The Płacz of Poland
"The Voice" pobił "X Factor", ponieważ w "The Voice" płakali wszyscy, a w "X Factor" tylko Czesław.
O co chodzi z tym płakaniem?
Owszem, bywało tak, że juror - czytaj: Małgorzata Foremniak - tak się występem przejął, że łzami zaszły jego oczy, a bezlitosne kamery moment słabości wyławiały i emitowały w świat.
Ale to, co się dzieje w najnowszych edycjach muzycznych programów, zaczyna przypominać jakiś groteskowy wyścig na wzruszenia.
W sobotę zobaczyliśmy trzeci odcinek trzeciej serii "X Factor". W każdym z nich płakał Czesław Mozil. W każdym. Taki z niego wrażliwiec. Takie występy piękne.
Pytanie, czy Czesław w takim rozdygotaniu emocjonalnym podoła psychicznie występom na żywo i czy starczy chusteczek. Czuję niepokój. Chyba się rozpłaczę.
"The Voice Of Poland" postanowił przelicytować "X Factor" i przelicytował czterokrotnie, bowiem pobeczeli się zgodnie wszyscy jurorzy.
Marek Piekarczyk tak się tym swoim płakaniem ucieszył, że potem opowiadał o tym przed kamerą wylewnie i z zachwytem - on, stary rockman, i łzy wzruszenia, fantastyczna sprawa, niezapomniane przeżycie.
Nie podejrzewam Czesława, a już na pewno nie Marka Piekarczyka, o wyrachowaną grę, aktorstwo i reżyserowanie własnych emocji. Ale warto zadać pytanie, co też tak niesamowitego dzieje się w tegorocznych "talent shows", że nic tylko siąść i płakać. Ze wzruszenia oczywiście. Czyżby w 2013 roku radykalnie wzrósł odsetek przejmujących występów? Czyżby w 2013 roku jurorzy stali się nagle superwrażliwi i superpodatni na bodźce sceniczne? Wszystko to bardzo tajemnicze (niczym bank watykański). Owszem, niektóre występy w tych konkursach karaoke niczego sobie, może nawet piękne, jednak płakanie teraz jest niesprawiedliwe wobec uczestników poprzednich edycji, którzy słyszeli jedynie, że są niesamowici i fenomenalni, ale łez się nie doczekali.
Michał Michalak