Elvis Presley: Co dzisiaj robiłby 80-letni Król Rock'n'Rolla?
Mariusz Ogiegło
Wiele osób wciąż zadaje sobie pytanie - co dzisiaj robiłby 80-letni Król Rock'n'Rolla?
Czy podobnie jak nieco od niego młodsi Tom Jones, Paul McCartney czy Cliff Richard nagrywałby wciąż nowe płyty, a sale koncertowe pękałyby w szwach od fanów chcących raz jeszcze usłyszeć na żywo legendę amerykańskiej piosenki? A może wycofałby się z show-biznesu, by w końcu odpocząć (podobno na krótko przed swoją śmiercią miał wyznać - "Jestem zmęczony. Jestem zmęczony byciem Elvisem Presleyem")? Te pytania prawdopodobnie już na zawsze pozostaną bez odpowiedzi.
Są jednak pytania, które od lat nurtują wielbicieli Elvisa a na które... postaram się znaleźć odpowiedzi w tym rocznicowym artykule. Oto mój osobisty Top 5 ciekawostek na temat Elvisa Presleya.
Królewskie urodziny
Przypadającą 8 stycznia 80 rocznicę urodzin Elvisa Presleya celebrować będą fani na całym świecie. W rodzinnym mieście piosenkarza, Memphis, tysiące przybyłych fanów oglądać będą koncerty, projekcje multimedialne, wystawy i... przede wszystkim słuchać wspomnień jego bliskich współpracowników - przyjaciół z dzieciństwa, muzyków, aktorów i trenerów karate. Inne mniejsze bądź większe imprezy organizowane przez fankluby Presleya odbywać będą się nie tylko w Stanach Zjednoczonych, ale także Japonii i Europie (także w Polsce - w Krakowie i Poznaniu). A czy kiedykolwiek zastanawialiście się jak sam Elvis obchodził swoje urodziny?
Na to pytanie odpowiedź znalazłem przeprowadzając wywiad z jego przyjaciółką (żoną jego road menedżera, Joe Esposito), Shirley Dieu. Nazywana księżniczką Mafii z Memphis, Dieu, spędziła z Elvisem i jego przyjaciółmi (m.in. Jerrym Schillingiem, Joe Esposito, Lindą Thompson i Myrną Smith z kwartetu The Sweet Inspirations) kilka dni w miejscowości Vail w Colorado w styczniu 1976 roku. W tym czasie (wyjazd miał miejsce 4 stycznia 1976 roku) Elvis obchodził swoje czterdzieste pierwsze urodziny...
"....co za cudowny czas wtedy mieliśmy", wspominała Shirley Dieu. "Elvis kupił kilku z nas Cadillaki na SWOJE URODZINY. To był jego sposób. Swojego pierwszego Cadillaca dostałam od Elvisa w Colorado. Miał tak wiele radości z dawania innym. Żebyś mógł teraz zobaczyć jak bardzo był podekscytowany, gdy widział twarze tych wszystkich ludzi, gdy dawał im prezent. Bardzo trudno było nie przyjąć prezentu od niego. Jeżeli byś go nie przyjął, to tak jakbyś zabrał mu najcudowniejsze chwile".
Królewska garderoba
O kaprysach i specyficznych wymaganiach gwiazd, zarówno tych rodzimych jak i zagranicznych, wiadomo nie od dzisiaj. Jedni życzą sobie, by w ich garderobach znajdował się system kontroli temperatury, specjalne oświetlenie, jeszcze inni proszą o specjalny rodzaj wody do picia, ręczniki w jednakowym kolorze i tak dalej, i tak dalej. Przykłady można mnożyć w nieskończoność. Ilekroć czytałem te wszystkie prasowe doniesienia, tylekroć zastanawiałem się jakie wymagania stawiał organizatorom swoich koncertów jeden z najważniejszych artystów XX wieku - Elvis Presley...
"Nie", odpowiedział zdecydowanie Charles Stone, producent i organizator tras koncertowych króla rock'n'rolla w latach 70. na postawione przeze mnie pytanie, czy Elvis miał jakieś specjalne wymagania odnośnie hotelu, sceny czy garderoby. "Wynajmował całe piętro w hotelu ze względów bezpieczeństwa. W garderobie chciał mieć tylko sześć coli (coca coli, przyp. autor). To wszystko".
A garderoba? Jak wyglądały pomieszczenia, w których Elvis i towarzyszący mu na scenie muzycy i wokaliści przygotowywali się do legendarnych dzisiaj występów? Ich doskonały, bardzo drobiazgowy opis otrzymałem kilka lat temu rozmawiając z Ritą Overhead, fanką Presleya z Wielkiej Brytanii, która w sierpniu 1972 roku wraz ze swoim mężem Rodem przybyła do hotelu Hilton w Las Vegas, by zobaczyć kilka koncertów swojego idola. Na krótko przed pierwszym show, który zobaczyła została zaproszona za kulisy... "Szliśmy dalej aż do drzwi z napisem 'no exit'. Minęliśmy je i szliśmy wzdłuż długiego korytarza, w którym pełno było ochroniarzy. Wtedy wszyscy zdaliśmy sobie sprawę, że prowadzi nas (Pułkownik Parker, przyp. autor) na spotkanie z Elvisem... Weszliśmy do dużego pokoju. Zobaczyliśmy The Stamps, Sweet Inspirations i Kathy Westmorland. Wszyscy siedzieli i oglądali telewizor (to był ten pokój, w którym Elvis odczytuje telegramy na filmie "That's The Way It Is")", opowiadała Rita.
"Nas wprowadzono do małego pomieszczenia, w którym Elvis musiał odpoczywać pomiędzy występami. Było tam łóżko, na którym stał biały telefon. Natychmiast usiadłam na łóżku. Przy drzwiach stała szafka a na niej duża czerwona japońska lalka (zauważyłam ją, ponieważ moja przyjaciółka z Japonii przysłała mi jej miniaturkę)". W dalszej części rozmowy Rita wspomniała też o "małym pomieszczeniu, w którym wisiało duże lustro", a do którego piosenkarz udał się wprost ze spotkania z gośćmi z Anglii.
Królewskie tournee po... Europie (dlaczego nigdy się nie odbyło?)
"Zawsze będziesz królem w Anglii!", krzyknęła za znikającym w garderobie hotelu Hilton Elvisem jedna z jego wielbicielek. "Dziękuję. Któregoś dnia przylecę do Anglii", odpowiedział jej wokalista. Niestety, jak wiadomo powszechnie, Presley, nie dotarł ze swoimi koncertami ani do Anglii ani do jakiegokolwiek innego europejskiego państwa - pomimo iż każdego dnia oczekiwały tam na niego setki tysięcy jego wiernych fanów ("Prezesi fanklubów z Włoch, Norwegii czy innych krajów często pytali go o jego przyjazd do Europy", wspominał Todd Slaughter, szef angielskiego fanklubu Presleya. "Elvis zawsze grzecznie odpowiadał, że cały czas o tym myśli"). Dlaczego? Przez lata winą za niepowodzenie całego przedsięwzięcia obarczano menedżera artysty, 'Pułkownika' Thomasa Parkera. Czy brak amerykańskiego paszportu 'Pułkownika' był jedynym powodem (i czy w ogóle nim był)?
Wspominając swoje ostatnie spotkanie z Elvisem, na płycie lotniska w Indianapollis (na kilkadziesiąt minut przed ostatnim w życiu koncertem Presleya) 26 czerwca 1977 roku, Todd Slaughter mówił: "W 1977 roku rozmawialiśmy o jego przyjeździe do Europy, podobnie jak w 1972. czy 1973". Jego zdaniem Elvis "był zdecydowany" jechać w europejską trasę koncertową, ale plany te pokrzyżowała... jego nagła śmierć w sierpniu 1977 roku. A plany były bardzo poważne. Charles Stone (wieloletni promotor tras koncertowych Presleya) oraz Dick Grob (szef ochrony Elvisa w latach 70.) zwierzyli się nawet, że w związku z europejskimi występami Elvisa zostały poczynione pewne przygotowania. "Po prostu, on nie myślał dużo o występach w Europie do chwili, gdy kupił Lisę Marie (samolot, który Presley nabył 17 kwietnia 1975 roku - przyp. autor)", tłumaczył w udzielonym mi w ubiegłym roku wywiadzie Charles Stone.
Samoloty Elvisa wystawione na aukcję:
CNN Newsource/x-news
"Miałem zarezerwowany lot do Londynu, by zabukować tam Wembley Arena w czasie gdy była po raz pierwszy dostępna przez siedem dni".
Ponadto, zdaniem Dicka Groba problem tkwił także w braku odpowiednich sal koncertowych, w których można byłoby zorganizować koncerty Króla. "Elvis chciał przyjechać do Europy i zrobić tournee po kilku miastach. Głównym powodem dla którego nigdy się ono nie odbyło, był brak dużych krytych sal koncertowych. Większość hal w tamtym czasie było zbyt małych. Mając na uwadze olbrzymie koszty widowiska w trasie trzeba było brać pod uwagę albo większe tłumy albo naliczać wyższe ceny. Elvis był przeciwny podnoszeniu cen i w rzeczywistości trasa, która nigdy się nie odbyła (sierpień 1977, przyp. autor) była pierwszą, podczas której Elvis zgodził się na podniesienie cen biletów do około 17 dolarów. Inne gwiazdy w tamtym czasie sprzedawały już bilety po 30 dol.", tłumaczył mi w 2014 roku szef ochrony Presleya.
"Elvis uważał, że to nieuczciwe pobierać za bilety więcej niż mógł sobie pozwolić na to przeciętny człowiek. Nie widział też powodu, żeby w mniejszych salach ceny biletów musiały być wyższe. Fakt, że Elvis naprawdę lubił typ sali podobny do tej z 'Aloha From Hawaii' i wszystko co się z tym wiązało. Zaraz po tournee, którego nigdy nie było, trzech lub czterech z nas miało wyjechać do Europy, żeby sprawdzić różne sale koncertowe, sprawdzić kwestie bezpieczeństwa i zakwaterowania. W harmonogramie były przystanki w Londynie gdzie miał być koncert, w Paryżu, Berlinie, gdzie miał wystąpić, w Moskwie gdzie też miał być show i finalnie w Tokio. Niestety z powodu śmierci Elvisa koncerty te nigdy się nie odbyły. Wiele aren mogących pomieścić ogromne tłumy nie była kryta, znajdowała się na zewnątrz, dlatego problemem zawsze była pogoda. Kiedy rezerwowano show rok wcześniej trudno było przewidzieć, jaka pogoda będzie akurat w noc występu. Próbowaliśmy ominąć ten problem w trakcie planowania naszej trasy po Europie".
Dick Grob zdementował także krążące wśród fanów plotki o tym, że 'Pułkownik Parker' nie mógł opuścić granic USA. "Naprawdę nie było innego powodu naszej nieobecności w Europie niż te o których powiedziałem. Niektórzy mówią, że Pułkownik Parker nie mógł jechać do Europy i dlatego Elvis też nie przyjechał. To jest całkowicie nieprawdziwe! Pułkownik mógł pojechać do Europy z amerykańskim paszportem. Trasa po Europie mogła się także odbyć bez udziału Pułkownika, a wszystko mogło zostać załatwione telefonicznie, tak jak robiliśmy to podczas tournee po Stanach Zjednoczonych. Czasami Pułkownik przyjeżdżał na dobę przed nami i komunikowaliśmy się telefonicznie. Tournee po Europie nie wiązało się z żadnymi innymi problemami dla Elvisa. Pułkownik i my mogliśmy się porozumiewać w dokładnie taki sam sposób jak w Stanach Zjednoczonych...".
Królewskie przeboje, które... mogły nigdy nie powstać?
W latach 60. dziennikarze muzyczni często żartowali, że "listy przebojów są jak niekończące się seriale z udziałem Elvisa Presleya", podczas gdy jeszcze inni twierdzili, że gdyby dać Elvisowi do zaśpiewania książkę telefoniczną, to i tak zrobiłby z niej ogólnoświatowy hit... W dorobku artystycznym Króla Rock'n'Rolla znalazło się jednak co najmniej kilka takich przebojów, które z różnych przyczyn mogły nigdy nie zostać nagrane! Oto dwa przykłady.
Jesteśmy krótko po świętach Bożego Narodzenia. W wielu domach wciąż jeszcze stoją pięknie przystrojone choinki, a domy rozbłyskują dziesiątkami kolorowych światełek. To dobry czas by przypomnieć wielki gwiazdkowy przebój Elvisa - "Blue Christmas", wydany po raz pierwszy w 1957 roku na longplayu "Elvis' Christmas Album". Jego kompozytorami byli Bill Hayes i Jay Johnson, a popularność piosenka zyskała dzięki wykonaniu wokalisty country, Ernsta Tubba. Niemal do końca życia Elvis zapowiadał ją na swoich koncertach jako "swoją ulubioną świąteczną piosenkę". I aż trudno w to uwierzyć, ale podczas wrześniowej sesji w 1957 roku... wcale nie zamierzał jej nagrywać! "Elvis lubił Tubba, ale nie chciał robić jego piosenki", wspominał na łamach lokalnej gazety z Nashville, Gordon Stoker z kwartetu The Jordanaires. "Kazano mu zrobić tą piosenkę. Sprzeczał się z nimi (producentami sesji, przyp. autor) i klął przez kilka godzin, aż w końcu kazał nam zrobić najgorsze tło wokalne, jakie tylko mogliśmy - tak, żeby tylko tego nie nagrać. Wokaliści śmiali się więc i zanosząc kaszlem śpiewali w tle woo - woo- woo". Z kolei Millie Kirkham w wywiadzie dla stacji telewizyjnej CNN opowiadała: "Powiedziano nam, że mamy się dobrze bawić - robić coś głupiego. Kiedy skończyliśmy nagrywać, wszyscy się śmiali".
Niewiele także brakło, by świat nigdy nie usłyszał nieśmiertelnego filmowego hitu "Return To Sender", który przez czternaście tygodni przebywał na brytyjskiej liście przebojów z czego przez trzy na jej szczycie! O tym, że piosenka znalazła się w ścieżce dźwiękowej komedii "Girls! Girls! Girls!" z 1962 roku zadecydował przypadek i.... Pułkownik Parker.
Na kilka dni przed rozpoczynającą się 26 marca 1962 roku sesją nagraniową, menedżer Elvisa, Thomas Parker, kompozytorzy Otis Blackwell i Winfield Scott spotkali się w nowojorskiej siedzibie wydawnictwa Hill & Range (odpowiedzialnego za nagrania Elvisa), by zatwierdzić utwory do nowego filmu. Wśród przedstawionych propozycji (piosenki do filmów Presleya zawsze komponowane były wg tego samego schematu - ich autorzy musieli dopasować swój utwór do wyznaczonego miejsca w scenariuszu) znalazła się - oprócz dwóch innych napisanych specjalnie na potrzeby filmu - pierwsza wspólna kompozycja obecnych na spotkaniu Blackwella i Scotta - "Return To Sender". Piosenka jednak zupełnie nie pasowała do scenariusza. Uznano jednak, że może spodobać się Elvisowi, a co ważniejsze - zapewnić powodzenie na listach przebojów.
"Na spotkaniu z Pułkownikiem w nowojorskiej siedzibie Hill & Range Blackwell oświadczył, że napisał tylko dwie piosenki do nowego scenariusza", relacjonował na łamach książki "Platinum: A Life In Music" Ernst Jorgensen. "Ale wtedy wspomniał też o innym numerze, 'Return To Sender'. Normalnie Pułkownik nie brał udziału w wyborze nagrań, ale miał świadomość stałej potrzeby nowego materiału i dlatego poprosił Blackwella, żeby zagrał ją dla niego. "Nie martw się", powiedział Parker po przesłuchaniu. 'Umieścimy to w filmie. Mówię ci to, ponieważ to jest świetna piosenka'".
Kilka dni później, 27 marca 1962 roku, po zaledwie dwóch podejściach, Elvis Presley zarejestrował "Return To Sender" w hollywoodzkim studiu Radio Recorders. Reszta jest już historią.
Królewskie nominacje... do Oscara?
W ciągu 23 lat swojej niezwykłej kariery Elvis został aż czterokrotnie uhonorowany prestiżową Nagrodą Grammy. Pierwszy raz w 1967 roku za album "How Great Thou Art", następnie w 1972 roku za płytę "He Touched Me", a dwa lata później otrzymał statuetkę za koncertowe wykonanie pieśni "How Great Thou Art". Czwartą i ostatnią Grammy Awards Presleyowi przyznano w roku 1971 za całokształt twórczości.
Muzyczne dokonania Elvisa dostrzegli i docenili także członkowie Amerykańskiej Akademii Filmowej. W 1964 roku, na kilka miesięcy po premierze płyty "Roustabout", chcieli by pochodząca z niej ballada "It's A Wonderful World" Sida Teppera i Roya C.Bennetta wystartowała w konkursie w kategorii najlepsza piosenka. "Nawiasem mówiąc, nasza piosenka 'It's A Wonderful World' z filmu 'Roustabout' była jedyną piosenką Presleya braną pod uwagę podczas nominacji do Oscara", wspominał w jednym z wywiadów jej kompozytor, Roy C.Bennett.
Niestety, nigdy nie doszło nawet do złożenia odpowiednich dokumentów w tej sprawie.
Mariusz Ogiegło, "Elvis: Promised Land"
Czytaj także: