"Dance da sobie radę"
Warszawska formacja N'Joy to jeden z najbardziej znanych polskich zespołów z kręgu muzyki dance. Rozgłos zdobyła dzięki piosence "Zwałka" i obecnie szykuje się do podboju list przebojów z nowym albumem, który ukaże się późną jesienią 2001 roku. Przygotowując się do wydania płyty, we wrześniu grupa wystąpiła podczas imprezy "Dance ma sens 2" w Kielcach. Tam właśnie z jej członkami spotkał się Konrad Sikora i rozmawiał o problemach wykonawców spod znaku dance, odrzuceniu teledysku przez VIVĘ i najbliższych planach.
Jak to się stało, że śpiewacie razem?
Zespół N'Joy tworzą obecnie Artur, Krystian i Max. Grupa powstała prawie cztery lata temu. Od tamtego czasu próbujemy coś zdziałać. Z Maxem znałem się już trochę wcześniej, bo on nie jest w tej branży nowicjuszem. Dwa lata temu dołączył do nas Krystian. Wydaje nam się, że wszystko zmierza w coraz lepszym kierunku i oby tak dalej.
Jak prezentuje się wasz dorobek fonograficzny?
Mamy na koncie trzy single i jedną płytę. Ci, którzy interesują się polską sceną dance, na pewno znają nasz utwór "Zwałka". Teraz mamy w planach wydanie drugiego albumu i wydaje nam się, że będzie bardzo on ciekawy. Powinien trafić do sklepów pod koniec listopada i trzeba przyznać, że trochę przy nim pokombinowaliśmy i dlatego trafił tam naprawdę różnorodna muzyka. Za trzy tygodnie pojawi się singel "Skandal", który będzie promować tę płytę. Na początku grudnia ukaże się drugi singel, ale nie wiemy jeszcze, z jakim utworem.
Jak przedstawia się podział ról w zespole?
Ciężar komponowania muzyki i pisania tekstów wziął na siebie Artur. My też mu pomagamy, jak tylko możemy. Oprócz tego pracuje z nami jeszcze jeden kumpel, który pomaga nam ogarnąć to wszystko od strony technicznej.
Artur, czy muzyka, którą wykonujecie, narzuca ci jakieś ograniczenia, jeśli chodzi o teksty?
Trochę tak, ale powoli sytuacja się zmienia. Wszyscy dojrzewamy i coraz częściej mogę sobie pozwolić na to, aby w piosenkach poruszać trudniejsze tematy. To bardzo dobrze. Pisanie takich tekstów to spore wyzwanie.
Muzyka dance przez długi była - i może nadal jest - traktowana jako marginalne zjawisko na naszym rynku muzycznym. Co o tym sądzicie
Tak, zgadzamy się z tym stwierdzeniem. Nie wiadomo, dlaczego ten nurt jest nagminnie kojarzony z disco-polo. Nie wiemy, czym to jest spowodowane. Być może chodzi o to, że w ogóle mało jest wykonawców prezentujący przyzwoity poziom w tym nurcie. Poza tym mało jest firm fonograficznych, które chcą się podjąć wydania takiego materiału. Tak naprawdę wymienić można firmę Hit'n'Hot Music, która bez obaw inwestuje w ten nurt muzyczny. Im więcej będzie artystów dance i im lepszy będą prezentować poziom, tym szybciej doczekamy się ich obecności na listach przebojów. Poza tym musi się zmienić trochę traktowanie artystów w Polsce, bo to pozostawia wiele do życzenia, niezależnie od tego, czy jest to rock, pop czy dance.
Skąd waszym zdaniem bierze się to sztuczne zaszufladkowanie dance = disco polo?
Kto wie? Biorąc pod uwagę, jak rozwija się nasz rynek muzyczny, trzeba stwierdzić, iż rzeczywiście disco polo było pierwszym nurtem, w którym zaczęto wykorzystywać jakieś loopy i beaty. Później wyodrębnił się z niego nurt dance, ale zaszufladkowanie pozostało. A przecież na całym świecie ta muzyka najpierw raczkowała, a dopiero później nabierała rozmachu. Podobnie musi być u nas. Dance ma dopiero przyszłość przed sobą, tak jak polski hip hop.
Czy barierą nie są pieniądze? Sprzęt, oprogramowanie - to wszystko przecież kosztuje...
Tak. Ale trzeba mieć świadomość, że polscy wykonawcy dance nadają tej muzyce charakter. Nie starają się tylko kopiować zachodnich artystów. Oni zawsze będą przed nami w tym wyścigu, dlatego lepiej jest pojechać inną drogą. Jeśli posłuchacie naszej nowej płyty, na pewno to zauważycie. Nikogo nie kopiujemy. To zresztą znalazło uznanie naszych fanów. Płyta "Zwałka" sprzedała się w dużym nakładzie - ma już status Złotej Płyty. W Opolu dostaliśmy nagrodę dla najlepszego polskiego zespołu dance'owego, to o czym świadczy.
Co jest takiego specyficznego w polskiej odmianie muzyki dance?
Nasz język. Ale trzeba przyznać, że każdy z wykonawców ma spory dylemat, czy śpiewać po polsku. Ten język jest "szeleszczący" i czasem kłuje w uszy. Wystarczy, że coś będzie po angielsku i już jest w porządku. Wystarczy tu przytoczyć choćby przykład przekleństw. Jeśli w tekście pojawi się 50 "fucków", nikomu to nie przeszkadza, ale wystarczy jednak jedna "ku**a", i już są kłopoty. A ludzie chcą słuchać polskich piosenek i to widać na koncertach. Dzięki polskim tekstom te piosenki zyskują nowy wymiar i chyba o to chodzi. Zresztą podobnie jest z teledyskami. VIVA odrzuciła nasz teledysk mówiąc, że jest za ostry, a włączam telewizor i widzę w zachodnich wideoklipach takie rzeczy, że mózg staje. Coś tu jest nie tak. Chociaż w sumie to i tak VIVA i MTV Polska od czasu do czasu coś zaprezentują, o stacjach radiowych nie ma już jednak nawet co wspominać. Miejsca na listach przebojów trzeba sobie po prostu kupić.
Skoro muzyka dance jest dyskryminowana przez stacje radiowe i telewizyjne, to może należy ją promować w Internecie?
Myślimy, że muzyka dance i tak się obroni, bo promują ją DJ-e. W naszym kraju promowanie muzyki przez Internet jeszcze nie jest opłacalne - przynajmniej dla ludzi. Ściąganie plików trwa godzinami, ale z czasem wszystko się zmieni i wtedy na pewno stanie się to dla nas potężnym sposobem promocji. Zaczynamy powoli myśleć o uruchomieniu naszej strony, ale to wciąż tylko plany.
Dziś występujecie na tej samej scenie ze Scooterem. Czy odczuwacie jakieś zdenerwowanie z tego powodu?
Mieliśmy już okazję występować u boku wielu innych gwiazd i musimy przyznać, że zawsze towarzyszy temu jakiś dreszczyk emocji. Dziś gramy całkiem nową kompozycję i boimy się tego przyjęcia. Taki mały zastrzyk adrenaliny nikomu nie zaszkodzi, tym bardziej, że nie mamy się czego wstydzić.
Skoro tak wam zależy na przyjęciu przez publiczność, to przyznajcie się, jak bardzo pisząc piosenki myślicie o tym, aby trafić w jej gusta?
Muzyka to jedna wielka loteria. W sumie muzykę pisze się tak, że albo coś się uda i utwór zostaje wielkim przebojem, albo się nie uda, i wtedy jest tylko kolejną piosenką na płycie. Kiedy utwór jest gotowy, można jakoś wstępnie stwierdzić, czy to będzie przebój, czy nie. Wtedy dobiera się materiał na koncerty, szczególnie takie jak ten, gdy trzeba podbić publiczność w kilka minut.
Jakie macie plany na najbliższe miesiące?
Przede wszystkim koncerty. Skończymy pracę nad płytą i będziemy ją promować. Nie planujemy żadnych wielkich wydarzeń. Wszystko będzie toczyło się swoim zwykłym torem. Żeby wyżyć z tej muzyki, trzeba grać wiele koncertów. Staramy się to robić, choć z drugiej strony nie mamy zamiaru wpędzić się do grobu z wycieńczenia. Będziemy robić swoje, mając nadzieję, że polski dance w końcu przestanie być muzyką funkcjonującą w fonograficznym podziemiu.
Dziękuję za rozmowę.