Treść bez tremy

Skorup "Droga Watażki", Fandango Records / Fonografika

Okładka albumu "Droga watażki"
Okładka albumu "Droga watażki" 

"Droga Watażki" to nie jest muzyka, którą raper nagrał dla ziomków. Mówimy o "korsarzu", względnie "wajdelocie", przygotowującym swoje zdumiewające wiersze dla "gagatków", "ancymonów" i "miglanców". Poza tym, "to nie przemysł, a kultura tworzenia, rozum, wiedza, zapał, talent, styl istnienia". No właśnie...

Proszę wyobrazić sobie następującą sytuację. Jedziemy pociągiem i w przedziale obok trafia się awanturnik. Ktoś bierze sprawy w swoje ręce. Skorup ujmuje interwencję następującymi wersami: "Wściubił głowę do przedziału wnętrza / I rzekł - widzę, że gitara nie gra / Zgasił petka i chwycił palanta / A ten rzecze - przeca morda nie szklanka / Się poszarpał, jednak rady nie dał / I w mig opuścił swój przytulny przedział". Przytoczyłem tę lekką, a zarazem literacką frazę bynajmniej nie po to, by brnąć ku konkluzji, że gliwicki mistrz ceremonii robi tak chętnie - i jak najbardziej słusznie - wyszydzany "studencki rap". Bo choć w pierwszej połowie płyty można odnieść czasem takie wrażenie, to jest ono krzywdzące. Niedorzecznych abstrakcji, ulizanej niby-erudycji i destrukcji słów w atmosferze uwznioślenia na "Drodze Watażki" właściwie nie uświadczymy.

Są myśli włochate, po sowizdrzalsku zbereźne. Obserwacje miejskie, niewyspane, kanciaste. Jest filozofia - utrzymana w granicach rozsądku. Spotkałem się z porównaniem Skorupa do Afrojaxa, lidera Afro Kolektywu. Znowu kulą w płot. U Jaxa numer "Las to mój dom" byłby zjadliwą satyrą na ekologów, a "Gdziekolwiek" kąśliwym festiwalem neuroz. A Skorup mówi o tym, że od jagód i poziomek ma "ryj upaćkany jak pancerz biedronki". Właściwie nie mówi, ale rapuje, z lekkością, melodią, w swoim stylu, z niepowtarzalnym akcentem. Tańczy na beatach "jak z wilkami Kevin Costner". Tego typu oryginał to gatunek na scenie jeszcze na dobre nie narodzony, a już ginący. Diament, w dodatku po szlifowaniu. Że skorzystam z cytatu - "wystarczy kartka i długopis, latam za darmo nawet nie paląc konopi".

Byłbym o Skorupa zupełnie spokojny, bo w dobie internetowej poczty pantoflowej tak świeża i ciekawa rzecz przepaść nie ma prawa. Niepokoi mnie jedno - tu nie ma akcentów elektro, maniery indie, partii smyczkowych, refrenu od Kasi Nosowskiej i recytacji od Macieja Maleńczuka. W sferze muzycznej otrzymujemy klasyczny hip-hop - duszny, ciężki, oszczędny. Głuche stopy, werble jak trzask w pysk, zapętlone podkłady. Czasem jest to muzyka pomysłowo odrealniona, nigdy przebojowa w radiowym rozumieniu. Czy dzisiejszy odbiorca to przełknie? Musi się na nowo przyzwyczaić. Gliwicki raper obiecuje: "Nawet w klubie, gdzie popyt na refreny, ja będę deklamował treść i bez krzty tremy". Oby tylko nie zabrakło mu animuszu. Trzymam kciuki oszołomiony bardzo dobrym albumem.

8/10

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas