Marty Friedman: Nie chcę wracać do Megadeth
Na początku bieżącego roku Marty Friedman mówił, że nie miałby nic przeciwko powrotowi do zespołu Megadeth. Jednakże w rozmowie z INTERIA.PL, która odbyła się z okazji promocji jego nowej płyty "Music For Speeding", słynny gitarzysta zapewnił, iż nawet gdyby Megadeth się reaktywował, on nie miałby ochoty do tej grupy powrócić.
- Nie sądzę, bym powiedział coś takiego. Odszedłem z Megadeth kilka lat temu, po co miałbym tam teraz wracać? Chciałbym teraz robić coś naprawdę świeżego, tymczasem, jeżeli twój zespół nazywa się Megadeth, to naprawdę ciężko jest w jego ramach nagrać coś odkrywczego. Nikt nie będzie cię brał na poważnie. Ludzie z radia nie chcą grać czegoś o nazwie Megadeth, a już na sto procent możesz zapomnieć o zaistnieniu w telewizji. Bardzo ciężko jest tworzyć przy tego typu ograniczeniach - tłumaczył gitarzysta w rozmowie z INTERIA.PL.
Marty od pewnego czasu współpracuje z Alem Pitrellim, Davem Ellefsonem i Jimmym DeGrasso. Wszyscy oni grali kiedyś w Megadeth. Nie wiadomo jednak, jakie będą dalsze losy tego projektu.
- Nie mamy ani nazwy, ani wokalisty. Póki co to tylko pomysł. Rozmawialiśmy o pewnym projekcie, który powstanie, jak tylko nadarzy się ku temu okazja. Wszystkim nam zależy na tym, żeby znaleźć naprawdę wielkiego wokalistę, a takich nie spotyka się na co dzień. Jak tylko znajdziemy odpowiednią osobę, spróbujemy coś nagrać.
Fani nie powinni się jednak spodziewać niczego w stylu Megadeth.
- Na pewno nie nagramy czegoś takiego (śmiech). Tak naprawdę wszystko zależy od wokalisty. Ten zespół nie będzie bazował na dźwiękach gitary, tylko skupi się wokół wokalisty. [...] Szukamy kogoś naprawdę wyjątkowego. To musi być drugi Bono, Rod Stewart, albo Robert Plant. Właśnie to mam na myśli, mówiąc o kimś naprawdę utalentowanym.