistów jazzowych, bo gdy wsłuchałem się w twoją grę na "Genocide", nie mógł się oprzeć wrażeniu, że musisz słuchać jakichś zakręconych jazzmanów.

Słucham. Tylko z nimi to jest tak, że słuchasz ich i słuchasz, i można się czasem załamać. Włączasz płytę Dennisa Chambersa i mówisz: Po co ja mam ćwiczyć?, bo tak gościu po prostu miażdży. (śmiech) Żartuję w tej chwili. Rzeczywiście słucham tych bębniarzy, lubię ich bardzo, aczkolwiek nie staram się jakoś specjalnie na nich wzorowa?. Dużo gram sam ze sobą. Lubię spędzać sam ze sobą czas. (śmiech) Zamykam się i gram. Ile mogę to gram.

Podniosę cię teraz trochę na duchu, bo ostatnio rozmawiałem z pewnym muzykiem, może się domyślisz z kim, też perkusistą. Zapytałem go o inspiracje perkusyjne i on odpowiedział, że kiedyś był to Lombardo, ale do momentu, w którym poznał Ząbka.

(śmiech) Bardzo mi miło. Nie wiem, kto to mówił, ale bardzo mi miło. Czasami to przesadzone. (śmiech)

Podpowiem ci, że to człowiek, który mieszka niedaleko ciebie.

No to powiedz więcej. (śmiech)

Nazwa zespołu, w którym gra, składa się z dwóch słów, a pierwsze zaczyna się na literę "m".

Mess Age! "Otwieracz"! To mój dobry kolega. Z nim wypiliśmy dużo, dużo czasu. (śmiech) Dużo imprez, dużo miazgi. Zawsze z "Otwieraczem" rozkręcamy takie masakryczne imprezy, że po prostu rzeź. (śmiech)

Macie już podpisany kontrakt z Candlelight. Wybieraliście z kilku ofert, czy oni trafili do was jako pierwsi i z nimi podpisaliście umowę?

Ktoś tam się zgłaszał, dokładnie nie wiem kto, bo w tamtym momencie byłem poza tym wszystkim. Wtedy nic nie wiedziałem, poza tym, że ktoś tam się zgłaszał, ktoś ze Stanów złożył ofertę i zgłosiło się też Candlelight. Oni dali bardzo dobrą ofertę, z tym że wiedzieli, jaka jest sytuacja. Ale wyciągnęli pomocna dłoń. Powiedzieliśmy prosto w nos: Jeżeli Francuz będzie dalej szumiał, to my tej płyty nigdy nie wydamy, bo po prostu mamy dosyć tego biznesu. Naprawdę mieliśmy dosyć.

Skończyło się dobrze. Na razie wszystko jest w porządku, oprócz tego, że czekamy, aż oni nam zaproponują jakąś trasę. Mieliśmy jechać na trasę z Cannibal Corpse, ale to było na wariackich papierach. Powiedzieli nam, że mamy pięć dni, ale weź załatw w pięć dni urlopy w pracy itd. Nie da rady. Mówili, że pod koniec roku coś dla nas szykują.

Miałem nadzieję, że powiesz, że Relapse proponował wam kontrakt, bo jak słucham waszej nowej muzyki, to nie mogę się oprzeć wrażeniu, że doskonale pasowalibyście do zestawu ich zespołów.

Tam jest chyba Dillinger Escape Plan, prawda?

Tak.

To jest masakra. Oni mają takie zespoły. W ogóle powiem ci, że metalu słucham bardzo mało, ale takie zespoły to wyłapuję, bo chłopaki mi podrzucają. Dillinger to po prostu miazga. Zbyt ostro dla mnie, ale niezłe. (śmiech) W tej chwili słucham Porcupine Tree "In Absentia" i to też jest miazga. Bardzo mi się ta płyta podoba. Bardzo fajne kompozycje, nowy bębniarz nie gorszy od poprzedniego. Byłem na koncercie w Bydgoszczy. Grali tam w Filharmonii Pomorskiej i wszystko po prostu zabrzmiało zaje**cie. Rewelacja. Tak samo Yattering brzmiał w Parlamencie. Stary po prostu miazga była. (śmiech)

Ja na koncertach ciśnienia nie łapię, bo robię to już od wielu lat, ale wczoraj byłem zaje***cie zadowolony. Czułem moc, czułem miazgę, "wizury", telebim, grzyb atomowy. (śmiech) Mamy fotki, 200 fotek zrobił nam je nasz dobry kolega (MIVA) zaje***tym aparatem cyfrowym i wieczorem przy piwie będziemy wybierać foty,

Nie znalazłem w waszej dyskografii takiej pozycji, jak DVD "Creative Chaos".

Nie przyznajemy się do tego. Trzeba na maksa uważać, co się podpisuje, bo potem się okazuje, że nie masz praw do nazwy, praw do zespołu, ktoś cię wydaje, a ty nawet o tym nie wiesz.

Wy akurat macie niemiłe wspomnienia z wytwórniami...

Oj bardzo niemiłe.

Macie jeszcze jakieś złudzenia, że powstanie w Polsce firma, która będzie działać bardziej prozespołowo?

To jest ciężki temat. Jedyną szansą, według mnie, by obronić się przed tym całym gó**em, to stanąć z boku i robić wszystko samemu - płyty, reklamy. Teraz jest Internet, który jest poważną bronią przeciwko tym ch***m, bo po prostu istnieje bardzo szybki przepływ informacji. Kiedyś było tak, że to, co w gazecie napisali, to była święta prawda. Ale już nie jest. W tej chwili każdy fan może pisać w Internecie co chce, może dzielić się swoimi opiniami i to jest bardzo ważna sprawa. Przynajmniej paru osobom otworzy to oczy.

Powiedz mi, czy udzielacie zagranicznych wywiadów z okazji promocji "Genocide"?

Tak, w cholerę. Tysiąc razy więcej niż w Polsce. Ja w ogóle nie wiem, o co chodzi. To chyba dopiero nasz szósty albo siódmy wywiad w Polsce. Za granicę udzieliliśmy już chyba z 20 albo 30. Recenzje też same pochlebne. Nie będę ukrywał, że jesteśmy zadowoleni z tego, że ludzie naprawdę zaakceptowali płytę od dechy do dechy.

Nie zadałem tego pytania bez powodu. Czy wszyscy was pytaj?, o co chodzi z tym "Mess age To M.A.R.I.O."?

Zapytaj mnie, kim jest M.A.R.I.O. (śmiech)

Nie będę cię o to pytał?

Czemu nie? Odpowiem na to pytanie. (śmiech)

Najpierw ty odpowiedz mi na moje pytanie?

Tak, wszyscy o to pytał. Ale odpowiedź jest jedna: M.A.R.I.O. jest nikim.

Płyta jest przyjmowana świetnie, gracie trasę po Polsce, będzie trasa po Europie, być może także po Ameryce, bo czytałem, że są takie przymiarki. Dałoby się podczas tych podróży coś nagrać i wydać płytę koncertową albo już autoryzowane przez zespołów DVD Yattering?

Pewnie by się dało.

A chcielibyście? Planujecie w ogóle taki krok w waszej karierze?

Pewnie, że byśmy chcieli, bo byłoby to alternatywą dla tego, co ten kolo wydaje. Bardzo byśmy tego chcieli, tylko to jest trochę technicznie ciężkie. Żałuję, że tego wczorajszego koncertu nie nagrywaliśmy. Może "Parlament" to nagrywał, bo oni mają tam kamery cyfrowe.

"Creative Chaos" w porównaniu do tego, co się wydarzyło wczoraj, jest naprawdę gó**em, bo wczoraj była rzeź. Ja wymiękłem, ale ludzie też wymiękli. Wszystko było zapięte na ostatni guzik. Wiedzieliśmy, że możemy użyć telebimu, komputera z rzutnikiem. Dwa dni siedzieliśmy po nocach i szukaliśmy różnych fajnych "wizur", totalnego genocide, czegoś, co pasowałoby do tekstów. Nie będę ukrywał, że ten zespół cały czas żyje dlatego, że mamy wielu wspaniałych przyjaciół, którzy nam pomagają. To nie tylko my jesteśmy - jest nasza tłumaczka Funia, MIVA, który nam robi fotosy. Cała ekipa. W tej chwili jest naprawdę znakomity klimat do tworzenia muzyki. I wreszcie płyta od strony graficznej jest wydana tak, jak byśmy tego chcieli.

Właśnie o to chciałem zapytać.

Na "Murder's Concept" wycięli nam reklamy. Ja nie jestem zwolennikiem umieszczania reklam na płycie, ale jeżeli ktoś daje mi "blachy" ze zniżką, to chcę umieścić logo tych "blach". Kij z tym reklamówkami. Ale to, że jest wokół mnie grupa osób, którym chce podziękować - mama, ciocia, przyjaciele, którzy cały czas cię wspierają - i ja chcę im powiedzieć: Dziękuję wam za to, że byliście w tym czasie ze mną, a koleś mi to wyciął z premedytacją... Właściwie teraz nie wiem kto, Kmiołek czy Francuz, bo Kmiołek mówił, że to Francuz, a Francuz mówi, że to Kmiołek. (śmiech)

Teksty pozmieniali, kolejność numerów, reklamy zginęły, podziękowania zginęły. Miazga. Francuz wznowił "Human's Pain", z tyłu płyty na zdjęciu cztery osoby, a przecież myśmy to we trójkę nagrywali. Podziękowania też powycinane. Na szczęście moje się zmieściły całe, ale Hudego są pocięte. Nasze zdjęcia wycięte, w ogóle nie ma ich w środku. Załamka stary. Nie masz kontroli.

Z Candlelight kontrakt był dokładnie negocjowany, bo chcieliśmy umieścić w nim bardzo ważny dla nas punkt - nikt nie wpie***a się w naszą wizji płyty. W tytuły piosenek, w okładkę. Jeżeli chcemy umieścić na okładce gołą babę, to umieszczamy ją. Jeżeli chcemy umieścić odwrócony krzyż, to go umieszczamy. Nikt nie ma do tego prawa, bo to jest nasz przekaz. My tak chcemy. Oni powiedzieli: O co wam chodzi? My nigdy w to nie ingerujemy.

A Francuz ingerował. Na "Human's Pain" i na "Murder's Concept" dodał jakieś kropki krwi na krążku. Przecież to wiocha. Spotkaliśmy się z nim w Marsylii i zapytaliśmy się go, o co chodzi z tymi kropkami, a on mówi, że miał taką koncepcję. Powiedziałem mu: Ty masz koncepcję? Przecież to my nagrywamy płytę. Co jest?! Taka akcja z tym debilem. Bez sensu było trwać w tym gó**ie. Nie wspominając o wypłacie tantiem, bo to w ogóle jest totalna załamka.

Powiem ci fajną historię. Myśmy go teraz przycisnęli przez prawników, że ma przysłał rozliczenie, przysłał i z rozliczenia wyszło, że jeszcze mu wisimy kasę. (śmiech) Nie on nam, tylko my jemu wisimy trzy tysiące euro. Gość jest niesamowity. Nie będę ściemniał, tylko jak ktoś mnie dyma, będę o tym mówił. Nie jestem Amerykaninem, który w takiej sytuacji mówi: OK i się uśmiecha. Ja tak nie działam. Zresztą chłopaki też nie.

Wyszliśmy od tego, że album jest całością. Jest jedna koncepcja w tekstach, w której się poruszacie, a do tego wszystkiego jest okładka Krzyśka Iwina.

Było parę wersji, ostatecznie przeszła ta, która jest. Powiem ci, że to już chyba ostatnia nasza okładka w tym klimacie. Być może pojedziemy w trochę inną stronę. Nie chcemy się szufladkować.

Czyli nie planujecie następnego koncept-albumu, o tych wszystkich niemiłych rzeczach?

Nie. Zakończyliśmy koncept morderstw i tak dalej. Teraz pójdziemy w inną stronę. Nie wiemy jeszcze sami, w którą, bo to powstaje na samym końcu. Teraz było tak, że pisał to Szuwar i parę innych osób mu pomagało. Piosenka "Rapist's Victim" oparta jest na faktach. Takie teksty osobiste ja lubię. Nie lubię natomiast takich tekstów, które mówią o dupie Maryni. Rozmawialiśmy dużo na ten temat i być może - nie mówię, że na pewno - pójdziemy w troszkę w inną stronę.

Ale też będzie koncept-album?

Tak, też będzie koncept.

Czyli jednak lubicie koncept-albumy.

Lubimy. Jesteśmy stworzeni do tworzenia koncept-albumów.

Masz swoje ulubione koncepcyjne albumy?

Płyty Tool są dla mnie znakomitym konceptem.

Na "Genocide" trudno by mi było wyróżnić którykolwiek z utworów, bo wszystkie są na takim samym, wysokim poziomie. Czy z perspektywy czasu też tak to odbieracie?

Powiem ci tak, że wyszło bardzo dobrze. Jest parę kawałków, których w ogóle już nie gramy. Ja nawet nie wiem, czy byłbym w stanie je zagrać. Jeżeli nie grasz kawałków, to one po prostu wypadają z głowy. Człowiek nie jest komputerem, któremu jak każesz, to odtwarza. Jeżeli nie ćwiczysz, to zapominasz. Podejrzewam, że jakby ktoś miałby się nauczyć tych numerów, to tylko ja, bo ja wiem, co tam zagrałem. Rzeczywiście jest tak, że te nowe numery są równe. Moje zdanie jest takie, że żaden numer drugiemu nie ustępuje. Gdy nagraliśmy "Genocide", ta płyta po prostu przelatywała przeze mnie. Początek, koniec i miazga. Teraz może już jej tak nie słucham, bo żyję tymi nowymi kawałkami.

Ta płyta się nie nudzi. Jest po prostu masakra. Spójna od dechy do dechy, po prostu strzał w ryj i po wszystkim. Powiem ci jeszcze, który numer jest moim ulubionym - "Panic In The Sea Of Blood". Na płycie jest chyba błędnie napisane "Panic In A Sea Of Blood". Ja ten numer po prostu uwielbiam grać. Gramy go na koncertach na sam koniec.

Skąd ty chłopie tyle energii bierzesz? Ledwo skończyłeś jedną płytę, a już chcesz nagrywać drugą, koncertujesz, prowadzisz archiwum zespołu. śpisz w ogóle?

Dziś trzy godziny spałem. (śmiech) Ktoś puścił plotkę, że wciągam amfetaminę. To jest absolutna nieprawda. Ja po prostu mam energię z kosmosu. Nie mam pojęcia, skąd to jest. Jakiś taki energiczny jestem.

Gdy widziałem materiał wizualny z koncertu Yattering, to siedzisz sobie spokojnie za zestawem i walisz w te gary niemiłosiernie.

A teraz mam większy zestaw. (śmiech)

Zmieniłeś?

Nie zmieniłem, bo mnie po prostu na to nie stać. Pracuję, ale mam dużo rzeczy do roboty. Mam rodzinę na utrzymaniu, znaczy nie rozmnożyłem się, ale dom trzeba jakoś utrzymać. Jest jeszcze parę innych zobowiązań. Zestawu nie zmieniłem, skorup nie zmieniłem, ale planuję w najbliższym czasie. Natomiast blachy rzeczywiście już popękały. Mam nowe i jest ich więcej. Mam drugi werbelek, malutki. Czasami jest tak, że gram i ćwiczę kilka miesięcy, ale nie czuję fazy. A w tej chwili czuję totalną fazę na granie. Cały czas coś ćwiczę, cały czas coś robię. Nie potrafię nic nie robić, po prostu. (śmiech)

A twój wymarzony zestaw przypominałby ten, który ma Neil Peart z Rush?

Chyba nie aż tak. Ja wplótłbym troszeczkę elektroniki. Nie jestem zwolennikiem elektroniki, ale z niej można wyzwolić ciekawe dźwięki. Jakiegoś pada bym zainstalował z miłą chęcią. No i przede wszystkim lepsze skorupy - klonowe. Mam w tej chwili chyba brzozowe, a wolałbym klonowe, bo są po prostu najlepsze. To są jednak pieniądze. Sam wiesz, jak jest, bez kasy nie pojedziesz. A ja nie jestem człowiekiem, który dzwoni na przykład do Pearla i prosi. Ja nie lubię prosić, bo tak głupio: Dzień dobry, chciałbym zniżkę. A pani zapyta: Gdzie pan gra?, a pan gra w Yattering. I rozmowa się kończy.

Może jak cię zobaczą przy pracy, to zmienią podejście?

To jest ten problem. Gdy widzą jak gram, to jest zupełnie inna rozmowa. Wiele razy było tak, że na koncercie ktoś tam mówił, że nie można mojego zestawu rozłożyć, potem ja i tak obstaję przy swoim i rozkładam wszystko, a po koncercie przychodzi i mówił: Sorry, przepraszamy, zaje***cie pan gra.

Jest jeden człowiek w Polsce, który czai czaczę, jeżeli chodzi o firmy, który pomaga. To jest pan z Częstochowy, który nazywa się Stefan Menc, prowadzi firmę Malko. On jest zupełnie innym człowiekiem od tych w firmach zorientowanych przede wszystkim na kasę. Pan Stefan Menc zmiażdżył mnie swoim podejściem do prowadzenia firmy, a z tego, co wiem, ta firma istnieje od 1888 roku. Ma zupełnie inne podejście do muzyków. Ja z nim współpracuję i to jest po prostu nieprawdopodobny człowiek.

Kiedy wyruszacie za granicę?

Za granicę ruszamy 19 czerwca. W Boże Ciało jedziemy szerzyć zło za granicę. (śmiech) Zaczynamy z tego, co pamiętam od Londynu, w Anglii gramy ze trzy koncerty, potem wyjeżdżamy do Belgii, Holandii, Francji Szwajcarii, a potem znowu po Francji i tak dalej. Następnie wracamy do Polski.

Nie ma szans, abyście się pojawili na którymś z letnich festiwali?

Gramy na jakichś festiwalach. Tylko nie podam ci nazw. Nuclear Fest we Francji chyba i potem jeszcze coś w Szwajcarii. W zeszłym roku graliśmy na Knock Fest w Szwajcarii i tam znakomity koncert dał Strapping Young Lad. Też nam się udało fajnie zagrał i świetnie się tam bawiliśmy.

Była mała afera, bo oni się spieszyli, a mieli grać jako główna gwiazda. My przed nimi, jako taka przed gwiazda, że tak powiem. Dużo osób tam na nas przyjechało. A tu się okazało, że Strapping Young Lad się gdzieś spieszą i grają pierwsi, a my drudzy, na samym końcu. Tak dowalili, że myśmy po prostu zmiękli. Myśleliśmy, że nie ma co wychodzić na scenę. Ale spoko, wyszliśmy i była miazga. Jak poleciało, to wszystkich ruszyło. Publika się bawiła.

Przybiłeś "piątkę" z Genem Hoglanem?

Tak. Ja go bardzo lubię i cenię jako bębniarza. Nie jestem człowiekiem, który śmiga za autografem. Ja robię swoje, on swoje i jest znakomicie. Powiedziałem mu: Jesteś jednym z moich bogów. A on mówi: A ty jesteś moim nowym bogiem. Widziałem jak grasz (śmiech)

Sam powiedziałeś, że nie słuchasz za dużo metalu. A masz może jakichś ulubionych perkusistów w ogólnie pojętym death metalu?

Tak. Hoglan z całą pewnością. Teraz w Strapping Young Lad gra fajnie i miażdży, ale to, co robił w Death, to była masakra. Wcześniejszych jego dokonań nie znam. Dla mnie "Individual Thought Patterns" jest totalnym zmiażdżeniem na bębnach. Nie jest to dla mnie rewelacyjne brzmienie, ale na bębnach jest po prostu masakra. Z innych bębniarzy, to gość z Meshuggah też jest bardzo dobry. To już właściwie nie jest death metal. A z typowo death metalowych bębniarzy jest jeszcze gość z pierwszej płyty Brutal Truth, który zniszczył mnie prędkością grania. Ja nie mogłem w to uwierzyć, że tak szybko można grać, a można, można. (śmiech)

Dziękuję ci bardzo za rozmowę.

import rozrywka
Dowiedz się więcej na temat: chaos | gitara | studia | reklamy | koncerty | francuz | Masakra | śmiech
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama