Reklama

"Amerykańska muzyka to syf"

Brujeria to bardzo tajemnicza grupa. Jak twierdzą oficjalne materiały promocyjne opublikowane przez wytwórnię, w jej skład wchodzi siedmiu płatnych zabójców na usługach południowoamerykańskich karteli narkotykowych. Nikt nigdy nie widział ich twarzy, nikt nie wie, jak się naprawdę nazywają i skąd pochodzą. Po wydaniu dwóch płyt („Matando Gueros” i „Raza Odiata”) zespół zamilkł na całe lata, by pod koniec 2000 roku powrócić z albumem „Brujerismo”, równie agresywnym, ciężkim i równie wspaniałym jak poprzednie. Wieść gminna głosi co prawda, że Brujeria to tak naprawdę projekt uboczny muzyków związanych z grupami Napalm Death i Fear Factory, a pod pseudonimem Guero Sin Fe ukrywa się Billy Gould, były basista formacji Faith No More, jednak nikt nie chce owych pogłosek potwierdzić. Zmowę milczenia wokół Brujerii próbował przerwać również Jarosław Szubrycht w rozmowie z Billym Gouldem. Bezskutecznie...

Na początek zapewniam cię, że nie padnie pytanie, czy możemy spodziewać się reaktywacji Faith No More...

(śmiech) Super!

...bo zakładam, że gdyby do czegoś takiego miało dojść, powiedziałbyś mi o tym.

Oczywiście, że tak! (śmiech) O czym więc będziemy rozmawiać?

O tajemniczej Brujerii, która właśnie wydała trzecią płytę. Prawdę mówiąc myślałem, że do tego nigdy nie dojdzie, że Brujeria to już historia.

Brujeria wydaje płyty, kiedy ma na to ochotę. To bardzo dziwny zespół. Żaden z jego członków nie myśli o muzycznej karierze i nigdy nie był tym zainteresowany. Każdy z nich ma inne zajęcie. Myślę, że płyty Brujerii powstają tylko wtedy, kiedy ich coś zainspiruje.

Reklama

Można by pomyśleć, że Brujeria powróciła po to, by udowodnić światu, że Musica Latina niekoniecznie musi oznaczać radosną twórczość Ricky’ego Martina i Enrique Iglesiasa.

Masz jak najbardziej rację, to na pewno jeden z powodów! Ale Juan Brujo, wokalista i lider zespołu jest nieobliczalnym człowiekiem i zawsze robi to, na co ma ochotę. Widocznie doszedł do wniosku, że znów ma coś do powiedzenia, więc zebrał muzyków i nagrał nową płytę.

”Brujerismo” to powrót do starej dobrej Brujerii, bardzo agresywnej i ciężkiej muzyki. Odetchnąłem z ulgą, bo wydany rok temu singel „Don Quijote Marihuana” zapowiadał zwrot w stronę hip-hopu...

To prawda, „Don Quijote Marihuana” był wyjątkowym utworem. Natomiast „Brujerismo” nawiązuje do starszych nagrań grupy, chociaż tematyka tekstów uległa zmianie, poza tym muzycy grają lepiej, bo chyba są dziś bardziej dojrzali. To jednak wciąż ten sam zespół i na płycie nie znajdziesz utworów w stylu „Don Quijote Marihuana”.

Skład Brujerii utrzymywaliście do tej pory w tajemnicy. Dlaczego przy okazji wydania tej płyty postanowiliście go ujawnić?

Co ty mówisz? Ja nigdy nikomu nie mówiłem, kto tworzy Brujerię! (śmiech) I wciąż nikomu nie zamierzam o tym powiedzieć. O ile wiem, tajemnicy dochowują również członkowie zespołu. Wystarczy, że wszyscy na świecie wiedzą, że główną postacią w Brujerii jest Juan Brujo. Prawdziwego nazwiska tego człowieka nie zna jednak nikt.

Mam nie wierzyć pogłoskom, że Brujerię tworzą, oprócz ciebie, muzycy Napalm Death, Fear Factory...

Owszem, możesz im wierzyć. Tak naprawdę jednak chodzi o to, że nie jest to w ogóle istotne. W takim zespole jak Brujeria nie liczy się, kto w nim gra, ale to, co zespół reprezentuje, co ma do przekazania innym.

A jednak po raz pierwszy udzielasz wywiadów w imieniu Brujerii. Co sprawiło, że zdecydowałeś się na ten krok?

Wiesz, nowa płyta Brujerii ukazała się nakładem mojej wytwórni Kool Arrow, choć oczywiście dystrybucją na cały świat zajął się Roadrunner. Czuję się więc odpowiedzialny za grupę i pozwolono mi wypowiadać się w ich imieniu. Znamy się od lat, bo produkowałem ich pierwszy singel, jeszcze w 1990 roku. Ale to nie znaczy od razu, że gram w tej kapeli.

No dobra, niech ci będzie... Czy myślisz, że koncerty Brujerii są w ogóle możliwe?

Brujeria na scenie? Trzeba by rozważyć wiele rzeczy... Największym problemem byłoby zapewnienie muzykom bezpieczeństwa. Brujeria jest grupą bardzo kontrowersyjną i znalazłoby się wielu, których chcieliby przerwać taki koncert, mogłoby dojść do przemocy. Ostateczna decyzja należy jednak do Juana Brujo, który jak dotąd nie znalazł wystarczająco ważnego powodu, by pokazać publicznie swoją twarz...

Kto mówi o pokazywaniu twarzy? Mógłby zagrać w masce, jak muzycy Slipknot...

Rzeczywiście, jest to możliwe, chociaż jak już powiedziałem, to on podejmie decyzję. Najbardziej martwi nas kwestia bezpieczeństwa, bo niezależnie od tego jak się postarasz, kiedy ktoś będzie chciał coś spieprzyć, to spieprzy. Jednak pomysł, żeby Brujeria grała na przykład jak Kiss, z pomalowanymi twarzami, nie jest zły.

Czy kontrowersyjność Brujerii to wynik zamierzonego działania?

Musiało do tego dojść. Osobom postronnym być może trudno to sobie wyobrazić, ale muzyczny biznes w Stanach Zjednoczonych ma ogromne kłopoty z cenzurą, która wciąż próbuje ograniczyć wolność słowa. Nie mówię już o Meksyku i Ameryce Południowej, krajach ekstremalnie konserwatywnych, gdzie taka grupa jak Brujeria stanowczo za bardzo wyróżnia się z tłumu.

Ale płyty Brujerii można kupić w Ameryce Południowej?

Na szczęście tak... i w dodatku są bardzo popularne! Niewiarygodne jednak, jak wielu ludzi to wkurza! Wyobraź sobie, że singel „Don Quijote Marihuana” wspiął się na pierwsze miejsce meksykańskiej listy przebojów i trwał tam przez trzy tygodnie, dopóki meksykański minister komunikacji nie zadzwonił do radiostacji i osobiście nie zażądał zdjęcia tego utworu z anteny.

Co go tak wkurzyło? Niestety nie znam hiszpańskiego i nie wiem o czym śpiewa Brujeria...

Ciężko byłoby streścić wszystkie teksty Brujerii w jednym, krótkim wywiadzie. Zresztą sam nie jestem aż tak dobry w hiszpańskim, żeby zagłębić się we wszystkie ich niuanse. Mogę tylko powiedzieć, że „Brujerismo” to płyta na której najmniej jest przemocy, za to najwięcej religii, szczególnie jej ciemnej strony. „Brujerismo” to płyta o nadejściu epoki Brujerii...

Zostawmy na chwilę Brujerię i porozmawiajmy o twojej wytwórni Kool Arrow. Jak doszło do tego, że zdecydowałeś się powołać ją do życia i czym różni się od setek innych firm fonograficznych?

Postanowiłem założyć własną wytwórnię, kiedy okazało się, że Faith No More przestanie istnieć. Chciałem wciąż być kreatywny, chciałem robić interesujące rzeczy, a nie miałem wówczas planów związanych z graniem w innych zespołach. Podczas tras koncertowych Faith No More poznałem mnóstwo zespołów z całego świata, które nigdy nie miały szansy, by wydać płytę w Stanach, tylko dlatego, że muzyczny biznes jest tutaj tak popier***ony. Amerykańska muzyka to syf i nikt nie chce jej słuchać, ale wciąż zbieramy tu żniwo korporacyjnego myślenia – ludzi kupują to, co im się wciska, w ogóle się nad tym nie zastanawiając. Mam nadzieję, że uda nam się to powoli zmienić, że ludzie w Stanach zaczną słuchać interesujących grup z innych krajów.

No cóż, cały świat myśli, że to właśnie amerykańska muzyka jest najlepsza.

Nie zgadzam się! Amerykańska muzyka w ogromnej większości jest gówniana i wielu ludzi tutaj zdaje sobie z tego sprawę. Problem polega na tym, że nie mogą w sklepie muzycznym znaleźć niczego innego, że nie mają wyboru. Uważam, że od kilkudziesięciu lat mamy do czynienia z inwazją amerykańskiej kultury na inne kraje. Zespoły z innych stron świata nie mają najmniejszych szans na konkurowanie z amerykańskimi, są duszone w zarodku. Założyłem więc Kool Arrow, żeby wydawać zespoły z Australii, Finlandii, Rosji, Francji i Czech, bo wierzę, że wielu Amerykanów chciałoby wiedzieć, jaką muzykę gra się w tych krajach. Dzisiaj żyjemy w całkiem innym świecie niż jeszcze 10 lat temu. Każdy ma telewizor, dostęp do Internetu, jesteśmy tacy sami... dlaczego więc kolesie z Kalifornii mieliby znać się na muzyce lepiej niż ktokolwiek inny? Pomysł, że Amerykanie grają najlepszą muzykę na świecie jest wyraźnie przeterminowany.

Czy to oznacza, że polska młodzież powinna śpiewać polskie piosenki?

Być może... Tak naprawdę jednak najważniejsze jest to, byś grał muzykę, którą słyszysz w głowie. Tworzył własną kulturę, zamiast naśladować innych. Możesz to robić w języku ojczystym, ale możesz też śpiewać po angielsku. Najważniejsze to mieć coś do przekazania. Coś własnego!

Podpisałbyś kontrakt z polską grupą?

Jasne! Jedynym moim problemem w tej chwili jest to, że podoba mi się więcej zespołów niż jestem w stanie wydać. Kool Arrow to maleńka wytwórnia i nie mogę wydawać kilku tytułów naraz. Ale wierzę, że do tego dojdzie!

Wydawanie płyt to niewątpliwie duża frajda, ale co z graniem muzyki? Mam nadzieję, że nie sprzedałeś basu?

Oczywiście, że nie! Niedługo wchodzimy do studia, by nagrać debiutancki materiał. Ten zespół nie ma jeszcze nazwy, ale mam nadzieję, że debiutancką płytę wydamy w pierwszych miesiącach 2001 r. Gramy trochę dziwaczną i bardzo głośną muzykę. (śmiech) Nie wiem jak ją opisać, ale wydaje mi się, że jest fajna. Na gitarze gra Jon Hudson, ten który nagrywał ostatnią płytę Faith No More, na perkusji zagra mój kumpel z San Francisco, a kto będzie wokalistą postanowimy lada dzień. Najprawdopodobniej płytę wydam sobie sam.

Mam nadzieję, że nie będzie to nic w stylu Korn czy Limp Bizkit?

Wiesz, bawi mnie fakt, że większość tych kapel wymienia Faith No More wśród grup, które miały na nich największy wpływ. To bardzo miłe, czuję się zaszczycony... ale za cholerę nie słyszę w ich muzyce Faith No More. Cieszę się, że ich muzyka robi taką karierę i szczerze im tego gratuluję, ale sam raczej takich rzeczy nie słucham. Myślę, że zbyt wiele zespołów nu-metalowych gra dokładnie to samo. Przestałem je odróżniać.

Chciałbym poznać twoją opinię o Napster.com, serwisie który jest co najmniej tak kontrowersyjny jak Brujeria?

Popieram Napstera, bo jego działalność wymierzona jest w muzyczne korporacje. Wiesz, gdybym nawet zorganizował teraz trasę jakiejś kapeli po Stanach, nie miałbym żadnej możliwości, by zapoznać ludzi z muzyką tej grupy. Jedyną taką szansę daje Napster, tylko za pośrednictwem Internetu ludzie mają szansę poznać zespoły, które wydaję. Może to brzmi niewiarygodnie, ale amerykańska grupa nie ma dzisiaj praktycznie żadnych szans na przebicie się do radia, nawet Faith No More nikt nie chciał puszczać. Pomyśl więc tylko, jakie trudności napotkałbym, gdybym chciał tutaj sprowadzić kapelę z Danii i wypromować ich koncerty? W tej sytuacji dostrzegam wyłącznie pozytywne strony działalności Napstera.

A Metallica pozwała swoich fanów do sądu za korzystanie z Napstera...

To straszne gówno... Dawno nie słyszałem o czymś głupszym. Metallica jest ostatnim zespołem, który powinien zabierać głos w tej sprawie. Wiesz, nie mogę nawet o tym czytać, bo od razu dostaję szału!

Dziękuję za wywiad.

import rozrywka
Dowiedz się więcej na temat: muzycy | arrow | śmiech | muzyka
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy