Zagraj to jeszcze raz, Moby

Łukasz Dunaj

Moby, "Wait For Me", EMI Music Poland

Okładka płyty "Wait For Me" Moby'ego
Okładka płyty "Wait For Me" Moby'ego 

Równo 10 lat po przełomowym "Play", Moby wydał nowy album. Na szczęście nie próbuje na siłę nawiązywać do swojego bestsellera, w zamian oferując wyciszenie i zadumę. Tylko tyle? Raczej aż tyle.

Przebicie albumu, z którego wykrojonych zostało dziewięć (!) singli (siedem dobiło się do UK Top 40) i który jako pierwszy w historii muzyki został w całości sprzedany do reklam, programów telewizyjnych i filmów, jest po prostu niewykonalne. Moby, mając tego świadomość, od jakiegoś czasu stawia na ascezę.

Tym razem bardziej, niż kiedykolwiek wcześniej, przygotowując nowy materiał w swoim domowym studio, asekurując się przy okazji, że nazywanie "studiem" porozstawianego po kątach sypialni sprzętu, jest sporym nadużyciem. Jednocześnie inteligentnie nawiązał do czasów "Play" szatą graficzną "Wait For Me" - sympatyczny ludzik ("mały idiota") pojawia się przecież w pamiętnym klipie do "Why Does My Heart Feel So Bad?".

43-letni muzyk wziął sobie do serca wypowiedziane podczas ceremonii wręczenia nagród BAFTA słowa Davida Lyncha, że szczera artystyczna kreacja musi być wolna od komercyjnej presji. Rzeczywiście, na "Wait For Me" nie czuć parcia na sukces, nie ma potencjalnych przebojów, spektakularnych featuringów. Przytłaczająca większość nowych utworów Moby'ego to oniryczne przestrzenie, atmosferyczne snuje, ubrane w ciepłe, analogowe brzmienia. Fragmentarycznie odzywa się gitara ("Mistake"), futurystyczne klubowe klimaty od zawsze obecne w muzyce Nowojorczyka także zostały zredukowane do zupełnego minimum.

Zresztą już instrumentalny singel "Shot In The Back Of The Head" z klipem wyreżyserowanym przez twórcę "Zagubionej autostrady", ukazuje wyciszone, osobiste oblicze "Wait For Me". Jeżeli przy singlach jesteśmy, wybrany do promocji radiowej "Pale Horses" zyskuje wiele dzięki intrygującej barwie głosu mało znanej Amelii Zirin Brown.

Zresztą, praktycznie wszyscy zaproszeni do nagrań wokaliści to nieprzechodzone nazwiska. Partie wokalne wykorzystane przez Moby'ego mają głównie soulowy, niekiedy bluesowy posmak, co naturalnie pogłębia spleen towarzyszący słuchaniu tej płyty, która apogeum pięknego marudzenia osiąga w utworze tytułowym oraz "Hope is Gone".

I tak płynie sobie ta płyta przez niespieszne 52 minuty. Richard Melville Hall nie chciał tym razem nas zabawiać, zaskakiwać, chciał nam zrobić dobrze. Mi zrobił.

8/10

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas