The Beatles: Z wrażenia aż siusiały na ich widok

50 lat temu w mediach po raz pierwszy pojawiło się sformułowanie "beatlemania". Tym słowem chciano oddać przerastającą zdrowy rozsądek popularność The Beatles.

Obrazek z epoki: Tak działa "beatlemania"! fot. Keystone
Obrazek z epoki: Tak działa "beatlemania"! fot. KeystoneGetty Images/Flash Press Media

Kiedy po raz pierwszy użyto terminu "beatlemania", oznaczającego - to za Wikipedią - ogromną popularność zespołu The Beatles, szczególnie charakteryzującej się histerycznymi reakcjami nastolatek?

Szkocki promotor koncertowy Andi Lothian twierdzi, że to sformułowanie padło z jego ust 7 października 1963 roku, podczas rozmowy z reporterem przed koncertem The Beatles w Dundee i to on jest jego autorem.

W drukowanej prasie "beatlemania" zadebiutowała osiem dni później, gdy "Daily Mirror" użył zwrotu w relacji z koncertu Czwórki w Cheltenham. Termin zaczął kwitnąć i - wreszcie - żyć własnym życiem na początku roku 1964 za sprawą manii, jaka ogarnęła amerykańskie fanki grupy.

Symbolicznym wydarzeniem było lądowanie The Beatles 7 lutego 1964 roku na lotnisku imienia Johna F. Kennedy'ego w Nowym Jorku. Brytyjczyków witały wrzaski i krzyki rzeszy rozhisteryzowanych dziewczyn. Tak działo się później podczas każdego koncertu Fab Four, czy po prostu przejazdu zespołu przez miasto.

Histeryczne i wysokie krzyki nie były jednak jedynymi reakcjami na The Beatles. Udokumentowano również liczne omdlenia, a także... wypadki nietrzymania moczu przez wielbicielki Johna, Paula, George'a i Ringo. Według jednej z anegdot z tamtych czasów, bezwiedne siusianie fanek The Beatles stało się zmorą właścicieli sali koncertowych, którzy później musieli doprowadzać fotele do stanu używalności.

Ale "beatlemania" to nie tylko wrzeszczące i omdlewające nastolatki. Sam termin oddawał również nieprawdopodobne sukcesy The Beatles na listach przebojów - zwłaszcza w Ameryce. Podajmy suche fakty, które bez zbędnego ubarwiania robią spore wrażenie.

W okresie od debiutu singla "I Want to Hold Your Hand" na amerykańskiej liście przebojów "Billboard Hot 100" do premiery ostatniego albumu grupy "Let It Be" (około sześć i pół roku), piosenki The Beatles w sumie przez 59 tygodni znajdowały się na 1. miejscu listy, a płyty w zestawieniu bestsellerów spędziły na szczycie aż 166. notowań! Innymi słowy, raz na trzy tygodnie płyta długogrająca i raz na sześć tygodni singel Fab Four były w Ameryce Numerami Jeden! Wynik w pełni uzasadniający użycie wyniosłego skądinąd sformułowania "beatlemania".

"Beatlemania" zapoczątkowała również tzw. brytyjską inwazję, czyli niesamowitą popularność wyspiarskiej muzyki w Ameryce, a ujmując szerzej, była kolejnym krokiem w ewolucji popkultury i kreacji jej współczesnych idoli.

To, że dziś podobne reakcje u młodych dziewczyn wywołują osobowości pokroju Justina Biebera czy członków grupy One Direction, to już inna historia. Tak jak zresztą absurdalna wręcz popularność gwiazd koreańskiego popu.

Wciąż jednak trudno uciec wrażeniu, że wywoływana przez gwiazdy "mania" szybko wymyka się spod jakiejkolwiek kontroli. Zwłaszcza spod kontroli będących jej źródłem idoli.

Artur Wróblewski

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas