Sting: Nowa płyta "57th & 9th" w listopadzie
Po latach Sting powraca do pop-rockowych klimatów - 11 listopada ukaże się jego nowa studyjna płyta "57th & 9th".
"To zdecydowanie bardziej rockowy materiał od wszystkiego, co ostatnio robiłem" - zapowiada Sting w magazynie "Rolling Stone".
64-letni Brytyjczyk w ostatnim czasie zajmował się musicalem "The Last Ship" (w którym także zagrał). Poza tym albumem jego dyskografia powiększyła się o składankę z największymi przebojami "The Best of 25 Years" (2011), symfoniczną płytę "Symphonicities" (2010), zimowy album "If on a Winter's Night..." (2009) i zawierający muzykę renesansową "Songs form the Labyrinth" (2006).
Teraz - dla wielu fanów: nareszcie - wraca do gitarowego rocka. Przy płycie "57th & 9th" (tytuł wziął się od skrzyżowania ulic, które mijał codziennie w drodze do studia) Stinga wspierali jego stali współpracownicy: perkusista Vinnie Colaiuta i gitarzysta Dominic Miller. Nowymi nazwiskami są Jerry Fuentes i Diego Navaira z grupy the Last Bandoleros. Tych muzyków Stingowi podsunął ich menedżer Martin Kierszenbaum, który w tym roku w pełni przejął obowiązki opiekuna Stinga. Kierszenbaum zajął się też produkcją "57th & 9th".
Menedżer i producent zdradził, że większość materiału powstała w studiu w jednym czy dwóch podejściach.
Tematyka nowego albumu poświęcona jest problemom współczesnego świata, w tym m.in. emigracji ("Inshallah") i zmianom klimatu na Ziemi ("One Fine Day"). Z kolei utwór "50.000" powstał po śmierci Prince'a, ale Sting zdradził, że to jego komentarz po odejściu także innych "ikon kultury": Lemmy'ego, Davida Bowie i Glenna Freya z The Eagles, którzy zmarli w krótkim odstępie czasu na przełomie 2015 i 2016 r.
Przypomnijmy, że 2 sierpnia Sting wystąpi w Operze Leśnej w Sopocie.