Deszczowe piosenki. Relacja z trzeciego weekendu H&M Loves Music w Warszawie
Krzysztof Nowak
Po połowicznie udanym weekendzie spędzonym w pobliżu Tematu Rzeka, pływająca scena dobiła do lokalu Pomost 511. Tym razem burza nie pokrzyżowała słuchaczom szyków i wszystko przebiegło bardzo sprawnie.
Prognozy były całkiem optymistyczne. W piątek i sobotę upalne słońce miało skryć się za chmurami, ale deszczu nie było w planach. Takie zapowiedzi z pewnością ucieszyły potencjalnych uczestników trzeciego weekendu imprez w ramach H&M Loves Music nad Wisłą i chociaż ostatecznie nie obyło się bez - chwilami - rzęsistych opadów, to większość dała radę dotrwać do końca.
Piątkowe wydarzenie, firmowane nazwą BEATKULTURA, pozostawiło po sobie niejednoznaczne wrażenie. Owszem, skład, który został ogłoszony, gwarantował wysoki poziom i znaczącą odmianę od tego, co dzieje się na pierwszej lepszej imprezie, ale koniec końców nie zelektryzował. Niby przy Bulwarze Flotylli Wiślanej zameldowały się tłumy, lecz patrząc po ich zachowaniu, trudno wywnioskować, czy muzyka chwyciła tak jak powinna. Z tym, że kolejne kawałki były słuchane i raz czy dwa małe grupki pobujały się przy rytmach serwowanych zza konsolety, ciężko polemizować, jednak uwaga mas skupiła się na konsumowaniu kolejnych piw i innych napojów procentowych, a nie samym widowisku. A szkoda, ponieważ DJ'e-wyjadacze z zagranicznym wsparciem oraz wschodzące gwiazdy (że wystarczy wspomnieć Olgę Jankowską), dały z siebie naprawdę dużo. Selekcja nie obejmowała wyłącznie klubowych sztosów, elektronicznych wycieczek czy rapowych karkołamaczy, łącząc pokaźne grono gatunków muzycznych pod szyldem jednego eventu.
Przystawka - tak chyba można byłoby określić pierwszy wieczór. Prawdziwie królewskim daniem miał być sobotni występ Natalii Przybysz z Wojtkiem Mazolewskim. Nim jednak nadszedł, z głośników płynęły takie hity, jak "Who Got The Funk" SoDrumatica czy energetyczne remixy (m.in. "Say My Name" Destiny's Child). Kiedy z ciszy, po wkalkulowanym w koncert opóźnieniu, wyłoniły się dźwięki wiolonczeli i stopy, trzeba było zakładać, że nie skończy się na wąskim instrumentarium oraz odbębnieniu obowiązku. Czego tam nie było! Kolejno odlicz: trąbka, piano, saksofon, bębny, do tego interakcja z publicznością na bardzo dobry... Kraina rozmaitości, która została wsparta angielskimi, wyśpiewanymi na wskroś soulowo tekstami i zaaranżowana tak, że żaden utwór nie trwał krócej niż dobre kilka minut, czyniąc z każdej partii coś bliskiego improwizacji. Nie zabrakło także niespodzianek, jak choćby nieco reggae'owy bis.
"Dajecie radę?" - pytał ze sceny Mazolewski, widząc, że coraz mocniej padający deszcz pomału zniechęca zebranych. Wystarczyło jednak otworzyć parasol, znaleźć kawałek suchego gruntu i już w spokoju można było delektować się kolejnymi popisami scenicznymi. Aż żal, że kolejny weekend będzie zarazem ostatnim w ramach cyklu, ale na osłodę pozostaje fakt, iż spotkamy się zarówno w Temacie Rzeka, jak i w Pomoście. Każdy znajdzie coś dla siebie.