Na zawsze zostanie królem...

W księgarniach jest już książka "Michael Jackson Król Popu 1958-2009" autorstwa Chrisa Robertsa. U nas możecie przeczytać obszerny fragment wstępu, a także wygrać egzemplarze tej biografii!

Michael Jackson na okładce biografii
Michael Jackson na okładce biografii 

Na ponad 140 stronach bogato ilustrowanych zdjęciami (także wcześniej nieznanych) Roberts opisuje biografię Michaela Jacksona, wielokrotnego rekordzisty z Księgi Rekordów Guinessa i króla popu.

Książka przedstawia za pomocą słów i obrazów historię niebywale utalentowanego człowieka - od przyjścia na świat w rodzinie ciężko pracującej na rzecz sukcesu w show-biznesie, przez współpracę z największymi artystami i producentami, aż po próby powrotu na scenę i wreszcie międzynarodową żałobę na wieść o jego śmierci.

Weź udział w naszej sondzie i odpowiedz na pytanie: Czy Twoim zdaniem ktoś może zastąpić Michaela Jacksona w roli "króla popu"?

Wyślij SMS na numer 7252 o treści MUZYKA.MJ.TAK lub MUZYKA.MJ.NIE.

Koszt wysłania SMS -a wynosi 2,44 z VAT. Sondaż przeznaczony dla abonentów wszystkich sieci komórkowych w Polsce. Szczegóły znajdziesz w regulaminie.

"Nikt nie był taki jak on i nikt nigdy nie zastąpi jego miejsca w sercach i umysłach fanów na całym świecie - na zawsze pozostanie Królem Popu" - czytamy w informacji o biografii.

Mieszkający w Londynie Chris Roberts pisze na temat muzyki i mediów dla wielu międzynarodowych wydawnictw oraz serwisów internetowych. W telewizji pojawia się na antenie BBC, Sky News i wielu innych programów. Jego poprzednie książki dotyczyły m.in. grupy ABBA, Scarlett Johansson, Heatha Ledgera i Lou Reeda.

"Michael Jackson - Król Popu 1958-2009 to najlepsza i najbardziej aktualna biografia najsłynniejszego Piotrusia Pana" - w historii muzyki pop" - napisał w recenzji Hirek Wrona.


"Jest wspaniały. Tańczy jak opętany gorączką dźwięków, z kocią gracją. W wieku 39 lat Michael Jackson w sercu wciąż pozostaje rozmarzonym dzieckiem. Wydaje się pozbawiony wewnętrznych barier, jakie wpaja nam rzeczywistość. Koncert to pokaz odwagi, narcyzmu i artystycznej przesady. To mieszanina magii, chłopięcej fantazji i podróży w nieznane: na czas występu przenosimy się do innego świata. Ciało gwiazdy popu zdaje się należeć do Elvisa, tak doskonałe są jego popisy. Michael niewątpliwie zalicza się do pocztu osób cudów, które otarły się o prawdziwą niezwykłość".

Napisałem te słowa po obejrzeniu koncertu Jacksona na stadionie Wembley 26 lipca 1997 r. Później dodałem: "Cierpi na kompleks Mesjasza, najchętniej zbawiłby cały świat. Jego ciało jest świątynią tanecznej religii, a jego ego karmi się każdym westchnieniem tłumu. To tygrys szalejący w Astaire'owskim niebie muzyki i tańca. I ten nieziemski uśmiech - on potrzebuje nas, aby lśnić jak księżyc w pełni. "Przestańcie na mnie naciskać" - śpiewa. Ale tak naprawdę to kocha".

Getty Images/Flash Press Media

W pewnym momencie przedstawienia Michael wyszedł z wnętrza kosmicznego statku. Wyglądał jak odlany ze złota astronauta. W ciszy wpatrywał się w tłum. Przez 90, a może więcej sekund karmił się miłością, którą darzyli go fani. Na scenie pojawiły się jeszcze gangsterska sceneria do Smooth Criminal, maska wilkołaka do Thrillera. Miało też miejsce ceremonialne zakładanie rękawiczki, bez którego nie mogłoby się obejść wykonanie Billie Jean. Podczas Earth Song gwiazdor zawisł na specjalnym żurawiu. Unosząc się nad naszymi głowami, wyglądał jednocześnie jak akrobata i kaznodzieja. Z aktorską pasją udawał, że płacze między słowami I'll be... i there. Trudno w to uwierzyć, ale grający Jackson był bardziej poruszający od swoich płaczących fanów.

"Możecie się śmiać z tego, co powiem, ale Michael Jackson wciąż jest wielką gwiazdą - pisałem. - Jeśli uprawiany przez niego gatunek muzyczny mocno podupadł, to winą z pewnością nie możemy obarczyć tego niesamowitego artysty. Michael nigdy nie wybiera najprostszych rozwiązań. Wie doskonale, jak stworzyć na scenie spektakularne przedstawienie będące rozkoszą dla oglądających je widzów. Choćby dlatego można mu wszystko wybaczyć. W czasie koncertu piosenkarz przeżywa ekstazę. Widać, że żyje dla chwil takich jak ta. I to jest właśnie prawdziwe widowisko".

Wielki artysta pragnął pozostać wiecznym chłopcem. "W sercu zawsze będę Piotrusiem Panem" - powiedział pewnego razu. Marzenie to okazało się snem, z którego nigdy miał się nie obudzić. Smutne, lecz prawdziwe - romantyczne podejście do życia nie pomogło Jacksonowi w tym, często brutalnym świecie. Inność Michaela, to, że zdawał się wznosić ponad codzienność, było jednym z głównych czynników przyczyniających się do jego oszałamiającego sukcesu. Niezwykła osobowość piosenkarza pozwoliła mu w najlepszych latach kariery stać się najjaśniejszą z gwiazd show-biznesu.

Niestety, w przyszłości wielka odmienność Króla Popu miała przysporzyć mu samych kłopotów. Chociaż wiadomość z 25 czerwca 2009 r. była szokująca, być może należy spojrzeć na problem z innej strony. Nareszcie jego dusza mogła odpocząć. Najlepszy piosenkarz i tancerz wszech czasów nie musiał znosić męki starzenia się z marzeniami, które z każdym dniem stawały się coraz bardziej nieosiągalne.


Data odejścia Michaela Jacksona na trwałe zapisze się w historii. Tak jak w przypadku śmierci Jamesa Deana, Marilyn Monroe, Elvisa Presleya, Johna F. Kennedy'ego, Johna Lennona i księżnej Diany ludzie będą pytali: "Co robiłeś w momencie, kiedy się o tym dowiedziałeś?". Śmierć ikony popu stała się numerem 1 wszystkich wiadomości - odsunięto na bok tematy wojen, politycznych przewrotów czy panującego na świecie głodu.

Autostrady Internetu - jakby stworzone dla takich chwil jak ta - zakorkowały się od nadmiaru wylewanych za pomocą klawiatury łez, pisanych wspomnień i wyrazów wdzięczności, ale też domysłów i spekulacji. TMZ.com umieściło wiadomość o śmierci gwiazdora o sześć minut za wcześnie. Google i Twitter ledwie wytrzymały zwielokrotnioną liczbę wejść. Wikipedia oszalała od lawiny edycji i reedycji.

Getty Images/Flash Press Media

Już wkrótce wszędzie można było usłyszeć muzykę Michaela: romantyczny utwór "Got To Be There" i "Ain't No Sunshine", niezwykłość pierwszych sekund rozpoczynających "Don't Stop 'Til You Get Enough", niedościgniony "Billie Jean" z charakterystycznym pstrykaniem palcami, doskonałe gitarowe riffy z "Beat It" i "Smooth Criminal", wpadający w ucho rytm "The Way You Make Me Feel", zaśpiewane falsetem zakończenie "Man In The Mirror", słodki wokal w "Human Nature"... Nawet późniejsze ballady artysty, pełne mesjanistycznej pompatyczności, nagle zaczęły wydawać się pełne ducha i sensu - nadziei, że świat może stać się lepszy, jeśli tylko tego zechcemy. Michael Jackson po raz kolejny znalazł się w blasku chwały.

Zrozpaczone tłumy zebrały się w miejscach związanych z życiem Króla Popu: w Hollywood, gdzie spędził znaczną część życia; w Harlemie, gdzie Apollo Theatre natychmiast wystawił żałobny billboard; w Gary w Indianie, gdzie urodził się i spędził dzieciństwo. Od Moskwy po Pekin, od Londynu po Meksyk, wszędzie w blasku świec czuwali fani Michaela, śpiewając jego piosenki. Światowe media zgodnie czekały na potwierdzenie przez wiarygodne źródło informacji o śmierci artysty. Kiedy tragiczna wiadomość okazała się prawdziwa, natychmiast pojawiły się pierwsze komentarze bliskich i znajomych Jacksona.

"Tak jak nigdy nie będzie drugiego Freda Astaire'a, Chucka Berry'ego czy Elvisa Presleya - powiedział Steven Spielberg - tak nikt nigdy nie zastąpi nam Michaela". Quincy Jones skomentował śmierć przyjaciela: "Jestem zdruzgotany. Opatrzność połączyła nasze losy i pozwoliła przez lata 80. stworzyć dużo dobrej muzyki. Te utwory są teraz grane w każdym zakątku świata. Wiecie dlaczego? Ponieważ słychać w nich talent, piękno i profesjonalizm. Straciłem dziś mojego młodszego brata. Razem z nim odeszła część mojej duszy". Magazyn "Time" po raz pierwszy od wydarzeń z 11 września 2001 r. wydał na tę okoliczność numer specjalny.

Na 13 lipca, zaledwie dwa tygodnie od dnia śmierci, zaplanowano wielki powrót Króla Popu na scenę. Zarówno Michael, jak i jego fani z niecierpliwością wyczekiwali niesamowitego wydarzenia.To mógł być największy comeback w historii show-biznesu. W potężnym kompleksie O2 w Londynie artysta miał dać 50 koncertów. Wyprzedano niemal milion biletów. Mimo wcześniejszych informacji o powrocie na estradę (ostatni występ na żywo odbył się 12 lat wcześniej) zorganizowano specjalne spotkanie dla siedmiu tysięcy fanów i trzystu pięćdziesięciu reporterów. Gwiazdor ogłosił na nim: "To jest to. To będzie moje wielkie przedstawienie w Londynie. Tak, stanie się dokładnie to, co powiedziałem. Czas na Wielki Show".

Czytaj także:

Posłuchaj piosenek Michaela Jacksona w Mieście Muzyki.

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas