Czego słucha nasza redakcja? Fisz Emade Tworzywo, Spokój i Zuta

Oprac.: Oliwia Kopcik
Nowy rok, ten sam cykl polecajek. Ponownie przychodzimy do was z propozycjami utworów i albumów, które warto znać!

OLIWIA KOPCIK
Batna "Ślepość" – zawsze przy tych polecajkach mam listę rzeczy, które chcę polecić, muszę wybrać jedną i jest mi trudno, a walka wewnątrz mojej głowy jest naprawdę głośna. Bo czy przesłuchałam już kilkanaście razy nowy album Mikromusic i tańczę w kuchni do "Nie umiem tańczyć"? Albo czy pokochałam już MTV Unplugged Wojciecha Waglewskiego? No tak, i wiadomo, że polecam. Ale tym razem mogę z czystym sumieniem przedstawić ludzi, których znam, lubię i którzy wydali właśnie świetny album. Zespół Batna znam jeszcze sprzed pierwszej płyty, debiut pamiętam doskonale i po przesłuchaniu "Ślepości" od razu słyszę, jak chłopaki się przez ten czas rozwinęli i nabrali pewności siebie w szerzeniu metalowego mroku. I ten falsecik w kawałku "Major"! Albo tekst w "Chce mi się śmiać" - wspaniały. Moje najcięższe muzyczne zapędy kończą się gdzieś przy Killing Joke, więc czy znam się na takiej muzyce? Wcale. Czy "Ślepość" śpiewam już z pamięci i jestem dumna, że to moi koledzy? Jeszcze jak!
Spokój "Chudy lekkoduch" - "I nigdy z nikim chyba się nie przyjaźnił, jak przykładowo ja z tobą" - ten wers nie wiem ile razy wyśpiewałam już z Kubą Kawalcem, chociaż on nawet o tym nie wie. Razem z Patrykiem Kienastem tworzą, według mnie, wspaniały dream team. Najpierw przez przypadek zrobili doskonałą solo płytę "Ślepota", a teraz to! Dajcie już ten album, proszę.
WERONIKA FIGIEL
Noah Kahan "Live From Fenway Park" - album wyszedł co prawda pół roku temu, ale na moich słuchawkach znalazł swoje miejsce dopiero w tym miesiącu. Jako że zimowy czas nie sprzyja koncertowaniu, musialam się ratować live krążkiem, który niesamowicie oddaje klimat letnich nocy w spoconym tłumie ludzi, kiedy zdzierasz gardło wykrzykując słowa piosenek w niebogłosy. Noah Kahan rozkochał mnie w swoich szczerych tekstach od pierwszego usłyszenia. Ten album pokazuje, że wystarczy on, mikrofon i ukulele, aby cały stadion tańczył i śpiewał. Chociaż tematyka piosenek nie do końca sprzyja radościom - prędzej rozmyślaniu nad błędami swojego życia i nad tym, co by mogło być, a nie ma. Jest tam trochę wzruszeń ("Forever"), trochę ciepła, które wylewa się prosto na serducho ("All my love") i trochę bólu leczonego wesołą melodią ("Stick Season"). Idealny zestaw na ponure, zimowe wieczory.
Zuta "Zwierciadło" - ta piosenka skradła moje serce już kilka tygodni temu, gdy usłyszałam ją na koncercie. Wiadomo, że Zuta potrafi zrobić show przez duże "s", więc każda jej piosenka w wersji live robi wrażenie. Trochę się więc niecierpliwiłam na premierę wersji studyjnej, ale wreszcie nadeszła i to w jakim stylu! "Zwierciadło" wkroczyło na moje Spotify z przytupem. Tajemnicza i nieco mroczna melodia, kojarząca się z zadymionym klubem. Rytmiczny bit i gitarowe riffy, które przenoszą cię myślami do lat 80. i 90. A do tego tekst-majstersztyk: "Przymierzę chód, założę but, zamiast patrzeć i łkać, cóż złego może się stać". Aż żal przestać słuchać w kółko!
TYMOTEUSZ HOŁYSZ
Touché Amoré "Spiral In A Straight Line" - krążek amerykańskiej grupy wydany w październiku zeszłego roku początkowo do mnie nie trawił. Poprzedni album "Lament" postawił poprzeczkę bardzo wysoko, przez co moje pierwsze chwile z nową płytą pozostawiły lekki niedosyt. Wszystko zmieniło się, gdy w zupełnie przypadkowym momencie parę miesięcy później zacząłem nucić "Nobody's". Dałem "Spiral In A Straight Line" drugą szansę. Teraz płyta prawdopodobnie trafiłaby do mojego podsumowania rocznego, bo oferuje genialną dawkę emocjonalnego post-hardcore'u, który przy obecnej pochmurnej pogodzie sprawdza się idealnie.
Larry June, 2 Chainz & The Alchemist "Munyon Canyon" - zostańmy jeszcze na chwilę w temacie pogody. Za oknem wciąż zimno, dlatego takie propozycje również są bardzo potrzebne. Zarówno sam utwór, jak i cały krążek "Life Is Beautiful" stworzony przez mojego ulubionego producenta wszech czasów The Alchemista sprawia, że czuję się, jakbym znajdował się na luksusowym jachcie w samym środku lata. Żaden utwór nie umila oczekiwania na słońce, jak ten!
PIOTR WITWICKI
Fisz Emade Tworzywo "25" - dojrzała, mądra płyta, na której nikt nic nie udaje. Długi, pełen odniesień, bardzo różnorodny album. Wraz z wiekiem Fisz jest coraz bardziej refleksyjny, Emade coraz bardziej pewny siebie. Ten pierwszy wraca do wczesnych płyt i młodzieńczych ideałów, by przez ich pryzmat spojrzeć na współczesny świat. Ten drugi nie boi się przeskoczyć z oldscholowego hip-hopu na brzmienia lat 80. i wrócić przez ragga do klasycznego rocka. Papuga na okładce świetnie oddaje ideę albumu, który jest najbardziej kolorowym i różnorodnym dziełem zespołu.
Roc Marciano, DJ Premier "Armani section" - Roc Marciano nie zwalnia tempa. W zeszłym roku dwie dobre płyty, a w tym już dwa fantastyczne single. Pierwszy przyjemnie bujał, a drugi dzięki DJowi Premierowi przypomina o najlepszych czasach hip-hopu. Jak to dobrze, że ktoś tak jeszcze gra!
DAMIAN WESTFAL
The Weeknd "Hurry Up Tomorrow" - to zamknięcie pewnej epoki. Żegnaj The Weeknd, bo pora przywitać Abela Tesfaye'a. W sumie to nie jestem specjalnie zdziwiony jego niesamowitą precyzją, ale myślę, że nie mogliśmy sobie wymarzyć lepszego "pożegnania". Surowe emocje w opowiadaniu historii, przejścia między utworami (a jest ich aż 22!), głębia produkcji, jego głos… A to wszystko w charakterystycznym dla The Weeknda nastrojowym R&B z eksperymentalnymi, futurystycznymi dźwiękami. Posłuchajcie. Dobre na zadumę o północy, jak i na każdą porę dnia.
Justyna Steczkowska "GAJA (Eurovision Edit)" - myślę, że każdy zdążył się już zapoznać, jak nie z tą najnowszą wersją, to chociaż z tą z listopada zeszłego roku. Mnie bardziej przypadła do gustu właśnie ta eurowizyjna. Odświeżona wersja zawiera dodatkowe 30 sekund (regulamin Konkursu pozwala na piosenki do 3 minut), więc Justyna wykorzystała ten czas do ostatniej sekundy. I mądrze wykorzystała. Dodano więcej rzeczy charakteryzujących samą Justynę, czyli zjawiskowe wokalizy. Jest też czas na "dance break". No i muszę przejść na inne agma (słowa mocy), bo ciągle mylę się z "Jarga Drago Wese Trado Istra…" znanymi z zeszłorocznej propozycji piosenkarki do Konkursu Piosenki Eurowizji, czyli "WITCH Tarohoro". Nic tylko czekamy na maj! "Jej imię GAAAAAJA!".
RAFAŁ SAMBORSKI
Bad Bunny "Debí Tirar Más Fotos" - ten album przypomina mi, dlaczego powinienem wrócić do nauki hiszpańskiego. Teraz może być trudniej, bo "Duo is dead". Nie zmienia to faktu, że Bad Bunny proponuje bardzo nowoczesne spojrzenie na reggaeton, które w swoich założeniach wykracza dalej niż poza prosty dem-bowym riddim. Jestem przekonany, że gdyby nie muzyka elektroniczna, wpływy nowoczesnego EDM-u, za który odpowiadają aktualne chociażby Fred Again… czy Skrillex, taki "el Club" czy "BOKeTe" z pewnością brzmiałyby zupełnie inaczej. Ba, całe "Debí Tirar Más Fotos" byłoby pewnie zupełnie inną płytą. Dostosowanie tego brzmienia do muzyki Puerto Rico - nie na odwrót - i wyjątkowo zaangażowane teksty sprawiają, że mamy do czynienia z naprawdę niezwykłym połączeniem. Nic dziwnego, że to jeden z najlepiej ocenianych albumów tego roku.
Fisz Emade Tworzywo "Sedno" - przyznaję, że nawet jeżeli technicznie twórczość Fisza i Emade jest wykonywana teraz z absolutną precyzją, to przesunięcie jej ciężkości w stronę muzyki środka oznaczało też pożegnanie się z wyjątkowym spojrzeniem na rapowe brzmienie. Bo trzeba przyznać, że propozycje podane przez duet stanowiący sedno projektu Fisz Emade Tworzywo były swego czasu naprawdę oryginalne i na swój czas futurystyczne. A tu proszę, panowie Waglewscy wrzucili na nową płytę numer, którego fundament sugeruje jakby Emade odkopał projekt bitu z czasów "Polepionych dźwięków" i unowocześnił go brzmieniowo. Fisz wraca natomiast do rozwiniętego storytellingu i rapowania, odwołując się w nawijce do swojego charakterystycznego offbeatowego flow z tamtych czasów. Choć głos spokojniejszy, niższy, bo i więcej siwych włosów, a rysy twarzy coraz bardziej skopiowane od znanego ojca.
Jarosław Kowal
ASkySoBlack "Touch Heaven" - brzmienie nu metalu i metalu alternatywnego z przełomu XX i XXI wieku najpierw było uwielbiane, później wyszydzane, a od kilku lat coraz częściej sięgają po nie muzycy tak młodzi, że albo byli przedszkolakami, kiedy Korn i System of a Down święciły największe sukcesy, albo w ogóle nie było ich jeszcze na świecie. Klokwise, Tetrarch, Graphic Nature, UnityTX czy Dear Evangeline to tylko kilka przykładów. Teraz do listy można dopisać także pochodzący z Filadelfii ASkySoBlack, który ostatniego dnia stycznia wydał debiutancki album. Podobnie jak u wielu innych kapel z tej kategorii, nie ma tutaj niczego nowego, jest za to dogłębne przestudiowanie liczącej ponad dwie dekady formuły, odrzucenie z niej wszelkich mankamentów i wyeksponowanie tego, co sprawdzało się najlepiej. Szczególnie fani i fanki Deftones powinni mieć na tę ekipę oko.
Oklou "Family and Friends" - Marylou Vanina Mayniel długo kazała czekać na premierę swojego debiutanckiego albumu. Pierwsze single wydała ponad dekadę temu, w międzyczasie systematycznie powiększała grono oddanych fanów i fanek, zyskując w internecie status niemalże kultowy, a nawet wystąpiła w Polsce podczas Soundrive Festival 2022. Na początku lutego wreszcie się doczekaliśmy. Chociaż nikt, kto już poznał feeryczny, folkowo-elektroniczny świat Oklou rozczarowany materiałem z "Choke Enough" być nie może, to trudno nie odnieść wrażenia, że singlowy "Family and Friends" (wydany we wrześniu ubiegłego roku) pozostaje najbardziej reprezentatywnym utworem w dorobku francuskiej artystki. Lekkość i tajemniczość doskonale łączą się tutaj z przebojowością utrzymaną na tak wysokim poziomie, że jak raz wpuścić ten refren do ucha, to tygodniami nie chce z niego wyjść.