Reklama

Marian Lichtman do Andrzeja Kosmali: Straciłem wielkiego przyjaciela, a ty straciłeś pieniądze

Nie milkną echa skandalu, do którego doszło podczas pogrzebu Krzysztofa Krawczyka. Marian Lichtman z grupy Trubadurzy postanowił zareagować na relację Andrzeja Kosmali, menedżer i wieloletniego opiekuna zmarłego wokalisty.

Nie milkną echa skandalu, do którego doszło podczas pogrzebu Krzysztofa Krawczyka. Marian Lichtman z grupy Trubadurzy postanowił zareagować na relację Andrzeja Kosmali, menedżer i wieloletniego opiekuna zmarłego wokalisty.
Marian Lichtman i Krzysztof Krawczyk w 2011 r. /Piotr Kamionka /Reporter

Przypomnijmy, że Krzysztof Krawczyk zmarł w szpitalu w Łodzi 5 kwietnia.

10 kwietnia odbyło się ostatnie pożegnanie zmarłego wokalisty: msza w Łodzi i pogrzeb w Grotnikach, gdzie Krawczyk mieszkał z żoną Ewą Krawczyk przez ostatnie 20 lat.

"Odszedł polski Elvis Presley, wspaniały artysta z wielkim głosem, sercem i duszą. Wraz z nim odeszła epoka w polskiej muzyce" - wspominał w rozmowie z PAP Marian Lichtman. Obaj muzycy występowali razem z zespole Trubadurzy (sprawdź!).

Reklama

Zdaniem Lichtmana, zmarłego piosenkarza wyróżniał ogromny, niespotykany talent. W jego ocenie Krawczyk był jednym z największych polskich talentów muzycznych w okresie powojennym. Zwrócił uwagę na jego bogaty dorobek artystyczny, a także porywającą tłumy charyzmę.

"To była osobistość estradowa. Był nie tylko wybitnym wokalistą, ale przede wszystkim genialnym muzykiem. Oprócz głosu, świetnie grał na gitarze, którą później trochę zaniedbał, o co miałem do niego pretensje. Był bardzo muzykalny, bo potrafił też zagrać na pianinie. Miał słuch absolutny. To był kawał muzyka. Tylko on mógł nagrać tyle przebojów i tyle dobrych płyt" - tłumaczył perkusista Trubadurów.

Lichtman dodał, że wokalista był także świetnym przyjacielem i ich znajomość od lat 60. przetrwała wiele prób.

"Może nie widywaliśmy się tak często, jak byśmy chcieli, ale przyjaźniliśmy się do końca. Często rozmawialiśmy przez telefon. Jeszcze niedawno, kiedy sam chorowałem na COVID-19 troszczył się o moje zdrowie. Dzwonił do mnie codziennie, pocieszał mnie i mówił, że się za mnie modli. To świadczy o tym, jak dobrym był kolegą i człowiekiem" - dodał Lichtman.

Po śmierci Krawczyka perkusista Trubadurów w rozmowie z Pomponikiem wyraził żal, że żona wokalisty nie poinformowała go o śmierci przyjaciela.

Do szokujących scen doszło podczas ceremonii pożegnalnej. Teraz Lichtman postanowił odpowiedzieć na zarzuty Andrzeja Kosmali, twierdząc, że menedżer "odwrócił fakty".

"Pan Kosmala cały czas pałał nienawiścią do zespołu Trubadurzy. Zawsze zazdrościł nam rodzinnej atmosfery, bał się zbliżenia Krzysztofa z nami. Nie wiedziałem jednak, że ta antypatia przeniesie się na kościół czy na cmentarz. Trubadurzy mieli zaśpiewać na pogrzebie, co Andrzej Kosmala potwierdził, ale później się wykręcał i to nie doszło do skutku" - opowiada w "Fakcie" muzyk.

Odpowiadając na zarzuty "przepychania się" przy trumnie Krawczyka, Lichtman stwierdził, że pomagał Krzysztofowi Krawczykowi juniorowi, synowi wokalisty i Haliny Żytkowiak, zmarłej w 2011 r. drugiej żony Krawczyka, wokalistki znanej z grup Trubadurzy, AmazonkiTarpany.

"Dostrzegłem gdzieś z tyłu Krzysia, syna piosenkarza. Można powiedzieć, że był bojkotowany, więc ja go popchnąłem naprzód i powiedziałem: 'Idź do samej trumny, pożegnaj swojego tatę'. Tak zrobił, choć nieśmiało, a jak zobaczył to Kosmala, to prawie szału dostał. Stanąłem przy Krzyśku i również pożegnałem zmarłego, bo to był mój największy przyjaciel. Kosmala skłamał w mediach społecznościowych, pisząc, że ja się przepychałem. Nieprawda. Ja tylko chciałem przepuścić syna Krzysztofa Krawczyka, bo nikt go nie chciał dopuścić do trumny. Podejrzewam, że tak się stało na prośbę pana Kosmali. Nie mogłem na to patrzeć" - relacjonuje w "Fakcie".

Lichtman uważa, że ma "moralne prawo" wypowiadać się na temat swojego przyjaciela.

Perkusista Trubadurów przypomniał historię sprzed lat, gdy w jednym z hoteli w Warszawie Krawczyk poprosił go, by zaopiekował się jego synem.

"Podszedłem do Ewy na pogrzebie, gdyż chciałem złożyć kondolencje żonie zmarłego przyjaciela. Powiedziała do mnie: 'Marian, nie rób interesów i kariery na moim mężu'. Nawet się nie wstydziła, żeby rzucić tego typu uwagę, w takim ciężkim dniu! Przerwała nagle szloch i powiedziała mi, że 'robię sobie PR'. Odpowiedziałem tylko: 'Ewuniu, to był twój mąż, ale mój przyjaciel największy'. Następnie odszedłem. Straciłem u nich sympatie, bo nie dam zrobić krzywdy synowi Krzysztofa Krawczyka" - podkreśla Marian Lichtman.

Muzyk twierdzi, że do awantury doszło również w kościele, gdy żona Kosmali miała mu powiedzieć, że nie ma dla niego miejsca z przodu. Wówczas menedżer miał stwierdzić, że Lichtman obraził jego żonę.

"Przykro mi jest bardzo, że w trakcie żałoby, w takim ważnym dniu, Kosmala tak się zachowywał. Zaczął mi także wysyłać straszne esemesy, których nie będę cytował, ale powiem, co ja mu napisałem: 'Straciłem wielkiego przyjaciela, ale twoją gorycz rozumiem, bo... ty straciłeś pieniądze'. Po tym dostał szału" - kończy w "Fakcie" Marian Lichtman.

INTERIA.PL/Fakt
Dowiedz się więcej na temat: Licht-Man | Krzysztof Krawczyk | Andrzej Kosmala | pogrzeb
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy