Testament: Nocny koncert w 'Proximie"

Nie we wtorek, 5 sierpnia, lecz kilkanaście minut po północy, w środę 6 sierpnia, na deskach stołecznego klubu "Proxima" pojawili się muzycy legendarnej thrashmetalowej formacji Testament. Czekać jednak było warto. Występ Kalifornijczyków poprzedziły trzy polskie formacje - Hedfirst, Neolithic i Hunter - oraz jeszcze jeden niespodziewany support, mało znana w Polsce amerykańska grupa Doom Society.

Chuck Billy w "Proximie"
Chuck Billy w "Proximie" 

Cierpliwość i wytrzymałość fanów metalu została wystawiona na poważną próbę. Koncert opóźnił się bowiem o kilka godzin, ponieważ Testament nie dotarł na czas z Budapesztu gdzie dawał koncert dzień wcześniej. Kilkuset fanów ostrego grania koczowało przed "Proximą", być może nawet obawiając się najgorszego.

Do tej ewentualności jednak nie doszło. Bus z gwiazdą wieczoru w końcu zaparkował przed klubem, a niedługo później bramy "Proximy" zostały otwarte. Pomimo sezonu urlopowego klub był wypełniony niemal do ostatniego miejsca. A że na zewnątrz panował upał, zaś w środku nie było klimatyzacji warunki po krótkim czasie były niemal tropikalne.

Na Testament fanom, którzy zjechali z różnych miejsc Polski, przyszło jednak poczekać parę ładnych godzin.

Najpierw zmierzył się z coraz bardziej niecierpliwą publiką warszawski Hedfirst i z tej konfrontacji wyszedł zwycięsko. Grupa zaprezentowała kilka zupełnie nowych kompozycji plus "Davidian" z repertuaru Machine Head.

Po krótkiej przerwie przyszła kolej na niespodziankę z USA, czyli Doom Society, który podróżuje z Testament po całej Europie. Zespół w Polsce jest praktycznie nieznany. Krótki koncert wypełniły typowo thrashmetalowe kompozycje, a wokalista udowodnił, że potrafi równie dobrze charczeć, co śpiewać w wysokich rejestrach. Chyba jednym z jego wzorców jest Chuck Billy... Nie sposób pominąć najbarwniejszej postaci Doom Society, czyli gitarzysty, który bródkę miał opasaną rzucającą się w oczy metalową obręczą.

Po Doom Society przez mniej więcej 30 minut zagrał warszawski Neolithic. Zespół miał niewdzięczną rolę, bo oczekiwanie na gwiazdę wieczoru coraz bardziej rosło. Było to widać i słychać co jakiś czas. Neolithic udało się obronić.

Zaszczytu zagrania tuż przed Testament dostąpił szczytnieński Hunter. "Drak" wraz z kolegami mieli nieco ponad pół godziny, podczas których zaprezentowali nagrania z ostatniej płyty - "MedeiS" - jak i starsze kompozycje. Nie obeszło się bez odrobiny teatru, który poznaliśmy podczas trasy promującej ostatnią płytę i na scenie zobaczyliśmy terrorystę, który wygrażał "Drakowi" pistoletem. Wśród publiczności znaleźli się jednak tacy, którzy mieli serdecznie dość czekania na Testament i dali to Hunterowi do zrozumienia w nieparlamentarnych słowach. Grupa jednak zagrała swoje i po "Fallen" opuściła scenę.

Uprzątnięcie sceny po supportach i ustawienie instrumentów gwiazdy wieczoru zajęło kilkanaście minut. Czekanie się jednak opłaciło. Obsługa techniczna dość szybko uwinęła się z podłączaniem sprzętu i w końcu na scenę jako pierwszy wszedł John Tempesta a za nim pozostali koledzy z zespołu. Na końcu snop światła przecięła potężna sylwetka Chucka Billy'ego.

Koncert był klasycznym zestawem największych hitów zespołu. Zaczęło się wszystko od intra, po którym zabrzmiał utwór "Eeerie Inhabitants" z albumu "New Order". Publiczność ledwo ochłonęła po tak mocnym wstępie, a zespół zaserwował "Practice What You Preach", zaś po nim "Sins Of Ommision", oba z trzeciej płyty - "Practice What You Preach".

Nie mogło oczywiście zabraknąć kompozycji z debiutu - "The Legacy". Fani usłyszeli "Burnt Offerings", "The Haunting", "Alone In The Dark" i "Over The Wall", który jak się okazało był ostatnim utworem, jaki Testament zagrał. Znalazło się w zestawie miejsce również dla "Electric Crown" z płyty "Ritual".

Bisów niestety nie było. Zapewne z uwagi na opóźnienie i na fakt, że 6 sierpnia grupa miała zameldować się w stolicy Czech, Pradze. Pozostaje żal, bo na setliście widniały jeszcze dwie kompozycje - "Dog Faced Gods" i "Disciples Of The Watch".

Wszystkich oczywiście interesowało to, jak zaprezentuje się Chuck Billy, który powraca do zdrowia po leczeniu rzadkiej odmiany nowotoru i który ma za sobą kilkunastotygodniową wyczerpującą chemoterapię oraz operację na otwartym sercu. Potężny Indianin poruszał się po scenie dostojnie niczym arystokrata, a wokalnie był bez zarzutu, choć wielu zauważyło, iż wokal był wyraźnie wysunięty do przodu.

Jeśli można mówić o jakimś minusie, to może było nim to, że Billy nie najlepiej wywiązał się z kontaktu z publicznością. Ale takim muzykom wiele się wybacza. Nam pozostaje się cieszyć, że Chuck znów jest z nami. Pewnie wkrótce dojdzie do pełni sił i będzie szalał po całej scenie. W "Proximie" najbardziej ruchliwi byli dwaj panowie o imieniu Steve, czyli gitarzysta Smyth i grający na pięciostrunowym bezprogowym basie DiGiorgio. Eric Peterson także nie pozostawał daleko w tyle.

Podsumowując, pomimo panującej w środku nieprawdopodobnej duchoty, pomimo kilkugodzinnego opóźnienia warto było się na tan koncert wybrać, bo Testament to klasa sama dla siebie. A że zespół nigdy nie ukrywał, iż w Polsce bardzo lubi grać ("Nostrovia"!), to możemy chyba spokojnie założyć, że kwintet z Kalifornii zawita do nas po raz kolejny w niedalekiej przyszłości.

Oto tytuły utworów, które Testament zagrał w klubie "Proxima": "Intro", Eerie Inhabitants", "Practice What You Preach", "Sins Of Ommision", "D.N.R.", "Low", "True Believer", "Burnt Offerings", "Alone In The Dark", "Into The Pit", "The Haunting", "Electric Crown", "Trial By Fire", "Over The Wall".

Organizatorem koncertu była firma Mystic Production.

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas