Impact Festival 2013: Ogień i woda

Większość zespołów, które zagrały pierwszego dnia podczas Impact Festival 2013, regularnie gości w naszym kraju. Ze względu na niedawną tragedię w obozie Slayera atmosfera była jednak szczególna.

Kerry King (Slayer) - fot. Kevin Winter
Kerry King (Slayer) - fot. Kevin WinterGetty Images/Flash Press Media

Przypomnijmy, 2 maja w Kalifornii zmarł gitarzysta Jeff Hanneman, jeden z założycieli grupy zaliczanej do tzw. Wielkiej Czwórki thrash metalu - obok Metalliki, Megadeth i Anthrax. Bezpośrednią przyczyną śmierci muzyka okazała się marskość wątroby, zniszczonej lekami i alkoholem.

Kilka tygodni wcześniej australijską części trasy Slayera opuścił Dave Lombardo (zastępował go Jon Dette). Legendarny perkusista do składu grupy już nie wrócił. Jego miejsce na stałe zajął Paul Bostaph, który był bębniarzem Slayera w latach 1992-2001, nagrywając z nim cztery albumy: "Divine Intervention" (1994 r.), "Undisputed Attitude" (1996 r.), "Diabolus In Musica" (1998 r.) i "God Hates Us All" (2001 r.).

W Warszawie pojawiło się więc tylko dwóch stałych członków zespołu: Tom Araya i Kerry King.

Amerykański band zagrał niewiele ponad godzinny set, obejmujący takie klasyki, jak "Angel of Death", "Seasons In The Abyss", "Mandatory Suicide" czy "Disciple". Muzycy do sytuacji w zespole nie nawiązywali, na koniec koncertu Tom poprosił jedynie fanów, by pamiętali Jeffa.

Występ legendy thrash metalu nie był oczywiście jedynym znaczącym wydarzeniem pierwszego dnia Impact Fest 2013. Na headlinera imprezy organizatorzy wytypowali grupę Rammstein. Niemcy słyną z koncertów, podczas których atakują zmysły fanów nie tylko muzyką, ale także pirotechniką i parateatralnym show. Nie inaczej było tym razem, ale ponieważ występ odbył się pod gołym niebem, zrezygnowano z kilku elementów znanych z zamkniętych imprez (m. in. pontonu, którym muzycy "wpływali" w publiczność).

Zespół zaprezentował set zawierający przekrojowy materiał. Całość uwieńczył bisem, w ramach którego publiczność usłyszała "Mein Herz Brennt", "Sonne" oraz "Pussy". Należy zaznaczyć, że Niemcy jako jedyni skutecznie przegonili deszcz, który we wtorkowy wieczór mocno dawał się festiwalowiczom we znaki.

Wielu uczestników imprezy ostrzyło sobie zęby na wspólny występ Korna i Briana "Heada" Welcha, który opuścił grupę w 2005 roku, po tym jak przeszedł religijne nawrócenie.

Zanim jednak doszło do zapowiadanego "spotkania po latach", gitarzysta zameldował się na scenie z innym składem - Love and Death. Choć Head wielokrotnie dystansował się od dokonań macierzystej formacji okazało się, że jego nowy projekt ciężkością brzmienia nie ustępuje muzyce granej z kolegami z Korna.

A ci już przecież zdążyli zapuścić się w kolejne muzyczne rejony (patrz dubstepowa płyta "The Path of Totality" ze Skrillex'em). Ich śladów podczas warszawskiego koncertu nie było jednak dużo (pod koniec fani usłyszeli "Get Up!", wcześniej "Narcissistic Cannibal"). Oprócz tego zespół zaprezentował najważniejsze numery ze swojego bogatego dorobku, głównie te z okresu z Headem.

Spore zainteresowanie publiczności wzbudziła formacja Ghost B.C. (dawniej Ghost). Nie sposób się dziwić. Debiut Szwedów, "Opus Eponymous" z 2010 roku, zebrał znakomite recenzje, zespół otrzymał nagrodę Metal Hammer 2012 w kategorii "Breakthrough Artist", z uznaniem o nim wypowiadały się takie tuzy, jak m.in.: Dave Grohl czy James Hetfield. Podczas warszawskiego koncertu Ghost B.C. promował swoją nową płytą, "Infestissumam".

Trudno było jednak w pełni docenić przygotowany przez Pape Emeritusa (wokal) i Nameless Ghouls (instrumentaliści) show. Występ w godzinach popołudniowych, przy naturalnym świetle, choć bez deszczu, został skutecznie odarty z magii. Popis czcicieli mroku bez mroku? To się nie mogło sprawdzić. Pozostaje wyczekiwać powrotu Ducha na klubowe koncerty, co - mamy nadzieję - niebawem nastąpi.

4 czerwca na lotnisku Bemowo zagrały także Mastodon (koncert przerwała burza), Airbourne (zmagał się z potworną ulewą) oraz Behemoth (Nergal wyraźnie wraca do formy).

Drugiego dnia imprezy wystąpią m.in.: 30 Seconds To Mars, Paramore i Stereophonics.

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas