100 lat temu urodził się Muddy Waters, "ojciec chrzestny" bluesa
Jeden z najważniejszych i najsłynniejszych muzyków bluesowych, Muddy Waters 4 kwietnia obchodziłby 100. urodziny. Waters rozpoczął karierę w latach 40., a swoją twórczością wywarł ogromny wpływ na takie zespoły jak m.in. The Rolling Stones i Led Zeppelin.
"Gdy byłem mały, zdecydowanie chciałem zostać muzykiem. Ewentualnie pastorem albo znakomitym bejsbolistą. Nie potrafiłem dobrze grać w bejsbol - przestałem, gdy zraniłem sobie palec. Nie potrafiłem zbyt dobrze prawić kazań. Więc zostało mi tylko granie muzyki" - przywołuje wypowiedź Muddy'ego Watersa portal wordpress.com.
Waters uważany jest za "ojca chrzestnego" chicagowskiego bluesa i jednego z największych popularyzatorów tej muzyki w historii. Jego muzyka inspirowała całe pokolenia młodych muzyków, m.in. Jimiego Hendrixa, Erica Claptona, Johnny'ego Wintera, Keitha Richardsa i Jimmy'ego Page'a.
McKinley Morganfield przyszedł na świat 4 kwietnia 1913 roku w Issaquena Country w Mississippi, choć na jego nagrobku widnieje data 4 kwietnia 1915 r. Dopiero niedawne badania biograficzne wykazały, że "ojciec chrzestny" bluesa jest dwa lata starszy, niż utrzymywał. Wychowała go babka, Della Grant. Matka przyszłego muzyka zmarła wkrótce po jego narodzinach. To właśnie babka pierwsza zaczęła nazywać McKinleya "Muddy", ze względu na jego upodobanie do zabawy w błotnistych wodach Deer Creek. Wkrótce przyszły muzyk kazał na siebie wołać "Muddy Waters".
Muddy dorastał w posegregowanej rasowo Ameryce. Wychowany w ubóstwie, od najmłodszych lat musiał pracować, by pomóc w utrzymaniu rodziny.
"Zapisałem się do szkoły, ale nie było zbyt wiele tego szkolenia. Gdy tylko było się wystarczająco dużym i silnym, by pracować w polu, szło się pracować" - wspominał muzyk.
W wieku 13 lat zaczął uczyć się gry na harmonijce ustnej. Gdy skończył 17 lat, nauczył się grać na gitarze i starał się imitować słynnych bluesmanów, Sona Housa i Roberta Johnsona.
W 1940 r. otworzył własny interes - tancbudę, oferującą alkohol, hazard i muzykę. Często osobiście występował, by zabawić swoją klientelę. Latem 1941 roku, Alan Lomax, jeżdżący po kraju, nagrywając dla Biblioteki Kongresu amerykańskich muzyków folkowych i bluesowych, zapukał do drzwi Watersa.
"Po prostu nagrał mnie w moim domu" - mówił muzyk na łamach "Rolling Stone". "Potem puścił mi nagranie; brzmiało, jak każde nagranie prawdziwych muzyków. Człowieku, nie masz pojęcia jak się czułem tamtego popołudnia, gdy słuchałem z taśmy tego głosu, który okazał się moim głosem" - wspominał.
Trzy lata później Waters był w drodze do Chicago - jednego z głównych ośrodków życia muzycznego w Ameryce. Występował jako support przed popularnym bluesmanem, Big Billem Broonzym. W 1948 r. nagrał dla wytwórni Aristocrat Records utwór "I Can't Be Satisfied", który stał się przebojem w barach i lokalach tanecznych "wietrznego miasta". Kolejnym hitem okazała się piosenka "Rollin' Stone".
Wytwórnia założona przez polskich emigrantów, Leonarda i Phila Chessów, niedługo później zmieniła szyld na Chess Records i podpisała z Watersem długoterminową umowę. Chess Records miała stać się jedną z najważniejszych wytwórni w historii muzyki popularnej, dając pracę takim artystom jak m.in. Howlin' Wolf, Chuck Berry i Etta James. O dziejach wytwórni i karierach jej muzyków opowiada film "Cadillac Records" (2008) w reżyserii Darnell Martin. W rolę Muddy'ego Watersa wcielił się Jeffrey Wright.
Waters starał się odróżnić od kolegów po fachu nie tylko brzmieniem, lecz także wizerunkiem. Zerwał ze stereotypem niedbale ubranego, biednego bluesmana. Chodził odziany w drogie garnitury, efektowne buty, starając się robić wrażenie niezależnego, wolnego człowieka. W latach 50. udało mu się wylansować wiele utworów, dziś uważanych za bluesowe standardy, m.in. "Hoochie Coochie Man" czy "I'm Ready", autorstwa kontrabasisty Williego Dixona.
Sukces Watersa stał się szansą dla innych chicagowskich muzyków. Choć Muddy zdominował ówczesną scenę bluesową, dzięki niemu popularność zaczęli zdobywać także tacy artyści jak Little Walter czy Howlin' Wolf. Młodzi muzycy marzyli by grać w zespole Watersa. Jego wstawiennictwo ułatwiało karierę.
W połowie lat 60. zainteresowanie bluesem amerykańskiej publiczności osłabło. Popularność zdobywała uwspółcześniona, elektryczna wersja bluesa, do której nie pasowało tradycyjne brzmienie Watersa. Na ponad 10 lat został odstawiony na boczny tor w wytwórni Chess. Jego nagrania przestały się sprzedawać. Nową gwiazdą Chess Records był młody gitarzysta, Chuck Berry.
Renesans muzyki bluesowej w jej tradycyjnej formie, pochodzącej z Delty Mississippi, przyszedł wraz z rosnącą popularnością brytyjskich grup podbijających Stany, m.in. Rolling Stonesów. Ci wykonywali utwory Watersa, chętnie przyznając się do zauroczenia jego muzyką. Próbę schlebienia popularnym gustom podjął w 1968 r., nagrywając "elektryczny" album "Electric Mud". Płyta została jednak chłodno przyjętą przez bluesowych purystów.
Lata 70. jednak znów zepchnęły muzyka w niepamięć. Na parkietach królowało disco, rock and roll przybrał formę glam rocka lub punku. O Watersa dbali jego fani - na występy zapraszali go Rolling Stonesi i The Band, do nagrywania zapraszał go Johnny Winter.
Waters powrócił do koncertowania i nagrywania - w 1978 r. ukazała się płyta "I'm Ready", w 1981 natomiast "King Bee". Po raz ostatni wystąpił w 1982 r., jammując z Ericem Claptonem, podczas koncertu na Florydzie. Zmarł 30 kwietnia 1983 r. "Dziesiątki lat będą musiały upłynąć, byśmy mogli pojąć, jak wielki wpływ wywarł on na obliczu amerykańskiej kultury" - powiedział B.B. King w wywiadzie dla "Guitar World".