Dolly Parton woli umrzeć na scenie niż przejść na emeryturę
77-letnia Dolly Parton nie ma zamiaru rezygnować z branży muzycznej ani odpoczywać. Ikona muzyki country, znana z przeboju "Jolene", słynie też z poczucia humoru. W niedawnym wywiadzie zażartowała, że liczy na to, że "umrze podczas wykonywania jednego ze swoich najbardziej lubianych przebojów". Na scenie!
Gwiazda aktualnie promuje album "Rockstar", który pojawi się w sprzedaży 17 listopada tego roku. Na krążku Dolly Parton pojawią się popularni artyści z całkiem innego gatunku, niż country, z którego wokalistka słynie. Udział w powstawaniu albumu wzięli m.in. Paul McCartney, Richie Sambora, Sting, Debbie Harry, Elton John czy Steven Tyler.
W nowej rozmowie z Kenem Bruce'em w Greatest Hits Radio wokalistka wyznała, że nigdy w życiu nie przejdzie na emeryturę. "Mam nadzieję, że pewnego dnia padnę martwa w środku piosenki na scenie, mam nadzieję, że jednej z tych, którą napisałam. Ale tak czy inaczej, mam nadzieję, że tak się stanie, bo i tak nie mam zbyt wielkiego wyboru" - stwierdziła piosenkarka.
"Rockstar" to już 49. album w jej dyskografii! Wokalistka ma nadzieję, że będzie aktywna i w dobrym zdrowiu jak najdłużej - tylko śmierć może ją zatrzymać. "Tak długo, jak jestem w stanie pracować, tak długo, jak jestem w dobrym zdrowiu i mój mąż jest dobry, jedynym sposobem, w jaki kiedykolwiek zwolniłabym, byłby ten powód" - dodała.
"W międzyczasie zamierzam zarabiać pieniądze dopóki świeci słońce" - mówi z charakterystycznym poczuciem humoru. Na razie wokalistka nie planuje koncertów, bo chce być blisko męża, Carla Deana. Para jest szczęśliwym małżeństwem od 55 lat.