The Prodigy: Voodoo w Katowicach
U szczytu artystycznych możliwości byli ponad dziesięć lat temu, kiedy to dali światu album "Music For The Jilted Generation" (1994) i zasypali listy przebojów takimi klasykami muzyki tanecznej, jak "Poison", "No Good (Start The Dance)" czy "Voodoo People". Ten ostatni utwór był najlepszym momentem wtorkowego (2 maja) koncertu brytyjskiego tria The Prodigy w katowickim "Spodku".
Zanim jednak na scenie pojawili się Liam Howlett, Keith Flint, Maxim i muzycy towarzyszący, niepełny jeszcze "Spodek" częściowo porwał do tańca MK Fever. Krakowski DJ sumiennie wywiązał się ze swojego zadania, choć podczas głównie jungle'owego i breakbeatowego setu publiczność skandowała "Prodigy! Prodigy!", co na szczęście nie zdeprymowało Fevera.
Około godziny 20.30 do DJ podszedł jeden z technicznych i szepnął mu coś na ucho. Kilka minut później Fever zakończył swój set, dopisując występ przed The Prodigy do innych artystycznych osiągnięć, jakimi bez wątpienia były koncerty u boku Goldiego, Adama F czy MJ Cole'a.
Gwiazda wieczoru pojawiła się na scenie, ozdobionej jedynie czterema flagami i zawieszonym z tyłu popularnym "Union Jackiem", przy dźwiękach mrocznego intro. A później się zaczęło - ze sceny biła żywa energia: nie oszczędzali się nie tylko Keith i Maxim, ale także nie ustępujący im w szaleństwach gitarzysta oraz rzucający się za zestawem klawiszy Liam, lider The Prodigy. Swoje robił także perkusista, który nie zwalniał tempa przez cały koncert.
Podobnie zresztą jak publiczność - oglądając występ The Prodigy z trybun "Spodka" największe wrażenie robiła zapchana do granic możliwości płyta sali, na której kilka tysięcy osób skakało i tańczyło w rytm przebojów formacji. Zespół zresztą miał świadomość przy jakich kompozycjach najlepiej bawią się fani. I jeżeli atmosfera odrobinę siadała, "generał" Liam Howlett z miejsca ożywiał ją asem ze swojej dyskografii ("Firestarter", "Breathe", "Poison" czy "Their Law"). W wykonaniu zadania wspomagali go Keith i Maxim, którzy śpiewali, krzyczeli, tańczyli, biegali, kręcili młynki, skakali, walczyli ze sobą i - pewnie by złapać oddech - leżeli momentami na scenie.
Publiczność nie pozostało obojętna na tego typu popisy, a szczytowy moment koncertu nastąpił podczas wspomnianego na wstępie "Voodoo People". Atmosfera była tak "gorąca", że dwóch rozentuzjazmowanych fanów stojących obok mnie poważnie rozważało możliwość zeskoczenia z 3-metrowej ściany sektora, by dostać się w pobliże roztańczonej płyty.
Pierwsza cześć koncertu zakończyła się po godzinie. Fanom oczywiście było mało i szybko dostali to, czego chcieli. Podczas bisu The Prodigy zagrali między innymi "Poison", "Smack My Bitch Up" i na koniec "Out Of Space", podczas którego fantastyczna robotę "odwalił" perkusista, pchając przebój zagranym na żywo ciężkim breakowym loopem, dając tym samym popis swojej niesamowitej kondycji.
Katowicki koncert odbył się w ramach trasy promującej kompilację największych przebojów zespołu "Their Law: The Singles 1990-2005", która niejako miała na celu zatrzeć złe wrażenie, jaki pozostawił wydany po 7-letniej przerwie "Always Outnumbered Never Outgunned" (2004) i przypomnieć chwile sławy zespołu. Ta sztuka udała się podczas występu w "Spodku", ale wcale nie dała odpowiedzi na pytanie co dalej z The Prodigy. Bo kolejna artystyczna wpadka, jak to było przy okazji wspomnianej płyty, może oznaczać koniec tego zasłużonego dla muzyki dance zespołu.
Artur Wróblewski, Katowice
Zobacz teledyski The Prodigy na stronach INTERIA.PL!
W naszym portalu możecie obejrzeć galerię zdjęć z koncertu The Prodigy.