Reklama

Dominik Kuta nie żyje. Laura Łącz wspomina swojego pierwszego męża

"Był uroczym i niezwykle zdolnym, pięknym człowiekiem, choć nie miał łatwego charakteru, jak większość charyzmatycznych indywidualności" - tak aktorka Laura Łącz wspomina swojego byłego męża, zmarłego muzyka Dominika Kutę, który grał m.in. w zespole Czerwone Gitary.

"Był uroczym i niezwykle zdolnym, pięknym człowiekiem, choć nie miał łatwego charakteru, jak większość charyzmatycznych indywidualności" - tak aktorka Laura Łącz wspomina swojego byłego męża, zmarłego muzyka Dominika Kutę, który grał m.in. w zespole Czerwone Gitary.
Dominik Kuta /Jerzy Plonski / RSW / Forum /Agencja FORUM

Dominik Kuta był gitarzystą, multiinstrumentalistą, wokalistą i kompozytorem. Debiutował w połowie lat 60. w amatorskich zespołach bluesowych. W styczniu 1970 roku dołączył do zespołu Czerwone Gitary, gdzie był wokalistą, gitarzystą, flecistą i pianistą. Ta współpraca zakończyła się po roku. W tym czasie jego partnerką życiową, a potem żoną była znana aktorka Laura Łącz.

"Dominik był moją wielką, bo pierwszą miłością. Wzięliśmy ślub kościelny i cywilny, nasz związek przetrwał 10 lat, a rozstaliśmy się w wielkiej przyjaźni i zgodzie. Jeszcze po rozwodzie przychodził do mnie do Teatru Polskiego, siadywał z gitarą na parapecie okna i grał, gdy ja się charakteryzowałam do sztuk. Bardzo długo utrzymywaliśmy bliski kontakt, ponieważ to dla obu stron była rzeczywiście taka prawdziwa, wielka miłość, która się bardzo wczesnym ślubem skończyła" - wspomina Laura Łącz.

Reklama

Aktorka opowiada o ich związku z rozczuleniem. "Poznaliśmy się w Krokodylu na Starym Mieście, gdy miałam 15 lat a on 17. Przyjaźniłam się wtedy bardzo z córką Danuty Szaflarskiej, Agnieszką. Ona mnie namówiła, żeby tam pójść, bo tam bywa fajny muzyk. To był właśnie Dominik, szybko się w sobie zakochaliśmy i spotykaliśmy trzy lata. Byłam na pierwszym roku szkoły teatralnej i miałam 18 lat, gdy postanowiliśmy, że weźmiemy ślub i zamieszkamy razem. Mimo że ja wyszłam z wielkiej willi na Saskiej Kępie, a po ślubie trafiliśmy najpierw na trzy tygodnie do pokoiku w niewyremontowanym jeszcze Hotelu Warszawa, a potem do wynajętej, obskurnej kawalerki, to byłam wtedy najszczęśliwsza na świecie! Tam była nasza noc poślubna i cały miodowy miesiąc".

Laura Łącz wspomina, że zachwycił ją wieloma swoimi cechami. "Był uroczym chłopakiem, pełnym niesamowitego wdzięku. Grał na wszystkich instrumentach, chyba jako jedynemu pozwalano mu w Krokodylu otworzyć pianino i grać w obecności gości. Grał i śpiewał najczęściej piosenki Beatlesów. Poza tym był pięknym, wrażliwym mężczyzną, miał długie, hippisowskie włosy, blond, proste, ale gęste, błękitne oczy. Jednocześnie był silny i bezkompromisowy, charyzmatyczny, mówił zawsze to, co myśli" - podkreśla była żona muzyka.

Wielki talent szedł u niego w parze z trudnym charakterem. "Dominik żył muzyką od rana do wieczora i od wieczora do rana. Była jego największą pasją. Miał słuch absolutny i ogromny talent. Pochodził zresztą z muzycznej, wielodzietnej rodziny. Mówiło się wtedy o rodzinach Pospieszalskich, Steczkowskich i właśnie Kuta. Dominik miał dziesięcioro rodzeństwa i wszyscy bez wyjątku odebrali muzyczne wykształcenie. Był bez wątpienia wielką indywidualnością, człowiekiem bardzo cenionym w swoim środowisku. Gdy Seweryn Krajewski się rozstał się z Klenczonem i spekulowano, kto wejdzie na miejsce Klenczona, okazało się, że to mój chłopak. Byłam taka dumna! Trafił do najsłynniejszego polskiego zespołu tamtych lat. Wróżono mu wielkie sukcesy. Dominik był jednak jednocześnie człowiekiem trudnym we współpracy, konfliktowym, jak to charyzmatyczni indywidualiści. Gdyby nie to, z pewnością zrobiłby dalece większą karierę" - ocenia Laura Łącz.

Dominik Kuta nie żyje. Muzyk grupy Czerwone Gitary miał 71 lat

W grupie Seweryna Krajewskiego wystąpił na albumie, pt. "Na fujarce" (1970) oraz "Warszawa" (1970). Albumy nagrane z Kutą zawierały ambitniejsze, niż wcześniej kompozycje, które zostały docenione przez krytyków, ale nie przez słuchaczy.

W 2020 roku, nakładem wytwórni GAD Records ukazał się album z archiwalnymi nagraniami zespołu Rodzina Pastora, pt. "Biegnijmy w słońce".

Informację o śmierci muzyka przekazał za pośrednictwem Twittera Zbigniew Hołdys.

"Grywaliśmy razem na Starówce, on na gitarze, flecie, harmonijce, w końcu wylądował w Czerwonych Gitarach... bardzo zdolny muzyk, do ostatnich dni prawy, bezkompromisowy człowiek..." - napisał.

INTERIA.PL/PAP
Dowiedz się więcej na temat: Czerwone Gitary
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy