"Muzyka ważniejsza niż chleb"
Urszula Kasprzyk, ulubienica polskiej publiczności, po ponaddwuletniej przerwie powraca z płytą zatytułowaną "Udar". Jak zwykle jest to muzyka, która łączy pokolenia i ludzi o najrozmaitszych muzycznych gustach. Znajdą na tej płycie coś dla siebie i zwolennicy refleksyjnych ballad, i ci, którzy lubią taniec, i wreszcie ci, którym serce bije szybciej, gdy słyszą gitarowy, rockowy czad. Wszystko wskazuje na to, że dobra passa artystki zostanie utrzymana. Zresztą czego innego można spodziewać się po kimś, kto na świat patrzy przez różowe okulary? Więcej na ten temat w rozmowie Jarosława Szubrychta z Urszulą.
Płyta "Udar" powstawała w studiu Vega - cóż to za tajemnicze miejsce?
To jest nasze studio, które wybudowaliśmy specjalnie z myślą o tym, by przeprowadzać tam próby z zespołem. Kiedy budowaliśmy dom, projektowaliśmy go od razu ze studiem, tak jak się uwzględnia w każdym projekcie kuchnię, łazienki czy sypialnię, bo wiedzieliśmy, że w Polsce, niestety, nie ma zbyt wielu miejsc tego typu. W Stanach w każdym, nawet najmniejszym miasteczku, jest tak zwane ?rehearsal studio?, które można sobie wynajmować za niewielkie pieniądze. Nasze studio nie jest co prawda do wynajęcia, ale spędzamy tam bardzo dużo czasu. Z myślą o tym projektowaliśmy je w sposób bardzo domowy. Jest to miejsce bardzo przytulne i ciepłe, nie przypomina biura, czy typowego studyjnego wnętrza, choć wyposażone jest super.
Czy nagrywania płyty w domowych bamboszach nie działa na was demobilizująco?
Nie. Po pierwsze dlatego, że nie chodzimy w bamboszach, a po drugie dlatego, że bardzo lubimy grać. (śmiech) Muzyka to nasz chleb powszedni. Może jest nawet ważniejsza niż jedzenie...
Przed nagraniem "Udaru" nastąpiła zmiana na stanowisku perkusisty. Co było tego powodem i kim jest Krzysiek Poliński?
Bardzo długo myśleliśmy o tej zmianie. Z naszym poprzednim perkusistą, Robertem Szymańskim, wciąż jesteśmy w wielkiej przyjaźni, ale nie wszystkie pomysły udawało się nam z nim zrealizować. Był perkusistą bardzo metalowym i bywało, że sam mówił, że powinniśmy znaleźć sobie kogoś innego, bo on nie potrafi zagrać tak, jak my sobie to wyobrażaliśmy. Teraz ma już inną pracę, w bardzo metalowym zespole i bardzo cieszymy się, że daje sobie radę. Zastąpił go Krzysio Poliński, bardzo wszechstronny i utalentowany perkusista, a przy tym dobry i wrażliwy człowiek. W związku z tym szybko znalazł wspólny język z naszym basistą, o podobnych cechach charakteru. Bardzo nas to cieszy, bo sekcja jest najważniejsza, jest fundamentem płyty.
Tytuł płyty "Udar" i ten radioaktywny wiatraczek, który pojawi się w kilku miejscach we wkładce płyty, nie kojarzą się zbyt pozytywnie. Skąd ten pomysł?
Radioaktywny? Nie, nie! (śmiech) Pamiętasz magnetofony szpulowe? Zapomnij o wszystkich trujących rzeczach, bo ten znak graficzny jest po prostu ukłonem w stronę starych magnetofonów. Miałam kilka takich urządzeń i bardzo dobrze mi się ten znaczek kojarzy. Natomiast płyta nosi tytuł "Udar", bo jest na niej taka piosenka. To po prostu dobrze brzmiało.
"Miłość jest sensem życia" - te słowa mogłyby chyba być mottem płyty i na takie przesłanie składają się teksty. Jednak pierwszy utwór - "Tenerife", to w gruncie rzeczy smutna piosenka, traktująca o miłości utraconej?
Przyznam szczerze, że dla mnie bardziej smutnym utworem jest na przykład "Taka jak ty". "Tenerife" określiłabym raczej mianem tekstu refleksyjnego. To nie jest tak, że strasznie przeżywam i płaczę śpiewając tę piosenkę, bo w sumie jest ona zaśpiewana lekko, nawet optymistycznie. Jeśli oglądałeś "Rejs", to wiesz o co chodzi ? "Były maje, były bzy... " (śmiech) "Tenerfie" to piosenka o bardzo życiowa. Często zdarza się tak, że miłość zawodzi i o takiej sytuacji tu śpiewam.
Moją uwagę zwrócił również utwór "Bridget Jones". Zauważyłem, że po przeczytaniu "Pamiętnika Bridget Jones" kobiety dzielą się na dwa obozy - połowa przyznaje, że to cała prawda o kobietach, druga połowa węszy w tej książce jakiś męski szowinistyczny spisek. Do której grupy ty należysz?
(śmiech) Nie wiem, nie zastanawiałam się nad tym, ale to ciekawy pomysł. Powiem ci za to, jaką teorię spiskową ma moja mama. Uważa, że wizerunek kobiet kreują zniewieściali mężczyźni - bo tacy są najczęściej styliści, kreatorzy mody, fryzjerzy i tym podobni panowie - i oni celowo obrzydzają kobiety, próbują przedstawić je w jak najgorszym świetle. Stąd moda na bardzo brzydkie makijaże, fryzury i tym podobne historie... Być w przypadku "Pamiętnika Bridget Jones" jakaś teoria spiskowa również może mieć zastosowanie, ale ja podeszłam do niej bardzo lekko, z dużym dystansem. Czyta się ją fajnie, można ją zabrać latem do torebki czy plecaczka, i dobrze się bawić.
Czy w życiu jesteś bardziej bondowską Moneypenny czy raczej Bridget Jones?
Hm... raczej... chyba gdzieś pomiędzy. (śmiech) Zabiłeś mi ćwieka. Z jednej strony nigdy nie chciałam się wyróżniać i teraz również, kiedy chodzę na zakupy, czy w inne miejsca publiczne, wolę nie odstawać od większości. Łatwo jest zwrócić na siebie uwagę, na pewno sam masz takie patenty ? to jest easy, to jest bardzo proste. Ale równie łatwo jest wtopić się w tłum. Ja myślę, że jestem gdzieś pomiędzy tymi dwoma postawami.
Tekst utworu "Zaratustra" bardzo pachnie mi książkami Paolo Coelho. Czytałaś "Alchemika"?
Oczywiście, "Alchemik? to super rzecz! Kiedy znajduję w swoim otoczeniu ludzi, którzy to rozumieją, którzy zgadzają się z tym i nie ignorują historii, które są tam opisane, tych legend, które każdy z nas ma do spełnienia, to strasznie się cieszę.
Zamykający płytę utwór "Progress" to dla mnie wielkie zaskoczenie. 13-minutowa kompozycja, bluesrockowa suita...
To właśnie jest plus posiadania własnego studia. Na próbach gramy bardzo różne rzeczy, niekoniecznie takie, które kojarzą się z nami i niekoniecznie takie, które trwają komercyjne 4 minuty. Tak się stało właśnie z "Progressem" ? graliśmy, co nam emocje podpowiadały. Tak się rozwinął, tyle trwał i postanowiliśmy nic nie zmieniać, i właśnie w tym kształcie zamieścić go na płycie.
Czy "Progress" nie jest przypadkiem zapowiedzią solowej płyty twojego męża?
Bardzo chciałabym, żeby Staszek nagrał wreszcie swoją płytę. Niestety, ciągle coś nam przeszkadza w ukończeniu tego projektu. Ale piosenki już są gotowe, a niektóre podkłady zostały już nawet nagrane. Staszek będzie nie tylko grał na gitarze, ale również śpiewał, a ja, jako żona Zofia, będę robiła chórki. Na pewno nie będzie to jednak kolejna moja płyta, z moim śpiewem. Tym bardziej, że Stanisław jest kopalnią muzyki... Jego płyta będzie na pewno rockowa, ale i różnorodna, sporo też będzie jazzowych tematów. Namawiam go również do wprowadzenia odrobiny nowoczesności, jakichś loopów. Ale on mi mówi, że woli mieć prawdziwego perkusistę, który mu zagra loopy...
Pamiętam, że po powrocie ze Stanów zgodnie twierdziliście ze Staszkiem, że zamierzacie przeszczepić na piastowski grunt amerykański gitarowy rock. I choć wciąż próbujecie ("Bridget Jones", "Zaratustra"), większą popularność zyskują popowe piosenki, np. "Piesek Twist".
Na pewno ta muzyka w nas została. Staszek, który wychował się w latach 70., chłonął ją jeszcze będąc nastolatkiem muzykę rockową i to gdzieś w nim siedzi. Fakt, że byliśmy w Stanach, jedynie tego dopełnił.
Skąd wziął się w waszym repertuarze "Konik na biegunach"? Czy zdajesz sobie sprawę z tego, że wielu twoich młodych fanów jest święcie przekonanych, że to wasz autorski utwór?
Zdaję sobie z tego sprawę. Bardzo mnie to bawi, aczkolwiek nie dziwi. (śmiech) Tę piosenkę Stanisław grał na swoich zabawach, studniówkach i innych imprezach tego rodzaju. Jak pamięta, bez "Konika na biegunach" nie mogła się obyć żadna dobra zabawa. Kiedy spotkaliśmy w Stanach pana Michała, oryginalnego wykonawcę tego utworu, doszliśmy do wniosku, że to piosenka, która każdemu z czymś fajnym się kojarzy. Kiedy wróciliśmy do Polski, nagraliśmy "Konika..." w studiu w Lublinie i okazało się, że ta nasza wersja strasznie się wszystkim podoba. Postanowiliśmy więc nagrać go jeszcze raz na "Białą drogę" i okazało się, że to był bardzo dobry ruch.
Myślałaś kiedykolwiek o nagraniu jeszcze jakiegoś utworu z repertuaru innego wykonawcy?
Miałam kiedyś ochotę nagrać płytę ze swoimi ulubionymi piosenkami, ale ostatnio zrobił to Krzysiek Cugowski. Nie słyszałem jej jeszcze, ale na pewno jest OK, bo jeśli kocha się jakieś piosenki i żyje się nimi przez lata, to nie może być źle. Być może i my kiedyś coś takiego zrobimy. Na pewno na takiej płycie znalazłby się "A Whiter Shade Of Pale" Procol Harum, może "Night In White Satin" Moody Blues, na pewno coś z Uriah Heep, może też coś z węgierskiego rocka, na przykład z repertuaru grupy Omega?
Na koniec chciałbym nawiązać do twojego zdjęcia, które znalazło się na tylniej okładce płyty. Czy Urszula patrzy na świat przez różowe okulary?
Chyba tak... Na pewno tak! (śmiech) Jestem realistką, która mocno stąpa po ziemi i stąd ten moment zawahania. Moje marzenia są raczej rzeczowe, nie gonię za czymś nieosiągalnym, ale z drugiej strony lubię koloryzować trochę rzeczywistość, bo przecież nie jest zbyt wesoła. Trzeba jakoś sobie pomagać.
Dziękuję ci za rozmowę.