"Karmazynowy grzmot"
Kariera szwedzkiej formacji Hammerfall zawisła na włosku, kiedy w sierpniu 2002 roku wokalista Joacim Cans został zaatakowany przez bywalca jednego z klubów w Goteborgu za to, iż - jak na prawdziwego dżentelmena przystało - ujął się za nieelegancko potraktowaną niewiastą. Cios butelką w głowę pozbawił Joacima przytomności na kilka minut, a niewiele brakowało, aby odłamki szkła dostały się do lewego oka wokalisty. Szczęśliwie do tragedii nie doszło. Joacim dość szybko doszedł do siebie, choć blizny wokół oka będą mu już do końca życia przypominać o tym zdarzeniu. Do równowagi psychicznej przywróciło go też zapewne dobre przyjęcie nowej płyty Hammerfall "Crimson Thunder". O albumie, pracy z producentem Charliem Bauerfeindem oraz planach wydawniczych Hammerfall, Lesławowi Dutkowskiemu opowiedział Oscar Dronjak, gitarzysta i główny kompozytor zespołu.
Jak czuje się Joacim po ataku w klubie w Goeteborgu? Czy z jego okiem wszystko jest w porządku?
Biorąc pod uwagę okoliczności zdarzenia, czuje się bardzo dobrze. Mogło być znacznie gorzej, gdyby szkło dostało się do oka. Na szczęście się nie dostało. Będzie miał jednak blizny wokół oka.
Przejdźmy do czegoś przyjemniejszego, czyli do albumu "Crismon Thunder". Zdecydowaliście się go nagrywać całkowicie cyfrowo. Jesteście zadowoleni z efektu?
Nasz producent Charlie Bauerfeind zawsze pracuje w ten sposób, od mniej więcej dziesięciu lat. Gdybyśmy chcieli zrobić to jakoś inaczej, nie moglibyśmy zrobić tego z nim. Charlie zna doskonale te wszystkie programy i wie, jak należy się nimi posługiwać, aby osiągnąć maksymalnie dobry efekt. Potrafi też to robić szybko.
Myślicie już o podobnym produkowaniu waszych kolejnych płyt?
Nie wiem. Trend jest w tej chwili taki, aby coraz częściej korzystać z komputerów w studiu. Do czasu nagrania naszej następnej płyty minie pewnie z rok albo dwa, a nie wiadomo, co może się w tym czasie zdarzyć. Moim zdaniem ten sposób pracy jest bardzo komfortowy, łatwo jest coś powtórzyć i nagrać różne warstwy. Korzystając z taśmy musisz mieć na wszystko kilkanaście kanałów i na dodatek robić z tym masę różnych rzeczy. Jeśli korzystasz z komputera, często wystarczy nacisnąć klawisz redo, aby coś powtórzyć. To jest takie proste.
Wiem, że wytwórnia Nuclear Blast zorganizowała specjalne przesłuchanie "Crimson Thunder" w Paryżu, na którym zagraliście kilka piosenek z nowej płyty w wersji akustycznej.
Właściwie to spotkanie zorganizowała francuska wytwórnia, która ma licencję na wydanie naszego albumu we Francji. Zagraliśmy tam we trójkę, ale wykonaliśmy tylko trzy piosenki, po jednej z każdej z naszych poprzednich płyt. Nie będziemy tego wydawać, aczkolwiek całe zdarzenie zarejestrowały kamery.
Hammerfall lubi przerabiać kompozycje innych artystów. Na płycie "Crimson Thunder" mamy utwór "Angel Of Mercy" Davida T. Chastaina, ale wiem, że na singlu jest jeszcze przeróbka Twisted Sister "We’re Gonna Make It". Waszej wersji, niestety, jeszcze nie słyszałem. Możesz powiedzieć, jak ją zaaranżowaliście?
Osobiście lubię nagrywać przeróbki w ten sposób, aby przypominały wersję oryginalną. Nie przepadam za robieniem czegoś zupełnie innego, bo to jakby oddala ludzi od pierwowzoru. Gdyby ktoś chciał nagrać cover piosenki Hammerfall chciałbym, żeby to zrobił w podobny sposób, jak została ona przez nas nagrana. Jeśli chodzi o "Angel Of Mercy", które wspomniałeś, to nasza wersja jest znacznie lepsza od oryginału pod względem produkcyjnym. Ale nie ma się co dziwić, bo oryginał został nagrany w 1987 roku. David Chastain zawsze słynął z tego, że przykładał wielką wagę do produkowania swoich płyt. Chcieliśmy więc, aby z tego punktu widzenia wszystko było z tą piosenką możliwie najlepiej. Poza tym oryginał śpiewała kobieta, a jak wiesz, wokalnie mężczyźni i kobiety też się różnią. Joacim chciał się przekonać, czy da radę to dobrze zaśpiewać. Ja uważam, że zrobił to bardzo dobrze. On ma wielką siłę w swoim głosie, a Charlie zrobił wszystko, aby jego śpiew brzmiał bardziej agresywnie, bardziej charakterystycznie.
Tych przeróbek macie już sporo na swoim koncie. Myśleliście może o wydaniu ich w formie jednej płyty?
Owszem dyskutowaliśmy ostatnio nad taki pomysłem, bo rzeczywiście mamy tych przeróbek już tyle, iż można by spokojnie zamieścić je na osobnej płycie. Trudno mi jednak powiedzieć, czy tak się stanie. Na pewno taka możliwość istnieje. Nie powiem teraz, że to się stanie albo nie stanie. Mamy taki pomysł i teraz trzeba już tylko czekać na to, jaką decyzję podejmiemy.
A macie nagrane przeróbki, które jeszcze nie zostały wydane?
Mamy takie, które są nagrane i zostaną wydane. Pojawią się na różnych wersjach płyty "Crimson Thunder". Na wersji japońskiej wersji pojawi się cover Loudness "Crazy Nights". W Ameryce album ukaże się z przeróbką Kiss "Detroit Rock City". Na wersję europejską wersję wybraliśmy kawałek Yngwiego Malmsteena "Rising Force", prawdopodobnie dlatego, że Anders gra z nami [Johansson; perkusista Hammerfall, wcześniej nagrywający z Yngwiem - red.]. Może również dlatego, że Jens Johansson zagrał gościnnie na klawiszach. Dla fana Yngwiego Malmsteena, którym jestem, było to naprawdę wspaniałe doświadczenie.
Sesja nagraniowa albumu "Crimson Thunder" odbywała się w trzech krajach - Holandii, Niemczech i Hiszpanii. Czy nie było to dla was trochę męczące?
Myślę, że właśnie dzięki takiemu podziałowi zespół skorzystał. Jeśli jesteś w tym samym miejscu przez wiele tygodni, w końcu zaczynasz mieć go dość. Rzecz jasna nigdy nie czuliśmy się zmęczeni na Teneryfie [w studiu Mi Sueno Andiego Derisa, wokalisty Helloween - red.]. (śmiech) Przebywanie najpierw w Holandii, potem w Niemczech i na końcu na Teneryfie, uczyniło proces powstawania płyt łatwiejszym. W nowym miejscu wszystko jest nowe, świeże, to jest po prostu lepszy sposób. O wiele lepszy, niż siedzenie gdzieś i poprawianie przez cały czas. Mnie taki podział pracy bardzo się podobał.
Na "Crimson Thunder" znalazła się jedna kompozycja instrumentalna "In Memoriam". Czy jest ona komuś dedykowana?
Przede wszystkim taki tytuł doskonale pasował do charakteru tej kompozycji. Nie była ona pomyślana jako dedykacja dla konkretnej osoby. Jeśli jednak jest coś szczególnego dla słuchającego, na przykład śmierć członka rodziny, czy śmierć Chucka Schuldinera z Death, możesz to zinterpretować jako hołd dla tych ludzi. To raczej wiąże się z pamiętaniem o wszystkich, którzy mieli dla ciebie wyjątkowe znaczenie.
Poprzednią płytę, "Renegade", nagrywaliście w Stanach Zjednoczonych, ze słynnym producentem Michaelem Wagenerem. Nową z nie mniej słynnym Charliem Bauerfeindem. Jakie różnice zaobserwowałeś w pracy z tymi producentami?
Podobni są do siebie pod względem sposobu pracy. Mają doskonałe ucho i potrafią usłyszeć o co w tym wszystkim chodzi. Tym, co ich różni, jest fakt, iż Charlie jest muzykiem. Michael bardziej koncentruje się na słuchaniu, wyczuwaniu, a Charlie wie, jak należy komponować muzykę. Wydaje mi się, że jemu jest przez to trochę łatwiej wczuć się, zaangażować się w nagrywanie muzyki. Michael polega na uczuciach, Charlie na wiedzy. To jest największa różnica. Ale podkreślam, że każdy z nich ma swój sposób pracy i swoją pracę wykonuje bardzo dobrze. Jestem bardzo szczęśliwy z tego, jak brzmią nasze płyty, które oni produkowali. "Crimson Thunder" to jednak zdecydowanie płyta odpowiednia do naszych czasów, ma najbardziej współczesne brzmienie ze wszystkich naszych albumów.
A czy atmosfera w czasie pracy z Michaelem i Charliem jest podobna?
Tak, tutaj jest podobieństwo. Moim zdaniem znakiem firmowym każdego wielkiego producenta jest to, że potrafi sprawić, iż zespół w studiu czuje się niemal jak w domu. Zespół jest pewny tego, co chce uzyskać i poza tym nie traci poczucia życiowego szczęścia, jest zrelaksowany. Kiedy panuje atmosfera pełna stresów i napięcia, a na dodatek zespół nie ma własnego zdania, są z tego same problemy. My mieliśmy tę przyjemność, że pracowaliśmy z Michaelem i Charliem i czuliśmy się wspaniale. Podobnie było u Andiego Derisa w studiu Mi Sueno. Żyliśmy tam niczym jedna szczęśliwa rodzina. To był chyba najmilej spędzony czas w moim życiu.
Nie wiem, czy się ze mną zgodzisz, ale mam wrażenie, że na "Crimson Thunder" jest mniej chórów niż na "Renegade".
Naprawdę tak myślisz? W sumie nie myślałem o tym. Może odniosłeś takie wrażenie dlatego, iż Charlie jako bardzo utalentowany muzycznie człowiek i doskonały producent w jednej osobie, ma wspaniałe pojęcie o harmoniach i skalach. Wiedział, jak należy podejść do tych kwestii w każdej z piosenek. Z tego też powodu ta płyta jest również lepsza pod tym względem od poprzedniej.
Macie na swoim koncie DVD, ale nie ma w dyskografii zespołu płyty koncertowej. Nie myśleliście, by zrobić takie wydawnictwo, które mogłoby przecież być miłym prezentem dla waszych fanów? Mając wydane cztery płyty jest z czego wybierać.
Zgadzam się z tobą. To jest dobry pomysł. Nie chciałem nagrywać albumu koncertowego po wydaniu jednej czy dwóch płyt. Nie byłoby to dobre posunięcie z naszej strony. Byłoby mało piosenek do wybrania na koncert. Sądzę, że podczas najbliższej trasy nagramy kilka koncertów i zobaczymy, co z tego wyniknie. Jeśli będą dobre, może wydamy płytę koncertową. Być może zarejestrujemy je na kamerze i wydamy zarówno płytę koncertową, jak i DVD. Tu jednak dużo do powiedzenia będzie miała wytwórnia Nuclear Blast. Ważne jest też, aby chciała wydać naszą płytę koncertową. Sądzę, że się zgodzą, bo to jest niegłupi pomysł. Przecież nie wydaliśmy jeszcze takiej płyty, a nasi fani jej oczekują.
Macie masę własnych utworów, sporo przeróbek, moglibyście zaprosić gości specjalnych, aby zaśpiewali z wami...
O, to jest też niezły pomysł. (śmiech) To byłoby naprawdę bardzo fajne.
Sądzę, że Rob Halford chętnie zaśpiewałby z wami "Breaking The Law".
(śmiech) Zakładając, że wie, co to jest Hammerfall.
Sądze, że wie doskonale. On bardzo chętnie słucha młodych zespołów.
Ale to w większości grupy black- lub deathmetalowe.
Z pewnością jednak nie zapomniał swoich klasycznych, heavymetalowych korzeni.
Tu się z tobą zgadzam. Myślę, że klasycznego metalu słucha do dziś z przyjemnością.
Czy już macie zaplanowaną trasę koncertową?
Tak, mamy. Niedawno dostałem całą rozpiskę, ale, niestety, tym razem nie zagramy w Polsce z jakiegoś powodu, którego nie znam. To chyba ma coś wspólnego z agencjami koncertowymi i promocyjnymi w twoim kraju. Najbliżej Polski zagramy w Słowacji (25 stycznia), a dzień później będziemy już na Węgrzech, w Budapeszcie. Całość zaczyna się 11 stycznia.
Wierzę, że jednak do nas niebawem zawitacie. Dziękuję ci bardzo za rozmowę