"Nie jestem rebeliantką"
21-letnia obecnie amerykańska wokalistka Kelis to jedno z większych odkryć 2000 roku. Jej debiutancki album „Kaleidoscope” spotkał się z niezwykle życzliwym przyjęciem za Oceanem, a i w Europie ciepło się o nim mówiło. Kelis urodziła się w Harlemie i pochodzi z muzykalnej rodziny – jej ojciec był uznanym muzykiem jazzowym. Zaczęła śpiewać w chórze mając dwa lata, a wieku 16 lat opuściła rodzinny dom, by uczyć się w LaGuardia Performing Arts High School, znanej z musicalu „Fame”. Produkcją jej debiutanckiej płyty zajęli się The Neptunes (Chad Hugo i Pharrell Williams), oni też pomogli jej podpisać kontrakt z wytwórnią Virgin. Z Kelis o jej rodzinnym domu, popularności i włosach, rozmawiał Tomasz Słoń.
Urodziłaś się i dorastałaś w Harlemie, twój ojciec był muzykiem. Czy dlatego teraz jesteś wokalistką?
Ponieważ mój ojciec był muzykiem, gdy dorastałam miałam spory kontakt z muzyką. Moi rodzice na szczęście nie obawiali się, jak to często dzieje się w tego typu przypadkach, że ich dziecko pójdzie w ich ślady. Od początku wspierali mnie i popierali to, czym się interesuję, czym się chcę zajmować. Wiedzieli, jak ważna jest dla mnie muzyka, bo sami przez to przeszli. Nie musiałam im tłumaczyć, jak bardzo spełniam się w tym, co robię, jaką satysfakcję daje mi śpiewanie.
Czy grałaś wspólnie ze swym ojcem?
O tak, wiele razy. Gdy żył, często wspólnie muzykowaliśmy. A gdy np. uczyłam się grać na skrzypcach, siadał gdzieś z boku i przysłuchiwał się. Sporo mu zawdzięczam.
Swoją pierwszą płytę przygotowywałaś blisko rok. Dlaczego tak długo?
Tak naprawdę nagranie mojego debiutanckiego zajęło raptem miesiąc, ale na jej wydanie trzeba było czekać prawie rok. To nie zależało ode mnie, ale od wytwórni. Ja jestem artystką i zrobiła co do mnie należało. Z kolei ich zadaniem jest wydawanie płyt. Tak to już jest.
Sporo nagrywasz z innymi wykonawcami, jak np. z Ol’ Dirty Bastardem. Twój głos słychać w jego znanym utworze „Got Your Money”. Z kim pracowałaś ostatnio?
Niedawno zakończyłam nagrywanie wspólnie z Eve, wcześniej pracowałam z Guru z Jazzmatazz, nagrywałam też z Mobym – to był remiks utworu „Honey”.
Co wyróżnia cię spośród wielu innych współczesnych wykonawców?
O tym muszą chyba jednak zdecydować ludzie. Jest taka zasada: „Dostajesz to co widzisz”. W kamerze jestem taka sama, jak ja się postrzegam. Poza tym różnię się od innych tym, co wyróżnia pewnie każdego człowieka. Jestem sobą i nigdy wcześniej nie potkałam innej Kelis. Wydaje mi się, że nikomu się to nie udało.
Czy uważasz się za buntowniczkę?
Nie, nie jestem rebeliantką, ale też z drugiej strony nie podążam za innymi. Nie mam w sobie takiej potrzeby, aby podążać śladem innych. Z drugiej strony nie twierdzę jednak, że robię to co robię zupełnie bez powodu, choć nie jest to dla mnie celem samym w sobie. Nie założyłam sobie, iż chcę być cierniem w czyimś tyłku. (śmiech)
Dość często zmieniasz fryzurę. Dlaczego?
Na pewno nie zmieniam fryzury tak często, jak się to niektórym wydaje. Zazwyczaj robię coś ze swoimi włosami raz na mniej więcej osiem miesięcy, a więc nie tak często.
Czy w takim razie chciałabyś, aby twoja fryzura stała się twoim znakiem rozpoznawczym?
Raczej nie. Dlatego też znów stałam się brunetką (śmiech). Naprawdę! Wszyscy koncentrowali się na moich włosach, a nie muzyce. Miałam tego trochę dość, bo słyszałam tylko o fryzurze Kelis, o nowych włosach Kelis, każdy pytał mnie głównie o fryzurę itp. Mam 21 lat i dlatego postanowiłam je przefarbować, tak dla żartu. Wcale nie zamierzałam robić z tego jakiejś sprawy, jakiegoś elementu rozpoznawczego. Teraz chcę, by zwracano uwagę raczej na moją muzykę, więc wróciłam do swych naturalnych włosów i na tym, mam nadzieję, „problem fryzury Kelis” jest już przeszłością. Teraz ważniejsze stanie się to, co mam do przekazania i powiedzenia – to, co mam w głowie, a nie na głowie.
Jak sobie radzisz z raczej niespodziewaną popularnością?
To zależy od dnia. Czasami jest to bardzo irytujące, czasami fajne, powoduje, że cieszysz się lepiej. Mam 21 lat, więc nadal czuję się młodo i nie przeszkadza mi to, że ludzie wciąż pytają mnie – „Jak to jest być sławnym”. Tak naprawdę nie był to jakiś jeden konkretny dzień, gdy nagle stała się znana. To rodzi się stopniowo. Przyznaję, że w sumie jest to dość dziwne uczucie, z którym związany jest pewien stan umysłu.
Jak w takim razie zmieniło się twoje życie od momentu wydania płyty?
Zupełnie. Całkowicie. Kiedyś pracowałam w sklepie z ciuchami, ledwo wiązałam koniec z końcem. Dziś jestem dość znaną wokalistką, nieźle zarabiam i dobrze się bawię. Tak jest od dwóch lat, w tym czasie mocno się zmieniłam, ale tak chyba musiało być. Wydaje mi się, że zawsze chciałam zostać gwiazdą. Kiedyś nie stać mnie było na kupienie ciuchów, jakie chciałam naprawdę nosić, teraz nie jest to problemem. Kiedyś ni mogłam farbować włosów tak jak tego chciałam, teraz mogę. Na pewno pod tym względem byłam inną osobą. Z drugiej strony teraz znacznie ciężej pracuję.
Jakiej muzyki słuchasz na co dzień?
Tak naprawdę wszystkiego. Od country po pop. Ale moim najbardziej ulubionym wykonawcą wciąż i niezmiennie pozostaje Stevie Wonder.
Co dalej będzie z Kelis?
Właśnie rozpoczęłam pracę nad nowym albumem, który mam nadzieję ukaże się szybciej niż pierwsza płyta. Poza tym chcę sporo koncertować, dotrzeć ze swoją muzyką do nowych ludzi. Jestem jednak osobą, która żyje chwilą, niemal z dnia na dzień, więc nie robię jakiś dalekosiężnych planów. Po prostu przyglądam się temu, co się dzieje.
Dziękuję za rozmowę