W knajpie pierogi tylko na wynos. Drugi weekend z H&M Loves Music w Warszawie

Krzysztof Nowak

Niby XXI wiek, ale nie wszystko da się przewidzieć. Wystarczyło, żeby nad Warszawą zebrały się ciemne chmury, a z nieba spadł deszcz wsparty solidną dawką piorunów. Piątkowa plaża momentalnie opustoszała, skutecznie krzyżując plany organizatorom drugiego weekendu H&M Loves Music. Temat Rzeka nie dał jednak za wygraną i mógł triumfować w sobotę.

Przez burzę odwołano koncert duetu The Dumplings
Przez burzę odwołano koncert duetu The DumplingsPiętka MieszkoAKPA

Żar lał się z nieba, a napoje były odpowiednio schłodzone. Nic więc dziwnego, że tysiące osób wyległy nad Wisłę, by zażyć słońca i posłuchać muzyki z pływającej sceny H&M Loves Music. Line-up był skrojony pod gust odbiorcy poszukującego różnorodności - tylko pierwszego dnia nad wodą mieli zameldować się m.in. członkowie zespołu The Dumplings oraz internacjonalny duet Gnucci i Spoek Mathambo.

Przyznacie sami: był potencjał na bardzo mocną imprezę. I rzeczywiście, już pierwsze dźwięki, które pojawiły się w przestrzeni, potwierdziły tę możliwość. Tłumy ochoczo wsłuchiwały się chociażby w energetyczny remix "Uptown Funk" Marka Ronsona, a wyjęty spod prawa brzeg rzeki wydawał się idealnym miejscem do błogiego leniuchowania przy ulubionych trunkach. Dało się odnieść jednak wrażenie, że coś wisi w powietrzu. Pomimo tego, że kolejne kawałki trafiały do uszu uczestników wydarzenia, nie sposób było znaleźć choćby jedną osobę, która oddała się tańcom czy zaintonowała gromkie śpiewy. Atmosfera jeszcze zgęstniała, gdy na horyzoncie ukazały się ciemne chmury, z którymi przybyły pojedyncze błyski. Zamiast pytań w stylu: "co zagra teraz?", pojawiły się obawy o zmoknięcie. Obawy - dodajmy - jak najbardziej uzasadnione, bo chwilę później nastąpiło oberwanie chmury.

Bez cienia przesady: na samej plaży nie została ani jedna osoba. Wszyscy wzięli nogi za pas, schronili się tam, gdzie był choćby kawałek dachu, i w umiarkowanym spokoju oczekiwali na rozwój wypadków. Światła na scenie zgasły, kompletnie dezorientując widzów. Wkradło się zniecierpliwienie i pomruk niosący wątpliwość: zagra jeszcze coś czy nie zagra? Ostatecznie zagrało - w lokalu Temat Rzeka, ale tylko w opcji DJ'skiej i bez udziału wspomnianych na początku artystów. Część publiczności udała się na parkiet, ale większość odpuściła - nomen omen - temat i postanowiła sprawdzić, czy dzień później wszystko wypali.

Mokre ciuchy zdążyły wyschnąć, buty zostały wytrzepane z piasku, a w perspektywie był jeszcze mecz Polska - Gruzja na pobliskim Stadionie Narodowym. Tak, sobota była mocnym punktem na mapie H&M'owej wędrówki muzycznej i oddała z nawiązką to, co poprzedniego dnia zabrała brzydka pogoda. Kiedy sportowe emocje opadły, plaża dosłownie pękała w szwach. Do tego stopnia trudno było znaleźć na niej miejsce, że kilkadziesiąt osób nawet nie próbowało - wolało stanąć gdzie się da i po prostu obserwować sytuację. Biało-czerwone szaliki powiewały na wietrze, ale dzień miał być międzynarodowy. Zamiast polskich pierożków była kolacja interkontynentalna, która nasyciła każdego fana rymów i bitów. Nim jednak do niej doszło, mieliśmy gig spod znaku niemieckiego Robosonic. Rozgrzał on plażowiczów jak należy, bo nie zabrakło dosłownie niczego: pojawiło się sporo ambitniejszej elektroniki, a także nieśmiertelne sztosy z lat 90.

Serbsko-południowoafrykański duet, który tworzy małżeństwo (Gnucci i Spoek Mathambo), nie jest szczególnie popularny w polskich kręgach rapowych, ale potrafi dać do pieca w plenerze. Ten drugi był anonsowany jako DJ, toteż nie miał okazji pokazać pełni swoich umiejętności, za to partnerka - już tak. Rozpoczęła na podwyższonym tętnie; swój występ okrasiła błyskającymi światłami, a w jej muzyce dało się wyczuć wpływy trapu oraz dubstepu.

Nawijka płynęła bardzo swobodnie, miejscami nawet wykorzystując dobrodziejstwa offbeatu, ale godna pochwały była nić porozumienia, jaka nawiązała się między widzami a artystką. Pal licho polskie słowa rzucane, by zjednać sobie te kilka tysięcy osób - dużo ważniejsze było wciąganie do muzyki poprzez niemal stadionowe skandowanie odpowiednich fraz i zgrabne posługiwanie się zawołaniami takimi jak "whoop, whoop!" czy "shake it!". Po takiej dawce energii trudno było usiedzieć w miejscu, więc rozpoczęły się uzasadnione swawole, a Wisła nie chciała nikogo wypuścić do domu. I nie wypuści aż do końca czerwca, bo już za tydzień przenosimy się na Pomost 511, gdzie spotkamy się m.in. z Wojtkiem Mazolewskim i Natalią Przybysz.

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas