Była gwiazdą lat 70., choroba zabrała jej to, co kochała. "Bardzo mi tego brakuje"
Oprac.: Daniel Kiełbasa
Linda Thompson w latach 70. i 80. cieszyła się sporą popularnością nie tylko w Wielkiej Brytanii. Jednak z powodu problemów zdrowotnych wokalistka powoli zaczęła wycofywać się z aktywnej kariery, a obecnie nie jest w stanie już śpiewać. Mimo rzadkiej choroby artystka nagrała jeszcze jedną płytę, tym razem z pomocą przyjaciół.
Linda Thomspon to brytyjska wokalistka folkowa, kompozytorka i autorka tekstów, która największą karierę zrobiła na przełomie lat 70. i 80. Choć karierę rozpoczęła jeszcze w drugiej połowie lat 60., największą popularność dały jej występy u boku Richarda Thompsona oraz w zespole The Bunch.
Choć jej mąż grał pierwsze skrzypce w duecie, jak zauważa ich syn, również muzyk Teddy Thompson, to wykonania piosenek "I Want to See the Bright Lights Tonight", "Walking on a Wire", "The Great Valerio", "Dimming of the Day" zapadły w pamięć słuchaczom właśnie dzięki jej wkładowi.
"Miała jeden z najczystszych, nieskrępowanych i bezpretensjonalnych wokali" - przypomina po latach muzyk.
Choroba, która stopniowo odbierała możliwość śpiewania
Kariera artystki jednak tak jak szybko rozbłysła, równie szybko zaczęła gasnąć. Wszystko z powodu choroby. Pod koniec lat 70. artystka zaczęła cierpieć na dysfonię spastyczną. Jest to rodzaj zaburzenia neurologicznego, w trakcie którego struny głosowe wpadają w skurcze, uniemożliwiając śpiewanie oraz utrudniając nawet mówienie.
Artystka w rozmowie z "Rolling Stone" przyznała, że choć trudno określić, dlaczego zapadła na tak rzadką chorobę, jej zdaniem jest to spowodowane traumą. Thomspon przypomniała, że gdy była w pierwszej ciąży, wraz z mężem przeszła na islam i porzuciła na trzy lata działalność na scenie muzycznej. Para trafiła w tamtym czasie do społeczności sufickiej.
"Miałam poczucie, że znalazłam się w niewłaściwym miejscu o niewłaściwym czasie. To była moja pierwsza ciąża i mój pierwszy mąż. Spanikowałam, że wciągnęłam się w sufizm, co mnie przestraszyło. Był to rodzaj reżimu karnego, zwłaszcza dla kobiet" - komentowała.
Pierwsze problemy artystki pojawiły się po powrocie do śpiewania, a dokładniej przy okazji nagrywania piosenek na nowy projekt Hockey Pockey. "Odkryłam, że nie mogę prawidłowo oddychać. Myślałam, że to może wina ciąży. Ale to była dysfonia. To było wyjątkowo trudne do zdiagnozowania. Lekarze nie mieli o tym zbyt dużej wiedzy. To było dziwne i przerażające, bo nie wiadomo, co się z tobą dzieje" - wyjaśniała.
Przez kolejne dekady choroba okresowo ustępowała, jak i nasilała się. Ostatnie lata to jednak zdecydowane pogorszenie stanu zdrowia artystki. Dzięki zastrzykom z botoksu wokalistka tymczasowo może mówić bez problemu. Jednak o śpiewaniu obecnie może zapomnieć.
Sama Thompson porównuje się do Celine Dion, chociaż jak zauważa, że jej problem nie jest tak poważny jak kanadyjskiej gwiazdy. "Dysfonia to choroba neurologiczna. Jest jak Parkinson. Gdy się pojawi, nie można jej wyleczyć. Jest tylko gorzej" - mówiła.
"Śpiewanie to fantastyczny sposób wyrażania siebie. Bardzo mi tego brakuje. Tęsknie za tą możliwością, chociażby pod prysznicem. Ale nie pozwolę, aby mnie to przygnębiło. Nie mogę" - opowiadała "RS".
Płyta, na której przyjaciele dają głos Lindzie Thompson
Thomspon po rozwodzie z mężem w latach 80. rozpoczęła solową karierę i była w stanie - również dzięki wsparciu lekarzy - nagrać cztery płyty. Ostatnia z nich - "Won't Be Long Now" - ukazała się w 2013 roku.
Nowego materiału wokalistka nie była już wstanie zrealizować wokalnie. Nie oznacza to jednak, że się poddała. Razem ze swoim synem wymyśliła, że napisane przez nią piosenki wykonają jej przyjaciele.
Tak też powstała wydana pod koniec czerwca 2024 roku płyta "Proxy Music". Piosenki Lindy wykonują: Kami Thompson (córka), Martha Wainwright, The Proclaimers, Rufus Wainwright, Dori Freeman, The Unthanks i Ren Harvieu. Album został ciepło przyjęty przez dziennikarzy. Wysoko oceniono go m.in. w serwisie "Mojo", "The Guardian" i "Uncut". Łącznie jego nota w serwisie Metacritic to 87/100.
"Gdy nie mogłam śpiewać, musiałam się czymś zająć, więc zaczęłam pisać piosenki. Możliwość usłyszenia ich w wykonaniu innych jest fantastyczną sprawą" - wyznała.
Całość zwieńczyła okładka, będąca parodią słynnego zdjęcia z płyty "Roxy Music" z 1972 roku, na której pozowała Kari-Ann Moller. Na płycie "Proxy Music" pojawiła się sama Linda.
"Pomyślałam, że fajnie będzie zrobić się na starą pin-up girl, a to zbyt dobra okazja, aby to odpuścić. Zrobiliśmy to ze względu na duże zainteresowanie. Wcześniej nie przejmowałam się okładkami albumów. Mówiłam: róbcie, co chcecie" - podsumowała.