Tede & Sir Mich "Ka$ablanca": Piosenka rzemieślnicza [RECENZJA]

Jest tylko jedna przeszkoda, która na późnym etapie rapowej kariery nie pozwala Tedemu zbudować pomnika na jego (i jej) miarę. Jest nią Tede. "Ka$ablanca" to dobry album, na którym kontrola jakości nadal potrafi zawieść, a narracja zaczepno-obronna zażenować. Nie ma wielkich raperów przy takiej małostkowości, bez dystansu.

Okładka albumu "Ka$ablanca"
Okładka albumu "Ka$ablanca"materiały prasowe

Tede jest w polskim rapie instytucją, tu nie ma dyskusji. Ale pogadać można o tym, co jest modus operandi tej obejmującej przynajmniej dwie i pół dekady twórczości. Warszawiak wciąż wyznaje rzemieślnicze podejście z lat 90., w którym bit trzeba było ujechać, podkuć rymami, zarzucić zapadającymi w pamięć wersami i wreszcie puścić się galopem, żeby pomachać mijanej konkurencji stojąc w siodle.

Łączy rzeczone podejście z nowoszkolną mentalnością, gdzie rap to fabryka chwytliwych piosenek, wpadających w ucho podkładów i zaraźliwych refrenów, będących ponad mitycznym przekazem. I jak mu to wychodzi? Lepiej niż nieźle.

Bardzo podoba mi się traktowanie rapu jako dziedziny "popaprańców, co się lubują w tych kalamburach". Zarówno ujęcie tego takimi słowami, jak i samo założenie. Niemiec pewno by powiedział "kunstwerk". Kiedy Tede chce "żebyś tu tupał / do momentu aż ci puści klej w butach", to czuć tu legendarnego zioma z 3H.

Gęba się śmieje, gdy "Bizancjum" klei mu się do "cesarstwu", a "wątpisz" do "pątnik", bo mało kto by to tak rozkminił. Śpieszmy się cenić wyobraźnię i inteligencję, tak szybko w rapie przemijają. Moment, w którym w "ONONONO" staje bit, zaś raper w kontekście Sławka z Bayer Fulla rzuca "Mordo, to konfabulant" to są te patenty, ten poziom zmyślności oczekiwanej od wytrawnego gracza.

Producent Sir Mich zapewnia przegląd inspiracji od kalifornijsko bujającego "Jaaaculi" i nowojorskiego, najntisowego "DWWA20", przez doładowany EDM-em reggaeton "Leć ze mną" i trap'n'b "Drajwu", po drill "Kto z kim gra". Niezależnie od tego, jak hi-haty nie szaleją i jak bas nisko nie schodzi, miło słyszeć, że bęben tu zazwyczaj nadal waży, groove nadal jest paliwem, a czasem chce się "Celebrować sukces" na breaku i z dęciakami, jakby Jay nadal tu rozdawał karty.

Przez te wszystkie lata rap stał się Michową strefą komfortu i przekrój przez niego (rap, nie Micha) nie wiąże się już z tym, że utworom można momentalnie przyszywać zachodnie (i nie tylko!) odpowiedniki. To już nie jest "type of beatmaking". A może i jest, tylko inspiracje nie są skrajnie oczywiste? Ale tu dojdziemy w takim razie zaraz do zapętlenia i wniosku, że nie ma świeżej muzyki, są tylko niedostatecznie osłuchani odbiorcy. Przy tej podaży utworów nie sposób być na bieżąco. Stawiam zatem tezę, że Mich jest wszechstronny, bezbłędny i ma z Granieckim ten przelot, który zszywa bit z nawijką niewidocznymi spinaczami.

Wiele się tu udało. Wrażenie robi więź z rodzinnym miastem, do którego Tede zwraca się bezpośrednio w "Takiej smutnej". Cieszy trzeźwe i bezlitosne podsumowanie trendów w "Overflexyn" i sytuacji w kraju w "DWWA20". Ujmuje refleksyjny, poruszająco osobisty "Drajw". "Więcej" i "PLNY III" to imprezowe pewniaki, którym nie brak skuteczności, kozackiego refrenu, ale i niezbędnej podczas upałów lekkości. "Hajsman" wraz ze "Sztos ej" wjeżdżają z wersami, które pokazują, że nie ma dyskusji o polskim GOAT (raperze wszech czasów) bez Granieckiego.

Dlaczego zatem ostateczna ocena nie jest wyższa i nie podejrzewam "Kasabalanki" o bicie się w podsumowaniach o rapową płytę roku? Bo głębokim cieniem na dobry krażek rzuca się Tede w stanie permanentnej osobistej wendetty. Trudno uwierzyć w ten luz i nonszalancję, skoro tak często wyziera wiecznie czymś urażony i nakręcony Ekscelencja, napięty jak Oyche Doniz pod tagiem JWP.

Trudno się zajarać publicystą czy wrażliwym gościem, kiedy znowu nie ma odwagi, żeby wypchnąć nieciekawe raporty z garderoby i z garażu poza wersje podstawowe płyt, ugryźć się w język, utrzymać w ryzach wewnętrznego Sebastiana. Wreszcie trudno łowić kalambury z tekstów, bo tak jak rozumiem trendy, tak nie zawsze można zasłonić się mumble rapem czy nonszalancją, czasem brzmi to wyłącznie jak warsztatowe lenistwo i brak szacunku do odbiorcy.

Co z szacunkiem do Tedego? Oczywiście jest i byłby jeszcze większy, gdyby Tede umiał być sobie surowym producentem wykonawczym, na przykład takim, który zauważy że patent w "Szlaufen" jest na zwrotkę, a nie numer. Albo że "Notoryczny skejt" był fajny jedynie w teorii, w praktyce został muzyczną pokraką, zaś w "Jaaaculi" puściutka nawijka bit bardziej stopuje niż mu pomaga i kawałek gubi resztki potencjału w słabym refrenie wyciśniętym z siebie tak, jak wyciska się z tubki resztę pasty.

Przydałoby się, żeby Jacek częściej wyłączał tryb nieśmiesznego ironisty walczącego ze swoją metryką niczym z wiatrakami. Więcej człowieka, mniej "turlania za***istości" i "przy******nia w stylu Jurka" (chodzi niestety o Jerzego Urbana, dość specyficzny wzór dla gościa wychowanego w PRL). Wtedy nikt nie będzie kwestionować szeregu zasług. I ustanie ten drażniący szum.

Tede & Sir Mich "Ka$ablanca", Tede Enterprise

7/10

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas