Czego słucha nasza redakcja? Iggy Pop, Lipali, Little Simz...

Nowy Rok, nowe polecajki od naszej redakcji! Ponownie znalazły się tutaj propozycje i dla fanów rocka, i dla tych zasłuchanych w hiphopowych beatach.

Tomasz "Lipa" Lipnicki stoi na czele zespołu Lipali
Tomasz "Lipa" Lipnicki stoi na czele zespołu LipaliAdam BurakowskiReporter

Sprawdźcie, co przygotowaliśmy dla was tym razem!

Oliwia Kopcik

We Are Scientist "Settled Accounts" - dla mnie to zespół jeden z tych, że każdy kiedyś tam słyszał "Nobody Move, Nobody Get Hurt" albo "The Great Escape", ale nikt nie wie, czyje to jest. Gdzieś też czytałam, że "to bez wątpienia najbardziej brytyjski zespół, który nie jest brytyjski" i w sumie faktycznie trochę tak jest. Na początku 2023 roku wydali EP-kę "Settled Accounts", na której moje guilty pleasure w postaci indie rocka łączy się ze słyszalnymi wpływami nowej fali. Może i tylko 15 minut, ale za to jakie przyjemne!

Lipali "Ftf" - singel promujący nowy album Lipali pt. "Mechanika". Jeśli ktoś spodziewa się czegoś podobnego do "Kim jestem?", które zapowiadało poprzednią płytę zespołu, no to... "Ftf" jest równie dobre, ale klimatycznie zupełnie inne. Piękny bas przywodzi na myśl Depeche Mode i "Personal Jesus" albo The Clash z "The Guns of Brixton". Czyli wszystko co najlepsze. A poza tym: "Fuck the fascism and xenophobia / fuck the nazism, all the way / fuck the racism and homophobia / in every cornerof the world".

Ignacy Puśledzki

Iggy Pop "Every Loser" - pisałem już recenzję tej płyty i długo walczyłem z samym sobą, żeby pominąć tutaj tę pozycję, ale cóż... Nic na mnie w tym roku jeszcze tak nie podziałało. Iggy Pop zebrał doskonałą ekipę muzyków, niezłego producenta i nagrał album, który słucha się świetnie od pierwszej do ostatniej sekundy. Dawno nie dostaliśmy tak dzikiego Iggy’ego, dawno nie słyszeliśmy go też tak przebojowego. Wszystkim podstarzałym rockmanom życzę takich albumów. Cholibka, czy ja nie mówiłem dokładnie tego samego, kiedy Iggy wydał "Post Pop Depression"?

Afro Kolektyw "ausser betrieb" - Afro Kolektyw wraca z nową płytą i już samo to powinno być świętem dla każdego fana polskiej alternatywy i (hehe) inteligentnego rapu, ale wiadomo jak to z takimi powrotami bywa. Gęba roześmiała mi się zatem, kiedy pierwsza zapowiedź płyty "Ostatnie słowo" okazała się numerem tak dobrym. "ausser betrieb" to jeden z niewielu utworów o stanach lękowych, który mógłby posłużyć jako soundtrack do grubego melanżu. Opa, Opa! Głowa się kiwa, nóżka chodzi, a przecież typ tam rapuje wersy "mocniejsze niż teksty Dylana". No to pucujcie dudy i fujarę i czekajcie na ten album, bowiem przewiduję tu więcej złota.

Andrzej Kozioł

Days of the New (Yellow) - do wszystkich szczęśliwców, którzy zdołali kupić "Żółty" album w przedsprzedaży właśnie lecą, jadą, płyną dwa czarne, ważące po 180 gramów krążki z cudowną muzyką. Album chłopaków z Indiany miał bowiem przed chwilą swoją premierę na winylu. Jeżeli ktoś zetknął się z twórczością DotN, to wie, jak ważnym albumem jest ten wydany oryginalnie w 1997 r. Chłopcy porwali się wówczas na stworzenie niezwykłej płyty osadzonej mocno w grunge’owych brzmieniach, jednak wykorzystali do tego tylko instrumenty akustyczne. Utwory takie jak "The Down Town", "Touch, Peel and Stand" czy "Freak" wybrzmią pewnie jeszcze lepiej z woskowych placków, a fani po raz pierwszy wezmą w dłonie wielką okładkę z bezlistnym drzewem i westchną w zachwycie.

Noel Gallagher's High Flying Birds "Easy Now" - pamiętam, jak w pod koniec lat dziewięćdziesiątych katowałem do rozmagnesowania kasetę "Be Here Now" od Oasis. Podarował mi ją kolega z klasy na okoliczność zabawy w "tajnego Mikołaja". Oczywiście żadnej tajemnicy tam nie było, bo sam o tę kasetę poprosiłem. Bracia Gallagher są mi więc bardzo bliscy. Nie wnikam w te ich zwady i szarpaniny. Nie obchodzą mnie. Nie jestem fanem bardziej Liama czy Noela. Lubię obu. Zwłaszcza że obaj nadal robą kawał dobrej muzyki. Ode mnie, na dobry początek muzycznego roku, jeszcze ciepły kawałek "Easy Now" od Noela Gallaghera i jego Flying Birds.

Michał Boroń

Little Simz "No Thank You" - to jeszcze końcówka 2022 r., ale za to jaka! "Sometimes I Might Be Introvert", poprzedni album Little Simz, znalazł się na samym szczycie naszej redakcyjnej listy najlepszych płyt 2021 r. Jego następca pojawił się niemal bez zapowiedzi w połowie grudnia, przez co mógł umknąć przykryty z jednej strony zalewem kolęd i świątecznych piosenek, a z drugiej podsumowaniami roku. Brytyjska raperka z nigeryjskimi korzeniami ponownie zręcznie wymieszała hip hop, soul, funk i gospel z elektroniką, a nad całością unosi się duch takich artystek, jak m.in. Erykah Badu i Lauryn Hill. "Emocje to energia w ruchu" - podkreśla Little Simz, a od emocji aż tu furczy. "Czas cię uleczy / Znajdź swoją drogę / Znajdź swoją wiarę / Bóg jest z tobą zawsze" - śpiewa towarzyszący jej chór w utworze "Silhouette". Ja ponownie uwierzyłem w Little Simz.

Riverside "Friend or Foe?" - nowe a-ha? A może to jakiś zaginiony pomysł Sławomira Łosowskiego z czasów, gdy było tylko jedne Kombi na świecie? Pierwsze minuty utworu otwierającego zbliżającą się płytę "ID.Entity" (premiera 20 stycznia) mogą wywołać mocne zdziwienie na twarzach fanów Riverside. Mariusz Duda z kolegami zapowiadał powrót do mocniejszego, gitarowego grania z czasów "Anno Domini High Definition", a tu dostajemy piosenkę. Fakt, trwającą prawie siedem i pół minuty, ale zapewniam was, że nośnej melodii nie jest tak łatwo pozbyć się z głowy. Psst, spoiler - na "ID.Entity" takich niespodzianek jest znacznie więcej!

Paweł Waliński

Lamp of Murmuur "Saturnian Bloodstorm" - był kiedyś taki czas, kiedy Abbath nie był jeszcze zapijaczonym pajacem a Immortal stali w forpoczcie norweskiego black metalu. Już nie nosili kapeluszy czarodzieja i nie biegali bez sensu po lesie (sprawdźcie sobie wideo do "Call of the Wintermoon"), ale w samym sercu zimy podpinali elektryczne gitary wprost do piargu i czerpali z niego moc chodzenia stylem krabika. Fajne, eskapistyczne, naiwne czasy. Amerykański solowy projekt Lamp of Murmuur na nowej płycie brzmi do złudzenia jak starsi koledzy z Norwegii. I w tym przypadku nie jest to zarzut, ale wyraz tęsknoty tkwiącego we mnie dziecka do czasów, kiedy życie było proste, zimy śnieżne, a black metal jeszcze trochę straszny. Blashyrk!

Full of Hell & Primitive Man "Rubble Home" - w muzyce ekstremalnej poprzeczka zawieszona jest wysoko, choć może lepiej byłoby napisać: "walec zajechał daleko", więc numery, które mogą na miłośniku gruzu wywrzeć jeszcze jakieś wrażenie swoją brutalnością, trafiają się stosunkowo rzadko. Na szczęście wtedy wchodzą Full of Hell, cali na czarno. Zauważyć przy tym należy, że panowie nie wywodzą się wcale ze sceny metalowej, ale grindcore'owo-powerviolence'owej. A zauważenie, że zauważyć to należy jest tylko dowodem, że sceny metalowe i punkowe tak blisko siebie nie były bodaj od czasów debiutu Suicidal Tendencies, a zatem bez mała od 40 lat.

Marcin Flint

RTN "Sunset Music" - lubelski specjalista od gangsterskiego kalifornijskiego funku daje ciepłe, słoneczne światło w środku stycznia. Miasto Aniołów nie rzuca tu cienia na groove jak kiedyś. Jest żywiej, organiczniej, pełniej, czasem z nienachalnym, klubowym sznytem, zawsze bez słów. 20 minut przyjemności.

Kaz Bałagane "Jak żyć w WWA?" - Bałagane znów udowadnia, że nie tylko umie liczyć, ale też przenikliwie patrzeć na swoje rodzinne miasto. Okazuję się równie życiowy, co błyskotliwy, numer podbija świetnym, zaraźliwym refrenem, a producent APmg jest - jak to on - "always flexin'". To jeden z pierwszych dużych hitów rapowych 2023 roku.

Aleksandra Cieślik

Yellow Horse "Without Your Love" - panowie z południa Polski nawiązujący stylem do lat 70. powrócili z nowym singlem zwiastującym nadchodzącą w tym roku płytę. "Without Your Love" to energiczne, gitarowe granie z charakterystycznym wokalem Pawła Soi. Grupa zagrała nieco mocniej niż na krążku "Lost Trail", który przyniósł im rozpoznawalność. Jak powiedzieli w rozmowie z Interią, to właśnie takie brzmienia zagoszczą na kolejnym albumie.

Dawid Bartkowski

Inicjatywa "Sklep z pamiątkami" - ach ten przekaz. Do tego dobry beat oparty na jazzowych i soulowych samplach. DJ też obecny, no bo jak? Taki jest właśnie "Sklep z pamiątkami" trójmiejskiej Inicjatywy. Włączasz sobie takie "Skrecze bity skity" i już wiesz, że masz do czynienia z hip-hopem, którego jest coraz mniej. Tutaj liczy się każdy detal, pojedynczy dźwięk i słowo, a i dograny instrument też ma znaczenie. "'98 Zidane" to nie tylko nostalgiczny tytuł, ale i pomysł na numer. "Voodoo" wcale nie gorsze pod tym względem, za to bliższe ulicy, doskonale oskreczowane, cuty również mistrzowskie. "Ronin" z kolei brzmi niczym instrumentalny b-side do jednego z klasycznych francuskich singli, do którego dograno polskie wokale. Otwierający "Korner" to klasyczne cudo przypominające najlepsze czasy rodzimego podziemia. Co tu dużo pisać - Rane i Orzech weszli na kolejny poziom.

Plako Wajber feat. Ferus, eSITe "No limit" - od dawna narzekamy na brak płyt producenckich w polskim rapie (dobra, dobra, był m.in. Kubi Producent, ale wejdźmy pozytywnie w 2023, okej?), a tu proszę - końcówka roku przyniosła aż dwa albumy (sic!), które na każdej liście powinni bardzo mocno namieszać. O ile Amatowsky na "Pełni" zaoferował totalnie przemyślany od A do Z koncept, to już Plako Wajber (tak, tak, produkuje całość) na "outwajbers" co chwila zaskakuje. Pierwsze zetknięcie z "No limit" - najbardziej charakterystycznym i jednocześnie najciekawszym momencie płyty - wręcz uderza. Klasyczna nowojorska szkoła została tu stłamszona przez londyńskie przedmieścia, które pamiętają czasy debiutu Dizzy'ego Rascala. Nie myślcie tylko, że Plako, Ferus i eSITe poszli na łatwiznę - dużo tu naszej swojskości wymieszanej z czarnym refrenem. Nie do wiary - to się po prostu udało.

Rafał Samborski

Mario Kontrargument "Muzyka memiczna" - Mario Kontrargument w przerwie od robienia bitów dla podziemnych raperów, nagrywa sobie komediowy rap. Pierwsza płyta Ghettopop - projektu współtworzonego z Klarenzem - zaznaczała parodystyczne zapędy duetu, ale dopiero druga poszła w pełni tym tropem. Jej naturalną kontynuacją wydaje się solowa twórczość Maria, co "Muzyka memiczna" potwierdza w pełni. Tutaj nie bierze się jeńców. "Jadę po ksywach (diss)" opiera się na nieustannym powtarzaniu wypełniaczy pokroju "dobra, dobra", "okej, okej" po bit z "Lose Yourself". Rzecz doskonale zrozumiała przez wszystkich miłośników rodzimych walk fristajlowych.

Mamy "Szon-Pol", który brzmi jakby Mario postanowił sobie przypomnieć o estetyce twórczości Nowatora. Miłośnicy prawdziwego przekazu i twardych rapów dostają "Pawła Jumpera". Szczytowym momentem krążka jest za to "Rap w stylu PRO6L9M pisany na kolanie w 5 minut" - idealna wręcz parodia Oskara i Steeza: podkręcenie dystopijnych miłostek duetu do granic śmieszności, flow, syntetyczny futurystyczny bit, dialogi między dwoma wokalami (oba wykonane przez gospodarza utworu). Działa tu wszystko. Jestem ciekaw tylko, jak długo Mario Kontrargument będzie w stanie pociągnąć tę formułę. Bo nie da się ukryć: to pomysł, który po czasie może się wyczerpać. To jeszcze zdecydowanie nie ten moment, ale obawiam się, że może wkrótce nadejść.

Afro Kolektyw "Ausser Betrieb" - "Ostatnie słowo" to chyba najbardziej oczekiwana przeze mnie płyta w tym roku. Projekt dowodzony przez Afrojaxa wraca z nowym materiałem po 8 latach od zakończenia działalności. I jak mam słabość do wulgaryzujących acz niesamowicie błyskotliwych projektów nagrywanych jako Legendarny Afrojax, tak szczytowymi momentami twórczości muzyka było to, gdy w jego wiecznym samoupadlaniu skatologiczne wersy stanowiły zaledwie... smaczek. A tak było w czasach działalności Afro Kolektywu.

"Ausser Betrieb" to powrót do bardzo komunikatywnej i mniej odtrącającej niezaznajomionego słuchacza liryki, a przez to rzecz dużo bardziej strawna dla postronnych. Choć i tu mamy piękne "Jak kot bez głowy harcuję po podeście/Bredzę coś jak nieszczęście/Chłód w odpowiedzi mnie chłoszcze/Prawda boli? Ściśnięty wór boli mocniej". Przede wszystkim muzycznie to zaś rzecz bliższa trzeciej płycie Afro Kolektywu "Połącz kropki", która dla mnie jest najlepszym dokonaniem Afrojaxa i spółki. Zamiast piosenkowego repertuaru, którym grupa żegnała się ze sceną niemal dekadę temu, mamy tutaj prawdziwy powrót do korzeni: organiczny hip-hop. I - jak mawia klasyk - bardzo k... dobrze.

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas