Reklama

WCK "Skład Kru": Wielki Czyn Kolektywny [RECENZJA]

2020 właśnie dobiega końca. Dla rodzimych nawijających ekip to rok zerowy, bo ich dotychczasowe oraz przyszłe wysiłki powinny być dzielone na te przed erą "Skład Kru" i po niej. To manifest hiphopowej jedności, jakiego podzielona Polska potrzebowała i na który nie zasługiwała.

2020 właśnie dobiega końca. Dla rodzimych nawijających ekip to rok zerowy, bo ich dotychczasowe oraz przyszłe wysiłki powinny być dzielone na te przed erą "Skład Kru" i po niej. To manifest hiphopowej jedności, jakiego podzielona Polska potrzebowała i na który nie zasługiwała.
Okładka płyty "Skład Kru" WCK /

Historia hiphopowych kolektywów w Polsce to historia niespełnienia. Obrońcy Tytułu, Gib Gibon, PFK Kompany, PDG Kartel i Wiesz O Co Chodzi nigdy nie doczekali się płyty. Zip Skład nagrał jedną, zaledwie sygnalizując w latach 90. potencjał realizowany potem w projektach będących jego częścią składową. Szybki Szmal zaliczył albumowy falstart, zmienił skład, dorzucił świetny mixtape i pogrążył się w tlącym się do dziś konflikcie.

Teraz niby coś się ruszyło - na południu jest Ćpaj Stajl, na północy Unda, Chillwagon to puchnący nieustannie rapujący mem (odpowiedź ma pytanie ile w tym hip hopu zostawię jednak czytelnikom, zasłaniając się klauzulą sumienia). Potężną siłę ognia krążkiem sprzed roku zasygnalizowało BOR Crew, ale kiedy jego druga największa gwiazda, Szpaku, odsyła do Palucha po odpowiedź na pytanie, czy jest jego częścią, to znaczy, że coś tu się mocno nie zgadza.

Reklama

Na tym tle warszawskie (nie do końca, niemniej w głównej mierze) WCK jest większym ewenementem niż była Molesta. To nie są żadni Avengersi, skrzyknięci przed kamerę w śmiesznych strojach, żeby zarabiać jeszcze więcej. "Dzięki Kajtek za rozmowę, wtedy ledwo, teraz stoję" - kończy swoje wejście Ryfa w "Intrze".

"To są sprawy rodzinne, a nie jakiś pomysł na zarobek" - podejmuje chwilę później wywołany do tablicy Kajtek. I to jest sedno WCK. Rodzina. Tak jak na poprzedzającym właściwy album mixtape'ie prezentowała się często w solowych odsłonach, tak tu w absolutnej większości utworów trzyma się razem. Wchodzi sobie w słowo, podejmuje swoje wątki, podbija się, co prowadzi do pamiętanej ze staroszkolnego hip hopu synergii, aż pasja, radość nagrywania, radość bycia razem staje się niemal namacalna. Pisząc recenzję, mam zupełnie zerową potrzebę wyszczególniania czyichś zwrotek, ustawiania członków familii względem siebie. To działa jako całość w sposób bezprecedensowy. Monolit.

"Skład Kru" ze wszystkimi swoimi dopowiedzeniami, wykrzyknikami, z premedytacją olaną poprawnością językową, mnóstwem hermetycznych wersów jest ostentacyjnie niedzisiejsze. Co chwilę dotyka człowieka wrażenie, że to było nagrane dla przyjemności i nigdy nie miało być publikowane, silniejsze, gdy pada np. wers o puszczaniu bąków od zawietrznej, a bardzo poważne, znakomite, wyżyłowane emocjonalnie "Nie umiem ci powiedzieć" rozsadza refren o robieniu "z japy dupy".

Płyta dokłada starań, by zagrać na całym mnóstwie sentymentów. "Dobry Lajw" brzmi tak, że od razu szoferka w autobusie sama wykleja się literkami ze smerfami, ten kawałek za skrętem odpalonym idzie, za rapem niedocenionym zawsze idzie - kto nie wie o co chodzi, to niech się proszę dowie, bo bez dobrego detektora nawiązań WCK może prezentować się jak "Cyberpunk 2077" na konsoli PS4.

"Bez plejbeku" bez znajomości szybkoszmalowego "Ładuj" i świadomości kim był ś.p. Leh to połowa frajdy ze słuchania. "Hit" od razu przypomina tę starą, szczęśliwie zamkniętą szkołę aż nazbyt naturalnych i spontanicznych dziewczęcych refrenów. A "Outro" z tą niekończącą się litanią pozdrowień, niegdyś standardem? Samo wzruszenie.

Myli się jednak zupełnie ten, kto spodziewa się tu skansenu. Zwrotki na tym poziomie nonszalancji i puszczonej samopas kreatywności, którymi to chętnie wykazuje się Skrubol i podśpiewający co rusz Gruby Józek kiedyś by nie przeszły. Świadomą swojej seksualności Ryfę spalono by na prawilnym stosie. Pachnie tu wolnością i wyzwoleniem na skalę w starym polskim hip hopie niespotykaną.

Również dzięki bitom. Sprawdźcie same groove'y ze środka płyty - minimalistyczny, bąblujący funk Dadiego w "LazyOne...", ostre, klubowe, nie biorące jeńców funczysko MitchDope'a w "Fazkonautach" i gangsterki, kalifornijski funczur RTN-a w niemożliwie przebojowym "A może ty?" to coś, o czym kiedyś można było w Polsce pomarzyć. To, że psychodeliczny trap flvwlxssa z całym tym onieśmiejalącym bogactwem perkusji nie miał prawa istnieć, to oczywiste. Ale też mało kto podchodził do hip hopu tak muzycznie i z takim wyczuciem detalu jak Mayor, a gitara nie przycinała czarno jak u Panamy.

Chwalę, bo za produkcje narysowana winna być laurka - i dla samego WCK, bo nie na trzecim albumie, tylko od zawsze mają do bitów fantastyczne ucho, i dla wszystkich bez wyjątku w ich powstawanie zaangażowanych. Medal w kategorii "jak kiedyś; niemniej z dzisiejszą głębią, selektywnością, mocą" należy się Szwedowi SWD i Siwersowi.

To ciężkie kozactwo i tym lepiej panów słyszeć, że tworzą raczej na potrzeby swoich ekip i to nie są słyszane już gdzieś rzeczy, jakie mógłby mieć tu każdy, nie kupisz sobie tego ot tak. Poza tym sam podkład do takiego "A4S7" jest tak dobry, że wystarczy położony na nim refren Knapa i potem rapowo mogłoby się dziać cokolwiek, a i tak chciałoby się zapętlać.  

Mógłbym dopisać, że się super złożyło, bo większość WCK ma swój absolutny prime, ale Knap pokazał to okupując szczyt z tegoroczną "Kuchnią Polską", Mada "niespokojem" i "Alchemią słowa", można tylko żałować, że Ryfa nie ma w 2020 choćby EP-ki, a Skrubol nie zaznaczył imponującego progresu autonomicznym, fonograficznym śladem. Wypadałoby dodać, iż dla tego kolektywu nie ma tematów nie do ugryzienia, niezależnie od tego, czy to akurat Józek cudownie prostolinijnie żali się, że nie umie mówić o swojej wierze w Boga tak jakby chciał, czy wspaniałomyślny ostatnio Knap wspina się na wyżyny wredoty odpulając pannę w klubie.

Ale tak jak nie będę babrać się wersach, tak i technikalia sobie zostawię. Ważniejsze wydaje się co innego. W czasie gdy rap jest szwindlem, a zakochanie w sobie "artystów" trwa w najlepsze, WCK-owe podejście jest wyjątkowo ludzkie, uczciwe w swojej przekorze i daje ogromne wytchnienie. "Skład Kru" będzie zapętlane długimi miesiącami. Tak właśnie robi się hip hop. 

WCK "Skład Kru", WCK

9/10

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: recenzja
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama