"Czujemy się świetnie"

Grupa Czarno Czarni pierwotnie miała być jednorazowym przedsięwzięciem, powołanym do życia przez muzyków Big Cyca i Bielizny. Jednak sukces albumu debiutanckiego albumu z 1998 roku (150 tysięcy sprzedanych legalnie egzemplarzy!), a w szczególności piosenki "Nogi", spowodował, iż formacja na stałe zadomowiła się na naszym rynku muzycznym. Wydany dwa lata później album "Niewidzialni" również cieszył się powodzeniem, a zespół pozostał wierny rubasznemu, radosnemu graniu. Potem nastąpiła kolejna dwuletnia przerwa, zmiana wytwórni i we wrześniu 2002 roku światło dzienne ujrzał trzeci album "Jasna strona księżyca", na którym grupa dowodzona przez Jarka Janiszewskiego postanowiła pójść w stronę nieco ambitniejszej muzyki. O przyczynach tej przemiany, "Kasztanach" Edyty Górniak oraz chciwych urzędnikach, z wokalistą Jarkiem Janiszewskim rozmawiał Konrad Sikora.

article cover
INTERIA.PL

Płyty zespołu Czarno Czarni zawsze były dobrymi wydawnictwami na wakacje. Tym razem nowy album ukazuje się już po nich. Dlaczego tak się stało?

Zadecydowały o tym dwa elementy. Po pierwsze, nie wszystko zależy od nas. Polityka firmy wydawniczej jest tu praktycznie najważniejsza. Jesteśmy związani z wytwórnią Universal, która miała swoje własne plany i jeżeli coś się w nich nie mieściło, to trudno, abyśmy się na siłę upierali. Po drugie, niedawno ukazała się płyta zespołu Big Cyc, a jak wiadomo część Czarno Czarnych gra także w nim. Te płyty były robione mniej więcej w tym czasie, ale firma zdecydowała, że najpierw wyda Big Cyca. Czarno Czarni mieli ukazać się w połowie wakacji, ale w końcu premierę przesunięto na początek września. Dodatkowo ta nowa płyta pokazuje zespół nie tylko w takim wesołkowatym stylu, ale także w stylu melancholijnym. Wrześniowy termin premiery wydaje się więc trafiony.

No właśnie, można zauważyć zmianę w stylistyce zespołu...

Tak, ale to chyba normalne, kiedy nagrywa się kolejny album. Wynika to z tego, że wciąż się rozwijamy. Zespół chce być postrzegany nie tylko jako grający taneczne kompozycje, ale także jako wykonawca, który potrafi poruszać się po innych gatunkach rock'n'rollowych. Muszę przyznać, że ludzie bardzo często znają nas właśnie z tej wesołej strony, bo takie single były grane przez radio, ale na płytach dawaliśmy już wcześniej sygnały, że możemy robić także coś innego. Sądzę, że to dobry kierunek i tą drogą powinniśmy nadal iść, bo po co nagrywać wciąż takie same płyty? Część słuchaczy byłaby czymś takim zawiedziona.

Można nawet odnieść wrażenie, iż w tej melancholijnym, poważniejszym repertuarze, czujecie się lepiej.

Na pewno czujemy się świetnie, bo wyrastamy z nurtów nowofalowo-punkrockowych. To, co tym razem zagraliśmy, to nadal rock'n'roll, ale zagrany w sposób poważniejszy. Grając w Bieliźnie bez przerwy stykałem się z takim graniem. Chcieliśmy dodatkowo - wiedząc, iż jesteśmy postrzegani jako zespół nawiązujący do lat 60. - nagrać płytę nowoczesną. Brzmienie, barwa, melodyka i klimat miały być z przeszłości, a to wszystko chcieliśmy okrasić jakimiś nowoczesnymi urządzeniami, tak aby wszystko brzmiało mocniej i lepiej, bardziej energetycznie.


Czy sam fakt, iż jest to już wasz trzeci album, spowodował jakąś zmianę w sposobie pracy?

Praca nad materiałem zależy od wielu różnych czynników. Zebranie się do pracy przychodzi nam dość łatwo. Czasami rezygnujemy z koncertów, aby móc się skoncentrować na tym, jak płyta ma brzmieć. Mieliśmy trochę czasu, aby się zastanowić nad tym, co chcemy zmienić, co chcemy zaprezentować. Rozmyślając nad tym, czy spróbować czegoś nowego, doszliśmy do wniosku, że idąc krok dalej być może zdobędziemy sobie szerszą grupę słuchaczy, którym może nie do końca pasuje słuchanie w kółko piosenek typu "Nogi". Wiele osób pyta nas, czy nagramy jeszcze podobne piosenki, ale to raczej nie wchodzi w rachubę. Zespół wciąż się rozwija. Oczywiście trzymamy się swojej stylistyki, ale nie jest to już to samo.

Jedna z piosenek opowiada o niejakim "Janie T.". To postać prawdziwa?

Nie, jest to postać, która uosabia wszystkie cechy butnych, chamskich i chciwych urzędników, od których tak wiele w tym kraju zależy. To jedna z tych piosenek, które pokazują nasz rozwój. Gdybyśmy grali tylko rzeczy miłe i przyjemne, taki tekst nie mógłby się na płycie pojawić, a my uważamy, że czasami warto odnieść się do negatywnych zjawisk wokół nas, bo jeśli my tego nie zrobimy, to nikt inny tego nie zrobi.

Czy to oznacza, że ostatnio mieliście trochę kłopotów z urzędnikami?

Nawet nie ostatnio, co w ogóle. Wielu z nas, Polaków, spotkało się z chamstwem urzędników i najwyższy czas, aby dać im odpór.

Dlaczego zdecydowaliście się na nagranie utworu "Nim wstanie dzień"?

Sięgnęliśmy po ten utwór, bo jest to świetna kompozycja Krzysztofa Komedy do tekstu Agnieszki Osieckiej. Stwierdziliśmy, że fajnie byłoby zrobić taką lekko psychodeliczną wersję tej piosenki. Niektórzy mówią, że uzyskaliśmy tam klimat przypominający dokonania The Doors i jest to dla nas ogromny komplement. Jeśli rzeczywiście tak jest, to naprawdę jesteśmy bardzo zadowoleni, bo takie było nasze zamierzenie.


A "Kasztany"? To spora niespodzianka.

Na każdej płycie Czarno Czarnych znajdują się jakieś covery. W ten sposób chcemy przypomnieć ludziom niektóre utwory sprzed lat. Jeśli chodzi o "Kasztany", sprawa ma się nieco inaczej. Nasz zespół to grupa bardzo zabawowych facetów, którzy po koncertach często biesiadują przy "wesołych" płynach. I mamy taki żelazny repertuar, który śpiewamy sobie wtedy przy stole. Są w nim właśnie m.in. "Kasztany" i "Czarna Mańka", do tego jeszcze nasz klawiszowiec raczy nas zawsze wiązanką melodyjek z "Bolka i Lolka", "Reksia" i innych tego typu szlagierowych bajek. "Kasztany" zostały zarejestrowane na samym końcu, w nocy, jako taka ciekawostka przeznaczona wyłącznie dla nas. Wytworzyliśmy taki knajpiany klimat, gdy o piątej rano na parkiecie kiwa się już ostatnich pięciu gości. Nie chcieliśmy tego wydawać, ale posłuchał tego ktoś z zewnątrz i stwierdził, że brzmi właśnie jak zakończenie udanej tanecznej imprezy i dobrze będzie pasować na koniec płyty. Posłuchaliśmy go i tak piosenka trafiła na płytę.

Rzeczywiście, po wysłuchaniu tej piosenki ma się ochotę, aby orkiestra jeszcze chwilę pograła... Pozostaje niedosyt, że może przydałby się jeszcze jeden utwór.

Tak, spotkałem się już z takimi opiniami. I jest to dla nas ogromny komplement. Być może następna płyta przyniesie zaspokojenie tego niedosytu, będzie na niej więcej takich kompozycji. Na tym albumie chcieliśmy połączyć nasze weselsze "ja", z czymś nowym, chcieliśmy się nieco otworzyć, dać sygnał, że można się po nas jeszcze wiele spodziewać.

Skoro mowa o coverach, to na zakończenie pojawia się "Za darmo"...

Jest to jedna z naszych ulubionych kompozycji grupy T. Rex i w ogóle. Bardzo lubimy tę formację. Któregoś dnia, jadąc na koncert, wpadliśmy na pomysł, aby dopisać do tej piosenki wesoły tekst. Wyszła opowieść o szczęściu jednostki, która nie musi płacić rachunków i nie myśląc o takich przyziemnych zobowiązaniach, jak należność za prąd, może oddać się wolnej miłości.


Ostatnim elementem waszej przemiany jest okładka płyty...

Okładka jest stylizowana na zdjęcie gangsterskie z lat 20. Wyglądamy jak grupa bandziorów, którzy zastanawiają się, kto ukradł nam kasę zarobioną na hazardzie i bimbrowni. Tę przemianę zobaczycie także na scenie. Zaczniemy trochę poszerzać naszą kolorystykę. Ostatnio pojawiło się więcej zespołów, które występują w garniturach, więc musimy wymyślić coś nowego, ale nadal będziemy rozpoznawalni. Wszystkie charakterystyczne dla nas rzeczy zostaną przy tym zachowane.

Trzecia płyta to dobry moment do spojrzenia wstecz. Jak oceniasz dotychczasową karierę Czarno Czarnych?

Zakładając ten zespół mieliśmy bardzo proste założenia. Byliśmy przyjaciółmi, którzy chcieli dobrze się bawić. Chcieliśmy razem pograć sobie rock'n'rolla, nawiązując do stylistyki lat 50. i 60., jednocześnie robiąc coś, co nie będzie przypominało Bielizny i Big Cyca. Jesteśmy pod tym względem spełnieni. Udało nam się zagrać to, co chcieliśmy, a przy okazji zostaliśmy zaakceptowani przez szeroką publiczność, co dzisiaj nie jest proste, bo każdy, kto próbuje robić coś innego, ma z tym kłopoty. Wybraliśmy swoją drogę, bo nikt z nas nie liczył na żadną wielką karierę. Chodziło przede wszystkim o zabawę, a że zostało to świetnie przyjęte, no to cóż... tylko się cieszyć. Dlatego nagraliśmy kolejną płytę. Czy można chcieć czegoś więcej?

A co z Doktorem Granatem?

Praktycznie każdy z członków Czarno Czarnych nagrał dwie płyty. Ja obecnie pracuję nad drugim albumem zespołu Doktor Granat. Płyta tego zespołu będzie albumem bezkompromisowym w stosunku do tego, co dzieje się na polskim rynku. Znajdą się tam kompozycje, w których najpierw pojawi się główny temat, a potem kolejni muzycy będą go sobie rozwijać, grając na dęciakach, klawiszach, gitarze i tak dalej. Muzyka będzie nadal rock'n'rollowa, ale z elementami muzyki grunge'owo-punkowej. Wiem, że to dziwnie brzmi, ale tak jest. Tematyka jak zwykle dość tajemnicza. Będziemy śpiewać między innymi o klonach trzymanych w pudełku po obuwiu przez gościa, który z powodu nadmiernego spożywania alkoholu ma problemy z nerkami. Będziemy też śpiewać o zjawisku TKM-u, znanym nam z polityki. Nawiążemy także do tematów brutalizacji i żałości, jaką reprezentuje obecnie nasz kraj. Obecnie modne jest granie w stylu zwrotka, refren, zwrotka, refren. My chcemy od tego odejść i dlatego większość kompozycji będzie trwała po pięć, czy też nawet sześć minut. Chcemy sobie pograć. Możecie spodziewać się sporej porcji melodyjnych, ambitnych dźwięków. Myślę, że będzie to bliskie temu, co kiedyś robiłem z Bielizną.


Czy album ukaże się jeszcze w tym roku?

Myślę, że tak. Jego nagranie skończymy jeszcze w październiku, ale nie wiem, jakie plany ma wytwórnia BMG, z którą Doktor Granat ma podpisany kontakt. Chciałbym, aby płyta ukazała się jeszcze w tym roku, ale nie wiem, czy tak się stanie.

Jakie macie plany koncertowe? Jak uda wam się pogodzić obowiązki Big Cyca, Czarno Czarnych i jeszcze Doktora Granata?

Jakoś udawało się to dotąd poradzić, więc nie przewiduję jakichś większych komplikacji. Kiedy chłopaki grają z Big Cycem, ja mogę się zająć Doktorem Granatem. Nie mamy z tym większych problemów. W sumie gramy sporo koncertów, ale idzie teraz sezon jesienny i będzie ich trochę mniej. Nie organizujemy żadnej oficjalnej trasy, bo to jest prawie niemożliwe. Kluby nie chcą płacić za koncerty, a ludzie, którzy chodzili na darmowe występy w czasie wakacji, nie mają ochoty kupować biletów. Trzeba mieć w takim przypadku sponsora. Dlatego sami sobie załatwiamy występy i czasami są one dość nieregularne, ale są. Dotrzemy wszędzie tam, gdzie będą chcieli nas słuchać. Wszystkie informacje na ten temat znajdziecie na naszej stronie internetowej.

Dziękuję za rozmowę.

import rozrywka
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas