Van Morrison o sławie
20 października ukazała się już 30. w dyskografii Vana Morrisona płyta, zatytułowana "What's Wrong With This Picture?". W wywiadzie promującym to wydawnictwo legendarny Irlandczyk opowiedział między innymi o tym, co sądzi o sławie.
Van, dziś 58-letni, jest jednym z najbardziej szanowanych artystów na świecie. Nigdy nie podążał za modami i trendami i być może dlatego osiągnął tak wielką popularność, którą cieszy się do dziś. Nie potrafi jednak odpowiedzieć na pytanie, jak sławnym się zostaje.
- Cóż, o sławie raczej się nie da czytać. Albo jesteś sławny, albo nie. To nie jest coś, o czym możesz sobie poczytać. Odkąd skończyłem 18 lat, sława towarzyszyła mi w mniejszym lub większym stopniu. O tym nie możesz sobie po prostu poczytać, bo na ten temat nie ma żadnych książek. To nie jest matematyka ani literatura angielska, którą możesz studiować, ani Internet, który możesz zgłębiać. Po prostu nagle okazuje się, że jesteś sławny i to jest ogólnie znany fakt, a nie jakaś tam teoria. Nie wchodzi tu w grę żadna trzecia strona.
- Chociaż jeżeli chodzi o projekcję sławy, potrzebna jest trzecia strona, dzięki której sława rozprzestrzeni się na szeroką skalę. Publiczność dzięki temu uważa, że zna wszystkich sławnych ludzi. Dzięki tej trzeciej stronie, czyli temu, co robi prasa, media. One stanowią trzecią stronę. Znane postacie nie wstają rano z myślą, że są znane. W moich oczach nie jestem wcale sławny. Sława to kwestia punktu widzenia. O tym się nie czyta, o tym się nie uczy - tym się po prostu jest - tłumaczy Van Morrison.
Artysta zapytany o to, czy byłby w stanie wskazać młodym muzykom, którzy się jego twórczością inspirują, którą drogą powinni pójść, jak należy tworzyć, wyraził sceptyzycm.
- Sam nie wiem, dla mnie to wszystko jest kwestia instynktu. Wszystko opieram na instynkcie i na intuicji, a tego bardzo trudno kogokolwiek nauczyć. Jeśli ktoś chciałby tego uczyć, byłoby to bardzo ciężkie zadanie. To nie jest poezja czy kursy literackie. To czysty instynkt. To po prostu wychodzi z..., sam za bardzo nie wiem skąd. Karl Jung mówił coś o zbiorowej nieświadomości. Można w to wierzyć lub nie. Nie wiem, skąd to się bierze.
- Ja nazywam to pisaniem automatycznym. Jimmy Scott stworzył bardzo podobną definicję jazzu. Stwierdził, że jazz jest jak chwila obecna, to, co się aktualnie dzieje w danej chwili w teraźniejszości. I ja uczestniczę właśnie w czymś takim. Nie wydaje mi się, żeby tego można było kogoś nauczyć. Tego się nie da przekazać.