Reklama

Alfred Jackson nie żyje. Brat Prince'a miał 66 lat

W wieku 66 lat zmarł Alfred Jackson, przyrodni brat Prince'a i jeden z potencjalnych spadkobierców zmarłego w kwietniu 2016 r. legendarnego artysty.

W wieku 66 lat zmarł Alfred Jackson, przyrodni brat Prince'a i jeden z potencjalnych spadkobierców zmarłego w kwietniu 2016 r. legendarnego artysty.
Alfred Jackson z Tyką Nelson przy okazji wystawy "My Name is Prince" - Londyn, 26 października 2017 r. /Jo Hale /Getty Images

Informację o śmierci Alfreda Jacksona opublikowała na Facebooku Tyka Nelson, siostra Prince'a.

"Mój ukochany starszy brat Alfred odszedł dziś rano... Dziękuję za uszanowanie naszej prywatności w tym czasie & za bycie dla niego miłym" - napisała.

Alfred Jackson zmarł w swoim domu w Kansas City. Przyczyna śmierci nie została oficjalnie ujawniona, choć policja przekazała serwisowi TMZ, że zgon nastąpił z przyczyn naturalnych.

66-latek był weteranem Sił Powietrznych USA - służył m.in. w Wietnamie.

Reklama

Jackson był synem Mattie Baker, matki Prince'a, która później wyszła za ojca gwiazdora, Johna L. Nelsona.

Od śmierci Prince'a 21 kwietnia 2016 roku sprawy spadkowe zostały podzielone między Tykę Nelson i jej przyrodnie rodzeństwo: Alfreda Jacksona, Sharon Nelson, Norrine Nelson, Johna Nelsona i Omara Bakera. Na razie majątek pozostawiony przez gwiazdora nie został oficjalnie oszacowany (choć mówi się o setkach milionów dolarów), a przez kwestie proceduralne i prawne jego spadkobiercy nie mają do niego dostępu.

Prince zmarł w wieku 57 lat. Oficjalną przyczyną zgonu było przedawkowanie fentanylu, silnego leku przeciwbólowego (kilkadziesiąt razy silniejszy od morfiny).

Krótko po oficjalnym stanowisku policji rodzina Prince'a pozwała szpital, w którym na krótko przed śmiercią leczył się muzyk. Bliscy artysty uznali, że postawiono błędne diagnozy i nie rozpoczęto leczenia związanego z przedawkowaniem.

To jednak nie koniec batalii sądowych z udziałem bliskich muzyka. Rodzina Prince'a wystosowała pozew przeciwko jego osobistemu lekarzowi - Michaelowi Schulenbergowi - uznając go głównym odpowiedzialnym za śmierć muzyka.

W złożonym w sądzie w Minnesocie pozwie, bliscy artysty argumentują, że lekarz wiedział o problemach z nadużywaniem leków przez swojego podopiecznego kilka tygodni przed jego śmiercią, ale mimo to nie podjął odpowiedniego leczenia.

Według magazynu "Billboard" rodzina pozwała mężczyznę na 50 tys. dolarów w ramach zadośćuczynienia.

W trakcie śledztwa Schulenberg tłumaczył policji, że nie przepisywał Prince'owi silnych środków przeciwbólowych i nie robił tego na nazwisko jego ochroniarza, aby nie dowiedziały się o tym media.

"Rozumiemy, że sytuacja jest trudna dla wszystkich blisko związanych z Prince'em oraz dla jego fanów. Tak czy inaczej, doktor Schulenberg był głównym opiekunem medycznym Prince’a. Zamierzamy bronić tej sprawy" - stwierdził Paul Peterson, prawnik lekarza.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Prince | nie żyje
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy