Reklama

Deep Purple: Spodek nie odleciał

Wyobrażacie sobie koncert Deep Purple bez "Smoke On The Water", "Black Night", "Hush" czy "Space Truckin'"? Nie ma szans. Żadnego z tych klasyków nie zabrakło też w Katowicach, ale Spodek nie odleciał w przestrzeń kosmiczną.

Sobotni (30 października) koncert w Spodku to drugi przystanek na polskim odcinku kolejnej światowej trasy legendy hard rocka. Niedawno muzycy oficjalnie zdementowali, że nie jest to ich pożegnalne tournée, lecz coraz wyraźniej widać, że weterani zaczynają powoli przegrywać z metryką.

Od dawna już na koncertach nie ma co liczyć na "Child In Time", coraz częściej wokalista Ian Gillan wspiera się głosami publiczności. Ale zaryczeć "Smoooooooooke On The Water" z jednym z najsłynniejszych głosów w historii rocka - bezcenne, szczególnie dla tych najmłodszych, kilkunastoletnich fanów, których do Spodka przyprowadzili rodzice czy dziadkowie.

Reklama

Na trzech koncertach (w czwartek w Rzeszowie, w niedzielę Hala Stulecia we Wrocławiu) Deep Purple ponownie poprzedza śląskie trio SBB. Józef Skrzek z kolegami nie miał zbyt dużo czasu na popisy (niespełna 45 minut), ale powiedzieć o nich, że byli zwykłym supportem byłoby krzywdzące. Skrzek (wokal, bas, klawisze), Anthimos Apostolis (gitara) i węgierski perkusista Gabor Nemeth tworzą niezwykle zgrany kolektyw, pokazując z jednej strony wrażliwość (bluesowe "Freedom", klasyczne "Memento z banalnym tryptykiem", poświęcony zmarłym muzykom - Jimiemu Hendrixowi czy Jurkowi Kawalcowi ze śląskiej, zaprzyjaźnionej grupy Krzak "Pamięci czas"), a z drugiej energię godną młodzieniaszkom (kingcrimsonowo brzmiący "Odlecieć z Wami").

Liderzy Deep Purple lada moment wejdą w wiek emerytalny, dlatego pałeczkę w zespole odważniej przejmuje najmłodszy muzyk - 56-letni gitarzysta Steve Morse. Co ciekawe, młody duchem wydaje się też 62-letni klawiszowiec Don Airey, rówieśnik perkusisty Iana Paice'a. Airey wprawdzie wciąż ma problemy z akceptacją przez ortodoksyjnych fanów Mk II (obok mnie jeden z nich krzyczał "I tak nigdy nie będziesz Jonem Lordem"), lecz pozostali oklaskami nagradzali jego popisy. Podczas wstępu do "Perfect Strangers" nie mogło oczywiście zabraknąć fragmentów z Chopina i "Mazurka Dąbrowskiego", a także cytatu z "Dla Elizy" van Beethovena i swawolnego ragtime'a. Ten numer zresztą to jeden z najmocniejszych akcentów sobotniego koncertu w Spodku.

Niespodzianek być nie mogło, repertuar od dłuższego czasu nie ulega poważnym zmianom, bo fani oczekują największych przebojów. Dość wcześnie, bo jako czwarty, zabrzmiał "Strange Kind Of Woman" (z całym szacunkiem, ale Gillan obecnie przypomina raczej podstarzałego lowelasa...), Purple chętnie sięgały także po udaną płytę "Machine Head" (żelazny zestaw "Smoke On The Water", "Lazy" i "Space Truckin'"). Wielu - mnie osobiście również - ucieszyła ballada "When A Blindman Cries", stonowana, melancholijna wręcz - "If you're leaving close the door / I'm not expecting people anymore"...

Warto poświęcić chwilę Morse'owi, który kilkakrotnie stawał na środku sceny, dając złapać oddech Gillanowi. Złośliwi od razu dodają, że wokalista znikał za kulisami, by zaczerpnąć tlenu ze specjalnie przygotowanych butli, ale takie plotki dotykają tylko największych, przypomnijcie sobie co mówią o Rolling Stonesach. Gitarzysta dał - zdaniem Gillana - "incredible" ("niesamowity") pokaz umiejętności w instrumentalnych "Lost Contact" i "The Well-Dressed Guitar".

Oczywiście razem z zespołem śpiewaliśmy "Smoke On The Water", "Space Truckin'" czy "Perfect Strangers", Gillan nas komplementował, że jesteśmy "fantastyczni", a basista Roger Glover klaskając kłaniał się w pas, lecz Spodek nie oderwał się od ziemi, jak to było w moim odczuciu cztery lata wcześniej.

Przeczytaj relację z koncertu Deep Purple w 2006 roku!

Zespół też wtedy grał numery z ostatniej płyty studyjnej "Rapture Of The Deep", wówczas jednak miały one posmak świeżości. Teraz taki "Things I Never Said" miał rozruszać towarzystwo, ale maszyna rozgrzewała się raczej ospale.

Rozmawiając z fanami uczestniczącymi we wcześniejszym koncercie w Rzeszowie, występowi w Spodku brakowało iskry, dzięki której show pamięta się po latach, a nie zapomina o nim po miesiącu. Obawiam się, że z sobotniego wieczoru w pamięci zostanie mi niewiele.

Jeśli jeszcze nie mieliście okazji zobaczyć Purpli na żywo i usłyszeć najsłynniejszy riff w historii rocka do "Smoke On The Water" - koniecznie jedźcie do Wrocławia. Fani będą tam na pewno.

Michał Boroń, Katowice

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Deep Purple
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy