Reklama

D.H. Peligro (Dead Kennedys) nie żyje. Miał 63 lata

Niespodziewanie tragiczne wieści od zespołu Dead Kennedys. Grupa, która dosłownie kilka dni temu zagrała koncert we Wrocławiu, poinformowała właśnie, że perkusista D.H. Peligro (Darren Henley) nie żyje. Muzyk zmarł w swoim domu w Los Angeles. Peligro miał 63 lata.

Policja, która przyjechała na miejsce stwierdziła, że D.H. Peligro zmarł w wyniku urazu głowy spowodowanego przypadkowym upadkiem. W najbliższych dniach powinniśmy poznać więcej szczegółów dotyczących tej tragedii. O śmierci poinformował zespół Dead Kennedys (posłuchaj!). "Prosimy o uszanowanie prywatności rodziny w tym trudnym czasie. Dziękujemy za myśli i słowa otuchy" - napisali. 

Teraz w internecie fani żegnają artystę, który przez pewien czas występował także w Red Hot Chili Peppers (posłuchaj!). "Pierwszy raz, gdy zobaczyłem cię grającego z Dead Kennedys w '81 roku, rozwaliłeś mój umysł. Moc, dusza, lekkomyślność" - wspomina Flea. 

Reklama

Jon Wuester z Superchunk napisał: "D.H. Peligro opuścił budynek. Jeden z absolutnie wspaniałych"; podzielił się też archwialnym nagraniem, na którym Peligro pokazuje swoje perkusyjne umiejętności.

24 października zespół Dead Kennedys wystąpił w A2 we Wrocławiu. Nikt nie mógł wówczas spodziewać się, że będzie to przedostatni koncert artysty w ogóle. Dzień później wystąpili jeszcze w Berlinie i powrócili do USA.

Kim był D.H. Peligro?

Przyszedł na świat jako Darren Henley, 9 lipca 1959 roku w St. Louis (Missouri), a na perkusji zaczął uczyć się grać jako dziecko. Jego głównymi inspiracjami od nastoletnich lat byli KISS, Bachman-Turner Overdrive i Black Sabbath. Wkrótce dołączył do grupy S.S.I., który stał się stałym elementem zarówno sceny muzycznej San Francisco jak i Los Angeles, przede wszystkim dzięki połączeniu swojego stylu perkusyjnego z mieszanką punk rocka, hardcore, metalu i reggae. 

W 1980 zastąpił perkusistę Bruce'a "Teda" Slesingera w Dead Kennedys i wraz z Jello Biafrą, gitarzystą East Bay Rayem i basistą Klausem Flouride zaczął tworzyć swój najważniejszy projekt w karierze. Jego gra miała spopularyzować falę bardziej hardcore'owego, punkowego brzmienia. "Po prostu pchałem tak mocno, jak tylko mogłem" - mówił o swoim stylu Peligro. "Dostawałem trochę uwag od Raya, bo chciał, żebym trochę zwolnił, ale ja po prostu szedłem dalej i utrzymywałem to tempo. Wszyscy się do tego przyzwyczaili" - wspominał.

Zespół rozpadł się w 1986 roku, a dwa lata później Peligro dołączył do Red Hot Chili Peppers. Przyczynił się do nagrania albumu "Mother's Milk", a także ponoć zapoznał Kiedisa i Fleę z Johnem Frusciante - najsłynniejszym gitarzystą RHCP. Ostatecznie Peligro został zwolniony z zespołu, a jego miejsce zajął Chad Smith, który występuje w grupie po dziś.

Z powodu nieporozumień między muzykami a Jello Biafrą, pierwszym wokalistą, udało się reaktywować Dead Kennedys w 2001 roku, ale bez udziału Biafry. Odtąd niemal bez przerwy grupa była w trasie. Perkusista wielokrotnie musiał zmagać się z rasizmem w swoim kraju, bo sądzono, że "punk to nie muzyka dla czarnoskórych". 

"Muzyka zabierała mnie do miejsc, do których normalnie bym nie poszedł, i to jest w porządku, gdy jesteś na scenie, ale kiedy z niej zejdziesz, upijali się i nazywali cię wszystkimi rodzajami nazwisk" - mówił w rozmowie z LA Weekly. "Jedziesz na południe, jedziesz przez środkowy-zachód, wtedy ludzie myśleli, że to muzyka dla białych ludzi, a ja byłem woźnym, ochroną czy coś. Musiałeś doświadczyć rasizmu z pierwszej ręki, bo wszyscy nie byli tak otwarci jak w San Francisco. Dziś jest to trochę bardziej otwarte i akceptowane, ale wciąż są grupy ludzi, którzy chcą używać punk rocka do tworzenia muzyki nienawiści. To mnie bezgranicznie złości" - opowiadał.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Dead Kennedys
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy