W pogoni za ogonem
Dominika Węcławek
Air "Love 2", EMI
Nowa płyta najbardziej stylowego francuskiego duetu elektronicznego trąci nudą. Nieliczne przebłyski geniuszu giną w mroku wtórności.
Dwa i pół roku temu panowie z Air zaprezentowali ciekawy zwrot w tył. Remanent w archiwach, a może i sentyment za czasami, gdy uwodzili nastolatki poszukujące drugiego dna w melancholijnych dźwiękach analogowych klawiszy, doprowadził ich do tego, co stanowiło o sile "Pocket Symphony". O ile wejść dwa razy do tej samej rzeki się nie da, to wcisnąć słuchaczom dwa razy to samo niby można. Ale nie wypada.
Tymczasem słuchając "Love 2" nieustannie odnoszę wrażenie, że połowa piosenek brzmi, jakby skreślono je z listy utworów bardzo dobrego "100000 Hz" czy jeszcze lepszego "Moon Safari". I nagle, nie wiedzieć czemu, do nich wrócono. Czyżby dodatkowa harmonijka i kilka prostych wersów, pozwoliły uwierzyć, że już jest fajnie? Właśnie , że nie jest. Mamy tutaj syndrom szwedzkiej konserwy. Niby jej zawartość da się po latach strawić, ale nie każdy żołądek to wytrzyma. Jasne, słuchacz niewymagający zachwyci się tym, czym w przypadku duetu Godin - Dunckel zawsze można się cieszyć: wspaniałym brzmieniem syntezatorów, precyzją, nastrojową atmosferą kompozycji.
Nowa płyta ma dobre momenty, na przykład otwierające krążek "Do The Joy". Unikalny klimat numeru budują nie tylko komunikaty, nasuwające na myśl satelitę, który przechwycił właśnie fragment międzyplanetarnego przekazu, ale przede wszystkim brudne, przytłumione partie gitar. Sprawdzają się one również w "Be a Bee", nadając utworowi posmaku rockabilly. Od banału i przewidywalności sprawnie ucieka jeszcze "Night Hunter". Reszta piosenek daje im się dogonić. "Tropical Disease" jest encyklopedycznym przykładem rozmytej, rozwlekłej, klawiszowej pościelówy. "Sing Sang Sung" bije rekordy w trywialności, spinając nachalny wokal z beznadziejnym refrenem.
Zamiast ożywczej bryzy, otrzymujemy więc otępiającą dawkę stęchlizny. A szkoda, bo znając potencjał i kreatywność obu panów, można było liczyć na to, że ostatnie lata spędzą nieco bardziej produktywnie. Tymczasem wszystko wskazuje na to, że na grudniowy koncert Francuzów w Warszawie trzeba będzie wziąć poduszki.
4/10