Metallica: Bokserzy na ringu
Po kilku słabszych albumach rozległy się głosy o końcu kariery zespołu Metallica. Nowa płyta miała być w tej kwestii wyrocznią. Piątkowy (12 września) koncert z okazji światowej premiery albumu "Death Magnetic" pokazał, że James Hetfield i spółka wcale nie zamierzają składać broni.
To, że potrafią grać jak za dawnych lat, a chłodno przyjęty album"St. Anger" z 2003 roku wcale nie był próbą przypodobania się młodej publiczności, zespół chciał udowodnić przede wszystkim swoim najwierniejszym fanom. Stąd też, piątkowy koncert w Berlinie, jak i kolejny w Londynie (poniedziałek, 15 września), to specjalne wydarzenia promujące nowe wydawnictwo, na które wejściówki mogli nabyć tylko członkowie witryn Met Club i Mission Metallica.
Takie podejście do promocji pozwoliło na pewien luz i spokój członkom zespołu. Jamesa Hetfielda i Kirka Hammetta już na konferencji prasowej rozpierała energia. Dużo żartowali, nawet na tematy śmierci, wywołane pytaniami o okładkę i tytuł. Ostatecznie przyznając, że interpretacji tytułu może być wiele i każdy powinien sobie wybrać najlepszą dla niego. Bardzo pozytywnie ocenili czas spędzony w studio podczas nagrywania i współpracę z producentem Rickiem Rubinem.
Energia ta przeniosła się na scenę, ustawioną w formie prostokąta, centralnie na środku nowej hali widowiskowo-sportowej O2World, na której zespól pojawił się wychodząc z szatni w szpalerze wiwatujących fanów, niczym bokserzy na ring. Można było pomyśleć, że w hali rozegra się pewnego rodzaju walka, walka o przekonanie opornych fanów do nowych utworów i zatarcia złego wrażenia po "St. Anger".
Koncert rozpoczął się dwoma pierwszymi kawałki z płyty "Death Magnetic" - "That Was Just Your Life" oraz "The End of The Line", które, jak na nowe, zostały przyjęte bardzo pozytywnie. Prawdziwą euforię wywołały jednak same słowa Jamesa - który bardzo ciepło powitał publiczność, a dziękując za przybycie i wsparcie - określił wszystkich zebranym przyjaciółmi i zapowiedział, oprócz prezencji nowej płyty, przypomnienie paru starszych kompozycji. Zwłaszcza ta ostatnia deklaracja przypadła do gustu publiczności.
Jakich utworów fani oczekują można się było zorientować po zmiennych emocjach towarzyszącym słuchaczom zebranym wokół sceny. Przy utworach "klasykach" jak "Wolf and Man", czy "Jump in the Fire" ludzie bardzo żywo reagowali, bawiąc się razem z biegającymi po scenie Kirkiem Hammettem i Robertem Trujillo. Trzeci nowy kawałek "Broken, Beat & Scarred" wypadł nieco ospale, podobnie jak utwory z wspomnianej płyty "St. Anger" - nawet bardzo ciekawie brzmiący w wersji koncertowej "Frantic" nie poderwał publiczności.
Najnowszy singel
"The Day That Never Comes"
, wywołał spory odzew, jednak nie u wszystkich - widać podzielone zdania. Całość sali poderwał za to wykonany bezpośrednio po nim "Master Of Puppets", który publiczność wręcz wykrzyczała razem z Hetfieldem.
Zespół przy wszystkich kawałkach bawił się na pełnym luzie. Muzycy, oprócz Larsa Ulricha siedzącego za nieruchomą perkusją na podwyższeniu, cały czas biegali po scenie starając się po równo pokazywać publiczności siedzącej dookoła niej. A gdy na scenę trafiły olbrzymie dmuchane kule z napisem Metallica, zrzucone uprzednio z sufitu, James z Robertem mieli dodatkową zabawę wykopując je w publiczność.
Zespół bisował jeden raz wykonując na zakończenie utwór "Seek and Destroy" w które włączyli się nieomal wszyscy zebrani tego dnia w hali O2World, po czym zgotowali członkom zespołu owacje na stojąco, dając wyraz, iż akceptują odrodzoną Metallikę.
Co do nowej płyty, to zapewne uważanej przez fanów za arcydzieło "Master of Puppets" nie pobije. Początkujący gitarzyści też pewno tak chętnie po utwory z "Death Magnetic" jak z albumu "Metallica" sięgać nie będą. Ci, którzy twierdzili ze Metallica skończyła się po "Kill 'em All" i tym razem zdania nie zmienią. Dla reszty będzie to z pewnością bardzo udany "come back".
Aleksander Mika, Berlin
Przeczytaj nasz wywiad z Robertem Trujillo.
Zobacz teledyski Metalliki na stronach INTERIA.PL.