1988: Poczułem się, jakbym dostał rolę złoczyńcy [WYWIAD]
Ignacy Puśledzki
10 marca 2023 roku do kin trafił film Grzegorza Mołdy, pt. "Zadra". To historia dziewczyny z blokowiska, która walczy o uznanie na rapowej scenie. Z tej okazji, porozmawialiśmy z Przemysławem Jankowiakiem, czyli 1988. Producent znany z projektu Syny oraz współpracy z Włodim i Moniką Brodką, odpowiedzialny był za ścieżkę dźwiękową do filmu.
Ignacy Puśledzki, Interia.pl: Jaki masz stosunek do wcześniejszych romansów polskiego filmu z rapem? Widziałeś filmy, które wychodziły?
1988: - Ostatni film, który widziałem, to "Jesteś Bogiem". W sumie nie był zły, chociaż mimo zawartej tam historii hip-hopowej, momentami przypominał mi bardziej jakieś takie kino romantyczne. Reszty nie kojarzę. Nie widziałem na przykład "Procederu", odradzano mi.
Myślisz, że "Zadra" może być wprowadzeniem jakiejś świeżości w tym temacie? Może coś rozpocząć?
- Na pewno porusza w pewnym sensie problematyczny temat, który trochę jest na świeczniku, czyli temat kobiet w rapie. To jest coś, co być może faktycznie wytyczy jakąś ścieżkę. Czy ten film wniesie coś dużego do środowiska? To już ocenią widzowie. Za samą muzykę czy choćby wykon Magdy Wieczorek, która zagrała Zadrę, totalnie ręczę. Uważam, że zrobiliśmy coś dobrego.
Jak to się stało, że pojawiłeś się w ekipie "Zadry"?
- Grzesiek Mołda, który jest reżyserem tego filmu, był fanem mojego projektu Syny. Kiedyś nawet uderzył do nas, żeby zrobić nam klip, ale nic wtedy z tego nie wyszło. Po jakimś czasie nagle się odezwał, że ma do zrobienia taki film i stwierdził, że jestem osobą, z którą chciałby to zrobić.
Twoim zadaniem było tylko przygotowanie muzyki?
- Byłem też kimś w rodzaju konsultanta środowiskowego. Zasugerowałem, żeby kilka rzeczy wykreślić ze scenariusza, bo nie oddawały one ducha tego współczesnego rapu, który już nie jest taki, jaki kiedyś był. To już nie jest jakaś owiana mitem subkultura, ta muzyka jest tworzona przez ludzi, którzy nie używają slangu w codziennym komunikowaniu się ze sobą. Trzeba było trochę naprostować ten scenariusz pod tym kątem - przede wszystkim. Oprócz tego starałem się trochę pilnować scen występów na żywo, do tego oczywiście pełna praca w studio z aktorami, wskazówki, praca nad ich stylem, itp.
Wiele razy musiałeś mówić: "Panowie, ale to trzeba zmienić. To tak nie wygląda"?
- Nie do końca panowie, bo scenarzystką jest kobieta. Troszeczkę tego było. Dzisiaj ludzie niekoniecznie nagrywają w garażach przez pończochę mamy, nie ma też raczej takich sytuacji, że na podwórku się rodzi jakiś movement. On się rodzi dziś w internecie. Tak jak mówiłem, niekoniecznie używa się slangu czy jakichś dziwnych słów, które mogą być kojarzone z rapem. Miałem też pewne obiekcje do tego, jak została przedstawiona postać grana przez Kubę Gierszała, czyli ten komercyjny raper Motyl. Zaproponowałem, żeby miał okazję pokazać także to swoje ludzkie oblicze. Mam kontakty z ludźmi, którzy w tej branży osiągnęli wielki sukces i rzadko jest tak, że to są jakieś, powiedzmy, złe charaktery. Oni nie są złymi postaciami, mimo że nagrywają numery, które mogą na to wskazywać. Wbrew pozorom, są to często bardzo normalni, poukładani ludzie i to była jedna z moich ważniejszych sugestii.
Dobrze się bawiłeś, robiąc muzykę właśnie w stylu tego typu wykonawców?
- Poczułem się trochę, jakbym dostał rolę złoczyńcy (śmiech). Wiesz, normalnie bym pewnie czegoś takiego w życiu nie zrobił, a tutaj po prostu musiałem się zmierzyć ze stworzeniem potencjalnego hitu. To była duża przyjemność wcielić się w taką rolę i móc coś zrobić bez jakiś większych konsekwencji w postaci utraty street creditu.
Nie bałeś się trochę, że mimo wszystko może się to wydarzyć?
- Nie, coś ty. Dużo osób robi różne dziwne rzeczy, robiąc wcześniej coś zupełnie odwrotnego. To już się totalnie miksuje. Nie ma już tego słynnego poczucia prawdziwości w rapie, a zwłaszcza w sytuacji, kiedy robisz muzykę do filmu. To jest zupełnie inny lot. Nie uzewnętrzniasz tam swoich emocji czy rozkmin, tylko robisz konkretne rzeczy pod konkretne wytyczne.
Ty stworzyłeś muzykę, natomiast za teksty filmowych raperów odpowiada Żyto. Zastanawiam się, czy współpracowaliście przy tym projekcie trochę jakby przy własnej płycie i siedzieliście razem dłubiąc te kawałki czy raczej wysyłaliście sobie pliki?
- Często było tak, że Michał wpadał do mnie i robiliśmy to razem. Ja miałem więcej bitów przygotowanych, więc wspólnie je wybieraliśmy, Żyto miał jakieś napoczęte teksty i po prostu na miejscu je przerabiał pod podkłady.
Jest możliwość, że coś wspólnie kiedyś przygotujecie już autorskiego?
- Żyto tworzy z Noonem, więc nie ma opcji, żebym tam wjechać. Ten rewir już jest zajęty (zajęty). Jest na mojej płycie i chyba tyle wystarczy.
Jak wyglądała praca z aktorami? Dostali kurs, pt. "Jak zostać raperem"?
- Najwięcej czasu spędziłem nad studyjną kreacją Magdy Wieczorek. Nie chciałem, żeby powielała jakieś schematy dzisiejszych polskich raperek. Próbowaliśmy znaleźć jej jakiś taki charakterystyczny klimat, zwłaszcza na pierwszym etapie jej twórczości, kiedy filmowa Zadra jeszcze nie jest znana i powiedzmy, że nagrywa sobie w domu. Okazało się, że Magda świetnie to załapała. Jej kunszt aktorski jest na takim wysokim poziomie, że łatwo jej było wejść w tę rolę. Pierwsze podejście do utworu, który miała zarapować w studiu, było świetne. Od razu załapała moje wskazówki i zrobiła to dokładnie tak, jak sobie to rozkminiliśmy. Super wspomnienia.
Myślisz, że tego typu filmów pojawi się w najbliższym czasie więcej?
- Kawałki do "Zadry" robiliśmy chyba 2 lata temu. Mam wrażenie, że od tego czasu widziałem już kilka trillerów do filmów w tym klimacie. Na pewno jest zapotrzebowanie na takie filmy.
Tak zupełnie szczerze: po obejrzeniu całości jesteś zadowolony z tego filmu?
- Od początku wiedziałem, że to będzie film skierowany do szerokiej publiki, a ja jestem fanem ambitnego kina. Jestem bardzo wymagający, więc nie powiem, że jest to film dla mnie, ale jest zrobiony bardzo dobrze i moim zdaniem wiarygodnie oddaje środowisko. Historia jest prosta, bo taka miała być. Z tego co wiem, największe zarzuty wobec tego filmu są takie, że jest to prosty film. Wydaje mi się, że on miał się przede wszystkim skupić na człowieku, na jego emocjach i pod tym względem jest bardzo dobry. Po czwartym seansie w kinie uważam, że w kontekście tego, jaki on od początku miał być, to jest totalnie dźgnięte i świetnie mi się to oglądało.
O tobie zawsze jest głośno z bardzo różnych stron: jest alternatywa z Synami i z Brodką, był album z Włodim dla fanów truskulu, teraz stworzyłeś muzykę do mainstreamowego filmu - planujesz już kolejne rzeczy, którymi nas zaskoczysz?
- U mnie się to wszystko dzieje trochę spontanicznie, ale też czuję, że nad tą spontanicznością mam sporą kontrolę. To nie jest tak, że podejmuję jakieś złe decyzje, których później żałuję. Raczej są to decyzje, którymi się jaram i wchodzę raczej w projekty, które przynoszą mi jakąś dodatkową wartość. Nie ma dla mnie znaczenia, czy są to rzeczy mainstreamowe, chcę po prostu robić je dobrze. Mam też swoje jakieś ambicje. Zrobiłem producencki album, pt. "Ruleta", na który zaprosiłem ponad 30 osób i to było dla mnie świetne wyzwanie. Myślę, że zrobiłem w pewnym sensie wszystko, co sobie założyłem, więc teraz chciałbym to po prostu podtrzymać. W tym roku planuję wypuścić instrumentalny album, żeby troszkę kontynuować to, co zacząłem płytami "Gruda" i "Ring The Alarm", żeby też dbać o te rejony mojej muzyki.
Interesują cię zagraniczne współprace?
- To się trochę wydarza, ale nie mam jakiś wielkich planów podbijania rynku zagranicznego. Po prostu znam trochę osób za granicą, z którymi fajnie by było współpracować. Jedna taka współpraca pojawiła się na "Rulecie", mowa o numerze z Onoe Caponoe. To środowisko z Wielkiej Brytanii bardzo mnie kręci i tam chciałbym uderzyć i kilka takich współprac jeszcze nawiązać.
Raperzy różnie reagują na nagrody. Dla ciebie zdobycie Paszportu Polityki to jest faktycznie duża nobilitacja?
- Środowisko rapowe często ignoruje nagrody, bo te nagrody często nie doceniały tego środowiska, więc się temu podejściu w ogóle nie dziwię. Natomiast ja nigdy nie czułem się częścią takiego stricte rapowego środowiska. Zawsze byłem zarówno w nim, jak i poza. Zawsze wiedziałem, co to jest za nagroda, kto tę nagrodę dostawał i jaką ona wagę ze sobą niesie. To jest jedna z najważniejszych nagród kulturalnych w Polsce i mnie to bardzo ucieszyło. Uważam, że to ogromne wyróżnienie.
Ten paszport otwiera pewne granice, które wcześniej były dla ciebie zamknięte?
- Wydaje mi się, że niektórzy ludzie zaczęli patrzeć bardziej poważnie na to, co robię. Oczywiście, można się bez tego obyć i robić super rzeczy, ale ta nagroda sprawia, że w ludziach pojawia się takie poczucie, że może warto się do mnie odezwać i coś razem zrobić (śmiech).