5. rocznica śmierci lidera Death

Dokładnie 5 lat temu, 13 grudnia 2001 roku, odszedł Chuck Schuldiner, jeden z najbardziej utalentowanych muzyków w historii metalu. Pionier amerykańskiego death metalu zmarł po długoletniej walce z rakiem mózgu. Miał zaledwie 34 lata. Oryginalny wokalista, wspaniały gitarzysta legendarnego Death oraz Control Denied, myśliciel, poeta, a przede wszystkim fenomenalny kompozytor, do dziś pozostaje niewyczerpanym źródłem inspiracji.

Chuck Schuldiner
Chuck Schuldiner 

Urodzony w Nowym Jorku, w 1967 roku, Chuck, a właściwie Charles Schuldiner, współtwórca potęgi florydzkiej sceny deathmetalowej, odcisnął swe piętno na grze wielu muzyków.

- Chuck Schuldiner i jego nieśmiertelny Death to jedno z najwspanialszych rzeczy, które kiedykolwiek przydarzyły się metalowi! Temu z najcięższej deathmetalowej rodziny, choć w późniejszym okresie działalności Chuck świadomie szukał heavymetalowych harmonii, zarówno w swojej muzyce, jak i głosie - wspomina w wywiadzie dla INTERIA.PL Zielony, wokalista Virgin Snatch.

- Miałem to szczęście widzieć zespół trzy razy w Polandzie. Pierwszy raz wprawdzie bez Schuldinera, jeszcze w  klasycznym składzie, poprzedzającym drugi etap działalności grupy. Za to  drugi raz już z mistrzem podczas trasy promującej "Individual Thought Patterns" oraz po "Symbolic". Zawsze wychodziłem z gigów w pełni usatysfakcjonowany.

- Nie znałem go osobiście, ale wydaje mi się, że Schuldiner był rodzajem oddanego muzyce metalowca idealisty. Genialny kompozytor, który świadomy swoich niedoskonałości, dobierał sobie najlepszych w tej branży. Nie było drugiego takiego bandu charakteryzującego ten gatunek, który miał w swoim składzie tyle muzycznych doskonałości - mówi frontman krakowskiej formacji.

- Posiadał mnóstwo wyobraźni muzycznej i co ważne, mimo że był niekwestionowanym liderem, pozwalał pograć i pokazywać nieprzeciętne umiejętności także swoim muzykom, współtworzącym skład Death! Bardzo często właśnie z jego powodu, death metal dotykał prawdziwej, muzycznej sztuki. Long Live Death-mania! - dodał Łukasz Zieliński.

- Pamiętam, kiedy kupiłem "Scream Bloody Gore". Miałem jakieś 12 albo 13 lat. Death znaczył dla mnie wtedy tak wiele... Był najbrutalniejszym bandem, z jakim miałem do czynienia i chyba nie do końca rozumiałem tego typu muzę, ale mimo to działała na mnie jak magnez. Ciężko przecenić wpływ Chucka w rozwój death metalu, czy po prostu muzy ekstremalnej, która jest najważniejszą częścią mojego życia - przyznaje w rozmowie z naszym serwisem Nergal, lider pomorskiego Behemoth.

- Słuchałem Death i później, jedne płyty interesowały mnie bardziej, drugie mniej. Dziś najbardziej cenię sobie "Symbolic". Jest niemalże heavymetalowa. Chuck miał wyjątkowe wyczucie, jego ręka w kompozycji była wyczuwalna od razu. Śmierć tak twórczej jednostki nie mogła przejść bez echa. Na pewno zmusiło mnie to do głębszej refleksji nad życiem, nad śmiercią, nad sensem... Ale zawsze wracałem do tego samego: muzyki. Bo ona jest przecież nieśmiertelna - podsumował wokalista Behemoth.

 

"Chuck był wspaniałym kompozytorem. Napisał kawał świetnej muzyki, jedne z najbardziej pamiętnych materiałów w historii metalu. Jego dziedzictwo nie podlega dyskusji" - powiedział serwisowi "Chaos Music Forum" Sean Reinert, perkusista Death (również Cynic), który zagrał na przełomowej dla grupy płycie "Human", wydanej w roku 1991.

"Do muzyki i pracy podchodził z niebywałą pasją. Był osobą bardzo uczuciową. Prowadził bardzo intensywne życie. Utwory Chucka był w dużej mierze odzwierciedleniem jego osobowości. Jego głos i styl gry były prawdziwie oryginalne. Pamiętam go jako osobliwego myśliciela, zakochanego w pięknie muzyki" - przywraca w pamięci swoją współpracę z Schuldinerem, gitarzysta Paul Masvidal, grający w Death w latach 1991-1992.

"Był jednym z najsympatyczniejszych ludzi, jakich poznałem! Z jakiś powodów miał opinię osoby trudnej i mało dostępnej. To wszystko gówno prawda! Był niezwykle miłym człowiekiem. W tamtym czasie (1993-1998) spotykałem się z nim praktycznie każdego lata i uważałem za przyjaciela" - napisał Jan-Chris De Koeijer, wokalista holenderskiego Gorefest.

"Death to prawdziwi pionierzy i jedni z twórców amerykańskiego death metalu. Moim zdaniem Chuck stworzył jedne z najbardziej technicznych, brutalnych i pamiętnych albumów, jakie kiedykolwiek powstały" - stwierdził Helmuth, grający na gitarze wokalista austriackich black / deathmetalowców z Belphegor.

Muzyka Chucka Schuldinera miała swój wpływ nie tylko na scenę deathmetalową. Talent śpiewającego gitarzysty z Tampy inspirował muzyków wywodzących się z wielu różnych, metalowych gatunków.

"Jego muzyka zawsze była dla mnie inspirująca. Może nie wpływała bezpośrednio na to, co gram, ale miała swe działanie podświadome. Mój pierwszy zespół grał wiele przeróbek Death. Pamiętam jaka rozpierała mnie duma, gdy w końcu nauczyłem się grać te utwory prawidłowo. Byłem wtedy taki młody" - wspomina Erkekjetter Silenoz, gitarzysta i główny kompozytor norweskiego Dimmu Borgir, grupy uważanej dziś za największą gwiazdę sceny blackmetalowej.

Jak co roku, od kilku tygodni na całym świecie odbywają się koncerty poświęcone pamięci Schuldinera. Hołd zmarłemu liderowi Death postanowili złożyć również polscy ambasadorowie death metalu z olsztyńskiej grupy Vader, przebywający aktualnie na europejskiej trasie. Zaplanowany na środę, 13 grudnia, koncert w Rumunii zadedykowany został Chuckowi.

Pontile giloma, rzadka odmiana guza mózgu, zakończyła błyskotliwą karierę muzyka, który do końca swych dni planował kolejne nagrania. Nie pomogły najbardziej wymyślne medyczne zabiegi, nie pomogła pomoc fanów i przyjaciół z całego świata, którzy jak mogli wspierali medyczną fundację założoną przez rodzinę Schuldinera. Autor "Scream Bloody Gore", "Human" i "Symbolic" - płyt, które zmieniły oblicze ekstremalnego metalu - przegrał bój ze śmiertelną chorobą. W sercach przyjaciół, muzyków i fanów wciąż jednak żyje. Tak jak ponadczasowa muzyka, którą z taką pasją tworzył.

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas