"Nie czuję się symbolem"
28 października 2003 roku Eros Ramazzotti, jeden z najpopularniejszych włoskich wokalistów w historii, skończy 40 lat. Jako nastolatek grywał drobne role w filmach, marząc jednak o błyskotliwej karierze piosenkarza. Po ukończeniu szkoły średniej dostał się do Wyższej Szkoły Rachunkowości, nie ukończył jej jednak, bo już wtedy zdecydował, że poświęci się muzyce. Swój pierwszy singel, zatytułowany "Ad Un Amico" Ramazzotti wydał w 1982 roku. Rok później triumfował na słynnym festiwalu w San Remo i drzwi do kariery stanęły przed nim otworem. Od końca lat 80. sława Erosa wykracza daleko poza granice Italii. Wokalista występuje z powodzeniem w różnych zakątkach świata, ma na swym koncie współpracę m.in. Z Andreą Bocellim, Luciano Pavarottim i Tiną Turner.
Dziewiąta płyta w dorobku Ramazzottiego, "9", ukazała się w Polsce na początku czerwca 2003 roku. Powstawała ona w dość trudnym dla artysty okresie, naznaczonym tragiczną śmiercią bliskiego przyjaciela oraz rozwodem z żoną. Wokalista opowiada o swym wielkim sukcesie, o śpiewaniu o miłości, symbolicznej czterdziestce.
Osiągnąłeś wielki międzynarodowy sukces, mimo że śpiewasz po włosku. Nie myślałeś o tym, aby spróbować śpiewania po angielsku i dodatkowo powiększyć w ten sposób swoją widownię?
Nie wiem, czy potrafiłbym wyrazić po angielsku moje emocje, tak jak to robię po włosku czy po hiszpańsku. Nie sądzę. Próbowałem nawet kiedyś, ale zupełnie mnie to nie ruszało. Trudno więc, żeby ruszyło innych. Lepiej więc już dalej śpiewać po włosku, a jak ktoś będzie chciał, to przeczyta tekst, przetłumaczy go sobie i zrozumie wszystko.
Śpiewasz prawie wyłącznie piosenki o miłości. Czy to jedyny temat, jaki cię interesuje jako artystę?
Każdy z nas powinien mieć w sobie miłość, a śpiewanie o tym jest po prostu przyjemne. Niestety, nie zawsze ktoś, kto o tym śpiewa, mówi o emocjach pozytywnych. Jeśli o mnie chodzi, podoba mi się myśl, że ludzie łączą się w pary, a najważniejsza dla nich w życiu jest miłość.
Jesteś sporym romantykiem.
Czy jestem romantykiem? Na pewno tak, ale przede wszystkim jestem człowiekiem, dlatego ważna jest dla mnie miłość i związek z drugą osobą, ale liczą się także inne rzeczy. I ludzie powinni to zrozumieć. Zresztą ja w moich tekstach nie staram się nikogo pouczać, jak powinien żyć i co robić, każdy podejmuje takie decyzje za siebie.
Co jest motywem przewodnim twojej nowej płyty?
Ta płyta mówi o przeszłości, teraźniejszości i także o przyszłości. Najważniejsze dla mnie na tej płycie są piosenki, które poświęciłem mojej matce i córce. Jeśli chodzi o pozostałe, to także są one ważne, mają swoją tożsamość, korzenie.
Niedługo skończysz 40 lat. Czy zauważasz u siebie jakieś objawy "kryzysu wieku średniego"?
Nie mam paranoi, że niedługo stuknie mi czterdziestka. Chcę cieszyć się każdym dniem i dawać z siebie wszystko, tu i teraz.
W jaki sposób sukces, jaki osiągnąłeś, zmienił cię jako człowieka?
Wychowywałem się na peryferiach Rzymu, w skromnej rodzinie, ale o bardzo silnych korzeniach, mocnych zasadach i ideałach, jak na przykład szacunek dla najbliższych. Jako dziecko byłem nieśmiały i skryty. Przez 20 lat kariery pewne sprawy muszą się jednak zmienić, poprawić. Stajesz się bardziej otwarty, orientujesz się, jak to wszystko działa. Najważniejsze jednak jest, że to, co masz w środku, nie zmienia się.
Które piosenki z twojego repertuaru lubisz najbardziej?
Lubię wszystkie moje piosenki, sam je piszę, więc są dla mnie jak dzieci. Podobają mi się wszystkie. Lubię wszystko to, co zrobiłem do tej pory i będę lubił to, co napiszę kiedyś, w przyszłości.
Czy popularność, bycie symbolem włoskiej piosenki, jakoś uprzykrza ci codzienne życie?
Nie czuję się symbolem, może inni mnie tak widzą, ale ja czuję się jak zwykły człowiek. Popularność nie przeszkadza mi więc, bo w tym, co robię i jaki jestem zachowuję normalność.
Dziękuję za rozmowę.